Skocz do zawartości
Nerwica.com

Sodden

Użytkownik
  • Postów

    8
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Sodden

  1. 1. Nic co by mogło ją urazić. Nawet jeżeli prezent się nie spodobał, to nie powód do takiego zachowania, ale to już kwestia dobrego wychowania. 2. Cóż, byłem ślepo zakochany. 3. Rozum podpowiada, żeby zrobić sobie przerwę od związków dopóki się nie ogarnę, serce chciałoby, żeby znowu pojawił się ktoś w moim życiu. Nie szukam nikogo na siłę. Zobaczymy co z tego wyjdzie. 4. Zapisałem się na siłownię. Po treningu zawsze polepsza się humor. Nie wiem, czy to przez ludzi i klimat jaki tam panuje, czy to przez wysiłek fizyczny, który wspomaga wydzielanie endorfin. Tusza mi tak nie przeszkadza przez stres w ciągu 1,5 miesiąca zjechałem 7kg, w siłowni zrzuciłem 3kg. Jeszcze z 3-4kg i według tabeli BMI waga będzie w normie. 5. Jest jedna rzecz o której zawsze marzyłem, ale musiałem zrezygnować ze względu na związek. Jak uda mi się stanąć na nogi to będę dążył do tego celu, tym bardziej, że mam przyjaciela, który o tym samym marzy. 6. W wieku 24 lat braliśmy ślub Przez 9 lat gdy pojawiał się jakiś problem to rozmawialiśmy o nim i szukaliśmy rozwiązania/kompromisu, dlatego tym bardziej zaskoczyło mnie jej zachowanie. Trochę wolności - zgadzam się w 100%. Nie samą miłością człowiek żyje, dlatego spotykałem się z przyjaciółmi raz na 3 tygodnie, średnio po 3h. Niestety żona twierdzi, że za często wychodziłem i powinienem siedzieć z tyłkiem w domu... Póki co nie będę nikogo szukał bo nie ma sensu. Sama się znajdzie. 7. Wnioski już wyciągnąłem. Po oświadczynach zaproponowałem żonie, żebyśmy zamieszkali przez jakiś czas razem, żebyśmy się sprawdzili, zobaczyli jak wygląda takie normalne życie - nie chciała. "Nie będę komuś płacić za kredyt, jak w tym czasie mogę za te pieniądze spłacać swój. Nie musimy niczego sprawdzać. Kocham Cię i chce spędzić z Tobą resztę życia i się z Tobą zestarzeć, jestem pewna, że nam się ułoży i nie musimy niczego sprawdzać." To był błąd, że odpuściłem. 8. Nie miałem zamiaru jej zatrzymywać. Wyciągnąłem do niej rękę, chciałem o tym porozmawiać, dojść do porozumienia, ale nie odpowiadała na żadne próby kontaktu. Po tym co zrobiła, to ona powinna próbować się ze mną kontaktować, nie ja. Nie będę za nią latał i się płaszczył, żeby jaśnie królowa wpuściła mnie z powrotem do swego królestwa. Trzeba mieć swoją godność i szacunek do siebie. Nie pozwolę, żeby owinęła mnie wokół swojego palca, czy zrobiła ze mnie pantoflarza. 9. Są wzloty i upadki jeżeli chodzi o humor i to się będzie jeszcze ciągnęło przez długi czas. Wolałbym, żeby mnie jakieś tabletki wspomogły. Nie chciałbym kompletnie załamany przyjeżdżać na sprawę rozwodową. Muszę być w miarę trzeźwo myślący w sądzie, a nie mówić pod wpływem emocji. Z tego co piszecie, to antydepresanty nie otępiają i pomagają w miarę ustabilizować się emocjonalnie, więc nie widzę żadnych przeciwwskazań. ciężko jest tak dyskutować z kimś, wiem jakie to frustrujące bo mój były też kiedy mówiłam mu o swoich odczuciach zawsze starał się udowodnić, że to nieprawda. Niestety odczucia i uczucia są bardzo subiektywną sprawą więc takie udowadnianie co najwyżej może wywołać złość, frustrację i poczucie niezrozumienia a także przeświadczenie, że nic się w tych kwestiach nie zmieni bo 2ga osoba nie rozumie naszych potrzeb. 1. Ty mu mówiłaś o swoich odczuciach, moja żona nie wspomniała o nich ani razu, dopiero w momencie gdy przyszedł kryzys i chciała rozwodu. Tak postępuje dojrzały człowiek? Przez 2 miesiące siedzi cicho, kumuluje wszystko w sobie, a na końcu wybucha i żąda rozwodu? Sory. Jeżeli jest jakiś problem, oczekuje się czegoś innego od drugiego człowieka, to trzeba o tym rozmawiać, dojść do porozumienia, dać szanse się zmienić, a nie zachowywać się jak gówniarz, skreślać wszystko za jednym zamachem i chować głowę w piasek. 2. Twój były starał się udowodnić. Ja po prostu udowadniałem, że nie ma racji i przy każdym moim kontrargumencie stwierdzała, że faktycznie się myliła, ale i tak jej już nie zależy. O jednej rzeczy jeszcze nie pisałem. Miesiąc temu rozmawiałem przez telefon z ojczymem żony. Mówił, że mam o nią walczyć, że mam się starać, póki mam jeszcze szansę wszystko naprawić, mam o nią walczyć. Zrobił mi małe pranie mózgu. Po tym telefonie próbowałem znowu się z nią kontaktować telefonicznie, przez smsy, maile. Następnego dnia, jak nieco ochłonąłem po rozmowie z "teściem" i zacząłem myśleć trzeźwo pomyślałem : "Ale zaraz. Chwila. Przecież nie zrobiłem nic złego, żebym zasłużył sobie na takie traktowanie, a mam teraz za nią latać jak piesek? O nie. Potraktowała mnie jak śmiecia, z dnia na dzień, bez żadnego logicznego argumentu skreśliła nasze małżeństwo i wyrzuca mnie z domu nie dając żadnych szans na poprawę, a ja mam teraz wracać do niej na kolanach i prosić żeby jaśnie pani mnie przygarnęła? Nigdy w życiu, bo za chwilę zrobi ze mnie niewolnika." Dwa tygodnie później przyszedł pozew o rozwód. Ponad tydzień po mojej odpowiedzi na pozew, przyszedł list z urzędu w celu wymeldowania mnie z jej mieszkania. Wychodzi na to, że chyba faktycznie czekała, aż zacznę się za nią uganiać i może liczyła na to, że nie dam jej rozwodu... Niech spie.dala.
  2. Poznaliśmy się w listopadzie 2004 i wtedy mieliśmy po 15 lat. Byliśmy ze sobą w lutym 2005r. Oświadczyłem się we wrześniu 2010r. Ślub w czerwcu 2013r. W styczniu 2014r wyrzuciła mnie z domu. 25 lat kończę za 3 tygodnie więc jeszcze przed rozwodem, bo zakładam, że rozprawa nie odbędzie się wcześniej niż za 1,5 miesiąca
  3. Wszystko wyjaśni się w sobotę jak do niej pojadę. Na razie nawet nie chcę o tym myśleć, że mogła mnie zdradzić. Jeżeli okaże się, że po 9 latach związku i tak krótkim okresie małżeństwa znalazła sobie gacha, to będzie element który mnie dobije i pozostanie mi wtedy zafundować sobie betonowe buciki, bo z taką myślą nie będę w stanie żyć.
  4. Z mojej perspektywy wygląda to trochę inaczej. Jednego dnia mam to o czym marzyłem całe życie, następnego dnia to wszystko zostaje mi zabrane. Wiem, że po zimie musi przyjść wiosna, tylko pozostaje kwestia przetrwania tej zimy, a ja w tej chwili czuję się jakbym stał goły na 20 stopniowym mrozie. Mam nadzieję, że jeszcze znajdę na swojej drodze kogoś wartościowego, chociaż na tę chwilę nie wyobrażam sobie życia z kimś innym. Zawsze była tylko ona, ta pierwsza, ta jedyna, teraz została tylko pustka.
  5. Cóż, jestem typem romantyka. Zawsze lubiłem kupować kwiaty bez okazji, ulubione czekoladki, chodzić na długie spacery czy leżeć na plaży przytulony do drugiej połówki i patrzeć na zachód słońca/gwiazdy. Mam nadzieję, że przez tę sytuację, nie zostanie mi uraz i zaufam drugiej kobiecie. Do czasu kłótni nie zauważyłem nawet najmniejszej zmiany w jej zachowaniu. Jeżeli miała kogoś to nie musiała się wymykać. Ona pracowała do 15:30, ja do 19:00 i ja pracuję często w weekendy - zazwyczaj 3x w miesiącu. Telefonu nie chowała. Jest straszną pedantką i wszędzie ma porządek. Wszystkie maile, rozmowy na fb, połączenia w telefonie, smsy były kasowane, bo musiał być porządek. Kiedyś była sytuacja, ze ktoś jej naopowiadał bzdur na mój temat i przyszła do mnie to wyjaśnić, myślę że tym razem byłoby tak samo. Też mi przechodzi to przez myśl, bo nie widzę innego logicznego wyjaśnienia. Tylko dwie rzeczy nie pasują mi do tej układanki. 1. Zawsze brzydziła się zdradą. Jak słyszała, że ktoś kogoś zdradza to od razu był dla niej skreślonym człowiekiem. 2. Jak pisałem na początku, po kłótni udało się dojść na chwilę do porozumienia. Tego dnia doszło do współżycia. Moim zdaniem, gdyby miała kogoś innego to by do tego nie doszło. Z drugiej jednak strony, może kocha dwie osoby na raz i sama nie wiedziała co robić. W sobotę jadę do niej po ostatnie swoje rzeczy. Jak nie odbierze telefonu to wchodzę z policją póki jeszcze jestem tam zameldowany i wtedy się okaże czy ta różnica charakterów nie ma rąk i nóg. Niestety po 9 latach związku to nie jest takie proste. Nawet, kiedy traktuje mnie w taki sposób cały czas ją kocham. Muszę jak najszybciej dostać się do psychiatry, żeby mnie wspomógł jakimiś tabletkami, żebym mógł szybciej stanąć na nogi. A przede mną jeszcze najgorsze... Sprawa rozwodowa...
  6. Wszystkim jest trudno uwierzyć w to co się stało, tym bardziej, że nic nie zapowiadało takiego obrotu sytuacji. Te argumenty są tak grubą nicią szyte, że musi być jakieś ukryte drugie dno. Ale co się pod nim kryje? Tego nikt nie wie. Nawet jak rozmawiałem z teściową, to twierdzi, że córka nie powiedziała jej wszystkiego, bo nie sądzi, że z takich powodów kończyłaby związek. Żona jest osobą bardzo porywczą i upartą. Jak podejmie jakąś decyzję to jest prawie niemożliwe, żeby zmieniła zdanie. Często podejmowała decyzje pod wpływem chwili, nie patrząc na konsekwencje, a później próbowała sobie wmawiać, że jej decyzja była właściwa. Jak ktoś zalazł jej za skórę, kończyła od razu znajomość. Nie myślałem, że mnie to kiedyś spotka. Przed kłótnią było wszystko jak zawsze. Pocałunki, na spacerach trzymaliśmy się za ręce, mówiliśmy sobie nawzajem, że się kochamy. Właśnie dlatego jestem w takim szoku, że to się stało tak nagle. Lubiły się z moją mamą. Sama proponowała, żebyśmy ją zapraszali do nas "na kawę". W takim razie będę musiał udać się do psychiatry. Nie powinno być problemu, żeby się do niego szybciej dostać.
  7. Na wstępie przepraszam, że tak długo, ale żeby zrozumieć moją sytuację, musiałem zamieścić całą historie. Kiedy się poznaliśmy, byliśmy młodymi ludźmi. Mieliśmy wtedy po 15 lat. Bardzo szybko okazało się, że mamy wiele wspólnego i że między nami jest coś więcej niż znajomość. Po trzech miesiącach byliśmy już parą. Pierwszy rok związku był trudny, wiele niepotrzebnych kłótni o głupoty, później żyliśmy już tylko miłością. Po 5 latach, klęknąłem na kolano i poprosiłem ją o rękę. Uśmiechnęła się szeroko i bez chwili wahania powiedziała tak. 3 lata później stanęliśmy na ślubnym kobiercu. Byłem najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi. Miałem kobietę, którą kocham nad życie, mieliśmy własne mieszkanie, pracę... Przez pierwsze pół roku małżeństwa czułem się jak w niebie, chciałbym, żeby tamten stan trwał wiecznie. Niestety jak to bywa w życiu, każde małżeństwo musi przejść pierwszy kryzys. W styczniu miała urodziny, dostała własnoręcznie zrobiony prezent od mojej mamy - w dowód uznania jaką jest dobrą żoną. Nie uszanowała go, potraktowała jak zwykłego śmiecia i zaczęła wyzywać. Doszło między nami do krótkiej wymiany zdań, a później nadeszły długie ciche dni. Po tygodniu od kłótni wróciłem do domu z wizyty u mamy. Czekała już na mnie w korytarzu. - Chcę, żebyś jak najszybciej się wyprowadził. Szok. Kolana się pode mną ugięły, wargi zaczęły drżeć, a łzy same zaczęły napływać do oczu. - Dlaczego? - Bo przestało mi już zależeć. - Po 9 latach związku, 8 miesiącach małżeństwa mówisz, że przestaje ci zależeć i skreślasz wszystko przez jedną kłótnię? - Nie. Nie układało się między nami już od dwóch miesięcy i chce, żebyś się jak najszybciej wyniósł i chcę rozwodu bez orzekania o winie. Drugi szok. Milion myśli na raz. Ale jak? Co? Dlaczego? - Nie. Nie wyprowadzę się, dopóki mi nie wyjaśnisz dlaczego przestało ci zależeć. Odpowiedzi były tak absurdalne, że aż do dzisiaj nie mogę w nie uwierzyć. * nie pasujemy do siebie charakterami * za często spotykasz się z przyjaciółmi * nie pomagałeś mi w domu * rozmawiałeś z koleżanką z pracy * nie poświęcałeś mi wystarczająco dużo uwagi Wszystkie argumenty jakie podała, każdy, co do jednego najmniejszego byłem w stanie udowodnić, że to nieprawda o czym mówi i było zupełnie na odwrót. Po prostu wymyślała na siłę. Poprosiłem, żeby przemyślała wszystko do jutra, bo te argumenty, które podała są absurdalne i to nie jest powód wyrzucania męża z domu i żądania rozwodu. Następnego dnia stwierdziła, że będziemy dalej razem, ale chciała, żebym kilka rzeczy robił inaczej - między innymi poświęcał jej więcej uwagi. - A co z tym co wczoraj mówiłaś? Że ci już nie zależy, że mnie nie kochasz? - Byłam na ciebie po prostu wściekła i powiedziałam to w złości. - A dlaczego nie mówiłaś mi od początku, że jest coś nie tak? Przecież nie byłoby tej całej sytuacji, gdybyś mi o tym od razu powiedziała. Tak robią małżeństwa. Kiedy jest problem to o nim rozmawiają. - No, pewnie nie byłoby tej sytuacji, ale tak wyszło. Następnego dnia po powrocie z pracy, zjadłem obiad i zaproponowałem żebyśmy się położyli. Powiedziała, że chętnie i zaproponowała, że może obejrzymy coś w telewizji. - Nie. Ściągnij koszulę, pewnie jesteś zmęczona po pracy, zrobię ci masaż. - Nie! Nie chcę, jestem zmęczona. - Przecież przed chwilą chciałaś oglądać telewizję i nie byłaś zmęczona. - Nie będziesz mi teraz robił awantury! Jestem zmęczona, źle się czuję i chcę spać! - Chciałaś, żebym się do ciebie zbliżył, poświęcał ci więcej uwagi, staram się, a ty mnie zbywasz. O co ci znowu chodzi? - O nic. Nie zależy mi już. Wyprowadź się rozumiesz?! Rano zadzwoniłem do pracy. Wziąłem wolne. Chciałem jej zrobić niespodziankę i dać jeszcze szansę naszemu małżeństwu. Kupiłem masę kwiatów, świece, zrobiłem chińszczyznę według przepisu znalezionego w internecie, przygotowałem własnoręcznie zrobiony film z naszymi zdjęciami i podkładem muzycznym, przebrałem się w garnitur ślubny. Wróciła z pracy razem z mamą. Spojrzała na wszystko, odwróciła się do mamy i powiedziała: - Patrz, myślał, że mnie przekupi. Ty masz się jak najszybciej wyprowadzić! - Jesteś pewna tego co mówisz? - Tak! 4 godziny później już mnie tam nie było. Zabrałem większość swoich rzeczy, zostały nieistotne drobiazgi i przedmioty o których zapomniałem. Pierwsze dni były ciężkie. Cały czas oglądałem się za siebie bo miałem nadzieje, że zaraz ktoś wyskoczy z ukrytą kamerą. Nie chciałem nic robić, nie chciałem jeść, mama mówiła, że wyglądam jakbym był w stanie apatycznym. Poczekałem, aż emocje opadną, po tygodniu zadzwoniłem do niej. Chciałem porozmawiać o tej sytuacji, dowiedzieć się, czy nie zmieniła zdania. Nie odebrała telefonu, chociaż mam 100% pewność, że mogła. Dla mnie było to dobitne danie do zrozumienia, że wszystko skreśliła i że nie chce mnie znać, mimo wszystko, gdzieś tam głęboko miałem nadzieję, że będzie jeszcze dobrze. Przyjaciele poświęcili dużo czasu na rozmowach ze mną, wspierali mnie. Jako tako stanąłem na nogi. Zacisnąłem zęby, wziąłem się w garść i starałem się iść dalej przez życie. W międzyczasie próbowałem jeszcze dwa razy do niej zadzwonić, wysłałem smsa, maila, ale bez odzewu. Robię wszystko, żeby mieć cały czas jakieś zajęcie, żeby o niej nie myśleć. Biorę każdą możliwą nadgodzinę w pracy, zapisałem się na siłownię, staram się spotykać jak najczęściej z przyjaciółmi, zabieram psa na długie spacery. Przez jakiś czas było w miarę dobrze. Niestety tylko przez jakiś czas. W zeszłym tygodniu dostałem pozew o rozwód, a w tym tygodniu przyszedł list z urzędu w celu wymeldowania. Tym razem to już na pewno koniec. Wrócił ten stan, w którym byłem na początku. Znowu cały czas zadaję sobie pytanie - dlaczego? Znowu zacząłem się oglądać za siebie szukając gościa z ukrytą kamerą. Znowu mam milion myśli na raz. * Dlaczego nie odbiera telefonu? Czy naprawdę po 9 latach wspólnego życia nie zasługuję nawet na rozmowę? Czy tak bardzo ją skrzywdziłem, że sobie na to zasłużyłem? * Czy jeszcze kogoś poznam? * Jeżeli tak, to czy będę w stanie komuś zaufać po tej sytuacji? * Gdzie ja teraz kogoś znajdę? * Jak będzie wyglądało teraz moje życie? * A jak już będę sam do końca życia? Nie potrafię żyć w samotności...Nie chcę... * Miałem wszystko. Kochającą żonę, wspólne mieszkanie, pracę, niczego mi nie brakowało. Byłem po prostu szczęśliwy. I z samego szczytu spadłem na samo dno. Przyjaciele mówili kiedyś, że ona na mnie nie zasługuje, że powinienem znaleźć kogoś lepszego. Zgadza się. Miała bardzo trudny charakter, ale nikt nie jest idealny i zaakceptowałem ją taką jaka była i taką ją kochałem. Cały czas zadaję sobie pytanie - gdzie ja teraz kogoś znajdę? Kto mnie zechce? Kurdupel z lekką nadwagą, mieszkający z mamą 25-letni rozwodnik po zawodówce sprzedający lampy. Nie wygląda to zbyt optymistycznie... Znowu mam problemy z zasypianiem, gdy już zasnę, często śni mi się po nocach sytuacja, jak żona wyrzuca mnie z domu, jak ją próbuję przepraszać, że nam nie wyszło i żebyśmy dalej spróbowali naprawić związek, albo jak mówi mi, że chce zacząć ze mną układać życie na nowo w innym mieście. Gdy rano wstaję, nie mam siły podnieść się z łóżka. Nie widzę sensu wstawania. Wszystko co robię jest dla mnie bezcelowe. Zacząłem notorycznie spóźniać się do pracy, po 4 latach wróciłem do palenia, co raz częściej i intensywniej pojawiają się myśli samobójcze. Miewam "napady paniki". Ściska mnie w klatce piersiowej, gwałtownie przyśpiesza oddech i bicie serca, nagle chce mi się płakać, w myślach panikuję mówiąc: co teraz będzie? jak to już z nami koniec? dlaczego? ja nie chcę! ja ją kocham! dlaczego tak się stało?! Dlaczego mi to zrobiła?! Ja już nie chcę tak dłużej, nie chcę już żyć..." Były chwile, w których zacząłem szukać w internecie informacji, w jaki sposób bezboleśnie popełnić samobójstwo. Układałem sobie w myślach list pożegnalny do przyjaciół, rodziny w którym przepraszam, że zawiodłem, że psychicznie nie dałem rady. Wtedy łzy cisną się same do oczu. Dzisiaj jest ciut lepiej, dlatego postanowiłem coś z tym zrobić. Wiem, że nie dam sobie sam rady, żeby przetrwać ten trudny okres i muszę znaleźć pomoc, zanim zrobię coś głupiego. Ostatnio chciałem udać się do psychologa poprosić o jakieś tabletki antydepresyjne, niestety jak to w polskiej służbie zdrowia, wszędzie długie terminy - minimum 1,5 miesiąca. Szukałem psychologa online, ale wszędzie płatne. Przez przypadek znalazłem to forum, gdzie ludzie wspierają się nawzajem w trudnych chwilach, dlatego postanowiłem napisać tu swoją historię. Szukam wszędzie wsparcia, żeby choć na chwilę wypłynąć na powierzchnię i złapać oddech, zanim znowu ta sytuacja pociągnie mnie na dno.
×