Skocz do zawartości
Nerwica.com

pluszowy.miś

Użytkownik
  • Postów

    6
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia pluszowy.miś

  1. Ewakuacja konieczna, ale szukanie od razu kogoś innego to chyba nie najlepszy pomysł. Pchanie się w kolejny związek bezpośrednio po takiej traumie to trochę strzał w kolano moim zdaniem. Najpierw trzeba zbudować od nowa swoją samoocenę, bo inaczej jest sie łatwym obiektem dla kolejnych manipulatorów. Nie, nie, ktoś nowy na pewno nie wchodzi w grę. Przypuszczam, że zanim komukolwiek bym zaufała - musiałoby minąć dużo czasu.. Swoją drogą, zawsze moim głównym problemem rozstania się z nim jest.. (wiem, to idiotyczne i paradoksalne) ..jest świadomość tego, że kiedy się z nim rozstanę - on prędzej, czy później znajdzie sobie kogoś innego, bardziej pokocha, może będzie lepiej traktował. Wbrew pozorom bywały między nami piękne chwile, a ja jestem bardzo sentymentalna i potrafię dużo wybaczyć w związku z czym często zapominam o tych złych rzeczach, puszczam je w niepamięć i wybaczam, a te dobre rozpamiętuje. I kiedy o tym pomyślę.. to mnie zżera. Chore. Boże jakie to wszystko jest popierdolone :C
  2. Łatwo napisać i powiedzieć - trudniej zrobić kiedy tkwi się w takim emocjonalnym więzieniu.. Zdaję sobie z tego sprawę.. Dziękuję Ci bardzo, kochana. Odezwę się, ale pod wieczór.
  3. pluszowy.miś

    Marihuana

    vixen, ja w swoim otoczeniu mam mnóstwo takich przypadków. Połowa mojego osiedla to ludzie tego pokroju. Kiedyś się z nimi zadawałam, ale te czasy na szczęście minęły. Czemu tak się dzieję? bo są uzależnieni, po prostu.
  4. Tak, wiem o tym tylko jak już wyżej wspomniałam - już raz próbowałam. Wytrzymałam miesiąc czasu, a on i tak w końcu się do mnie odezwał. Wtedy pękłam. To była moja istna porażka. Uświadomiło mi to, że nie umiem, że nie dam sobie z tym rady. Wtedy jeszcze miałam chęci, byłam zdeterminowana, rodzina i przyjaciele byli już ze mnie cholernie dumni, bo w końcu zaczęłam się uśmiechać i śmiać - tak jak kiedyś. Jednak to bardzo szybko minęło. Ta porażka bardzo mnie dobiła i załamała do tego stopnia, że już teraz nie widzę dla siebie żadnej szansy, bo już raz podchodząc do tej próby udowodniłam sobie, że nie potrafię. Mimo, że zaczynałam wszystko na nowo. Złożyłam papiery na studia, odnowiłam znajomości, polepszyłam kontakty z rodziną i przyjaciółmi, które niestety bardzo długo były zerwane, bądź znikome. Zaczęłam wychodzić w końcu do ludzi, przestałam płakać, byłam w końcu szczęśliwa. Właśnie w tym okresie najbardziej widziałam ile złego mi zrobił. Dawno się nie czułam tak jak przez ten miesiąc czasu. Dlatego nie mogę pojąć tego, że jestem TAK CHOLERNIE GŁUPIA, ŻE Z TEGO ZREZYGNOWAŁAM I ZNOWU DAŁAM SOBĄ OMAMIĆ. Ja nie wiem.. czasami mam wrażenie, że chyba musi się stać jakaś naprawdę straszna tragedia, żeby dopiero do mnie dotarło, że to złe, toksyczne i trzeba to zakończyć. Tylko, czy wtedy nie będzie już za późno..? I właśnie to mnie w tym wszystkim najbardziej dobija i zadziwia. Jak ktoś mógł tak bardzo zmanipulować moim życiem, będąc oddalonym o tysiące kilometrów? ta świadomość tego mojego kruchego umysłu, braku asertywności strasznie dobija. Wszyscy mi mówią, że to, że on przebywa za granicą jest plusem. Tak, też tak uważam. Jest plusem, ogromnym. Jednak najwyraźniej jestem już tak zmanipulowana, zastraszona i uzależniona, że nawet w tak wydawać by się było korzystnych dla mnie okolicznościach - nie potrafię nic z tym zrobić. Czyli mam cholernie duży problem, bo to naprawdę zaszło już stanowczo za daleko. Zastanawiałam się nad tym kilka dni temu. Tylko, że ja nie wiem gdzie i jak? przez ten miesiąc czasu kiedy straciliśmy ze sobą kontakt korzystałam z pomocy psychologa tylko jak widać to nie pomogło. Myślę, że mogłaby coś wskórać terapia gdzieś z dala od mojego domu i wszystkiego, co może mi się z nim kojarzyć. W jakimś ośrodku przez jakiś dany okres, z noclegiem, wyżywieniem, żeby się od tego wszystkiego oderwać. Odosobnić i stracić kontakt z resztą świata i skupić tylko na sobie. Nie wiem, nie orientuje się gdzie i czy w ogóle są takie placówki.. Myślę to nic. Myśli pojawiają się codziennie. Wielokrotnie już chciałam sobie podciąć żyły, czy zeskoczyć z okna, bądź upić do nieprzytomności, mieszając to z tabletkami uspokajającymi. Z tym, że za każdym razem byli gdzieś obok moi rodzice, którzy starali się interweniować. Raz w kuchni złapałam z całej tej bezsilności, przepełniona furią, złością i wszystkim, co złe za nóż i chciałam się dźgnąć w brzuch. Skończyło się na pociętym delikatnie brzuchu i niestety.. draśnięciu nożem własnej mamy po ręce, która wpadła do kuchni w ostatniej chwili i zaczęła mi go wyrywać z ręki. Po tej sytuacji rodzice zadzwonili po pogotowie, które zabrało mnie na odział psychiatryczny. Odbyłam tak krótką rozmowę z jakimś lekarzem i na tym się skończyło. Uznał, że to chwilowe i nic mi nie dolega.. a szkoda, bo może jakieś tabletki, cokolwiek, by mi pomogły. Wielokrotnie też zdarzyło mi się siedzieć przy torach kolejowych i zbierać siły na to, by się rzucić pod pociąg. Nie miałam nigdy odwagi, choć próbowałam się przełamać alkoholem. Nie pomogło, i na (nie)szczęście skończyło się na liczeniu wagonów, wiadrem łez i chwiejnym krokiem do domu. Oczywiście, że nie tyle, że z dnia na dzień coraz bardziej wydaję mi się, że chyba nie mam innego wyjścia, bo tkwię w ogromnej emocjonalnej pułapce z której nie jestem w stanie się wyzwolić.. Bo mi zabrania. Właśnie jestem obecnie w pracy. Zaraz po powrocie 5 minut po wejściu do domu zadzwoni na telefon domowy, żeby sprawdzić, czy wróciłam. Dzwoni tak, co godzinę, dwie. Nawet gdybym chciała po kryjomu się gdzieś wymknąć - nie jestem w stanie. W przeciwnym razie będzie awantura, groźby, szantaże, wyzwiska. Boję się tego, bo nie raz już przez to przechodziłam, więc wolę po prostu temu zapobiec i już zostać w tym domu.. mimo, że bardzo chciałabym pójść do przyjaciół, znajomych. Od roku czasu nigdzie nie byłam. No jedynie przez ten miesiąc kiedy straciłam z nim kontakt udało mi się odżyć i wyjść gdzieś do ludzi, ale tak to nie.. Wiem.. zdaję sobie z tego sprawę, jednak gdzieś moja podświadomość, która jest już totalnie zmanipulowana chyba się jeszcze naiwnie łudzi, że będzie inaczej.. lepiej.. tak jak chcę. Ellwe, dziękuję bardzo za odpowiedź.
  5. Wrażliwą i uczuciowa - tak. Jednak z tym racjonalnym myśleniem to nie do końca jest tak jak piszesz. Ja jestem świadoma tego wszystkiego. Wiem, że związek nie powinien tak wyglądać. W mojej rodzinie nigdy nie było problemu zdrady, czy rozwodu. Moi rodzice są dla mnie doskonałym wzorcem idealnego małżeństwa mimo już przeżytych ze sobą lat, dlatego to nie jest tak, że ja nie wiem jak to powinno wyglądać. Ja to doskonale wiem. Tylko sęk w tym, że dałam sobie wejść na głowę i NIE POTRAFIĘ nic z tym zrobić. Uzależniłam się od niego tak jak człowiek uzależnia się od alkoholu, czy szlugów. Sprawia mi ogromny ból, wykańcza psychicznie, poniża, obraża, ogranicza, właściwie to zniszczył mi życie. Wszystko, co kochałam - utraciłam. I ja doskonale to wiem i CHOLERNIE CHCIAŁABYM Z TEGO WYJŚĆ, ALE NIE UMIEM. NIE UMIEM, bo nawet jeśli uda mi się zerwać z nim kontakt to sama za jakiś czas chwytam za telefon i do niego dzwonię, bo ból głowy, żołądka, brak snu, apetytu, furię, płacz i apatia dają za wygraną. Tak jakbym żyła jakimś swoim nieprawdziwym wyobrażeniem o jego osobie, marzeniem o tym jaki chciałabym, żeby był, zapominając o tym, że moje wyobrażenie jest cholernie dalekie od tego jaki jest naprawdę. Właśnie sęk w tym, że kilka miesięcy temu udało mi się zerwać z nim kontakt. Na miesiąc czasu. I po miesiącu wszystko wróciło. Z tym, że wtedy miałam jeszcze przyjaciół, którzy mi pomagali. Starali się być przy mnie cały czas bym się nie złamała, wspierali mnie. Przez miesiąc czasu nie miałam z nim kontaktu, zmieniłam numer telefonu, rodzice odseparowali mnie od telefonu domowego, zaczęłam uczęszczać regularnie do psychologa. Było już lepiej, znacznie chociaż chwile załamania i uciekania do alkoholu przychodziły niemalże codziennie. Po miesiącu czasu udało mu się złapać mnie na mejlu. Przypadkiem przeczytałam wiadomość od niego w której przepraszał, obiecywał.. uległam. Wszystko wróciło. Złamałam się, bo jestem głupią, naiwną, zasraną krową. Przez tydzień czasu był aniołem, naprawdę się zmienił. Potem wszystko wróciło.. do dzisiaj. I to mnie zniszczyło jeszcze bardziej. Wtedy jeszcze miałam siły na to, żeby zmienić swoje życie, kopnąć go w dupę i wziąć się w garść. Dzisiaj, po tej porażce jestem już tak podłamana, że już nie mam na to siły, totalnie. Przyjaciele, którzy byli wtedy - odwrócili się ode mnie, bo ich zawiodłam. Rodziców wpakowałam w chorobę - mają problemy z żołądkiem, wrzody ze stresu - przeze mnie, bo widzą co się ze mną stało i nie mogą się z tym pogodzić, a ja pomocy od nich też nie chcę, bo nie umiem z niej skorzystać. Poza tym tuż przed tym wszystkim byłam chora, miałam nowotwór. Ogromnie ich to podłamało, a ta cała sytuacja z tym moim od siedmiu boleści wymarzonym facetem dobiła jeszcze bardziej. I ich i mnie. Niszczę siebie, niszczę rodzinę, bliskich, straciłam wszystko. Miałam marzenia, plany, ambicje. Dzisiaj nie mam już nic. Nie chcę żyć. Chciałabym zamknąć oczy i zniknąć na zawsze. Nienawidzę siebie. Nienawidzę, bo nie potrafię sobie poradzić z tym całym popieprzonym życiem. Za dużo problemów, wszystkiego naraz, jeden mija - pojawia się drugi i mam wrażenie, że z każdym rokiem jest coraz gorzej. Wiem, wszyscy mi to mówią. Wiem, że nie ja jedna jestem w takiej sytuacji. Wiem, że ludziom udaje się wyjść z takich toksycznych relacji. Staram się tym pocieszać, staram się zmienić swoje myślenie i nakierować się na właściwą drogą, jednak NIE POTRAFIĘ. To jest silniejsze ode mnie. Trwa to po prostu tak długo, że zakorzeniło się gdzieś we mnie i nie umiem z tym zerwać. Ja sama już siebie nie rozumiem do ku*wy nędzy. Jestem pojebana, z pewnością. vista, dziękuję mimo wszystko, że odpisałaś. Pozdrawiam.
  6. Jestem uzależniona od swojego faceta. Z tym, że najbardziej absurdalne w tym wszystkim jest to, że on od roku czasu przebywa za granicą. Czemu absurdalne? bo ciężko mi samej uwierzyć w to, że ktoś kto przebywa kilka tysięcy kilometrów ode mnie jest w stanie tak bardzo manipulować mną i moim życiem. Właściwie związek z nim nie przyniósł mi nic dobrego. Jesteśmy ze sobą już trzy lata i przez cały ten czas byłam regularnie przez niego poniżana, obrażana, wyśmiewana i szantażowana. Zdarzało się także, że mi groził. Zrezygnowałam dla niego ze studiów, bo miałam wybierać się do niego za granicę, jednak mimo, że mój wylot miał się odbyć już dobre kilka miesięcy temu - do dzisiaj bilet nie został mi kupiony. Właściwie wszyscy znajomi się ode mnie odwrócili, przyjaciele też. Mieli dość już mojego stanu, tego, że notorycznie go broniłam, usprawiedliwiałam kiedy równocześnie on mnie gnębił i upokarzał. Nie pozwala mi wychodzić z domu, muszę mu się ze wszystkiego tłumaczyć, od dłuższego czasu nie mam konta na facebooku, bo przez cały czas usuwał mi znajomych, konkretnie facetów i wypisywał do różnych ludzi w moim imieniu. Jestem bardzo dobrze odbierana przez mężczyzn. Wiem, że jestem bardzo atrakcyjną kobietą, właściwie niejednokrotnie spotkałam się z opinią, że powinnam poważnie zająć się modelingiem i wykorzystać swój wygląd i swoje atuty, ja jednak zamiast się posłuchać to kompletnie tego nie doceniam. Mój facet przysłonił mi cały świat. Czuję się jak w emocjonalnej klatce, bo ze wszystkiego w swoim życiu zrezygnowałam dla niego, robiąc to całkowicie świadomie. Wiedziałam, że będę tego żałować mimo to robiłam to - z miłości. A teraz dziennie łykam pół opakowania tablet uspokajających, wpadam w ataki paniki i furii, rzucam wszystkim, ciągle chodzę cała opuchnięta od płaczu. Sęk w tym, że bardzo chcę zakończyć ten związek jednak nie potrafię. Kiedy jest między nami dobrze - mówię mu, że chcę to zakończyć i się od niego uwolnić. Ostatnio nawet zaczęłam celowo go do siebie zniechęcać byleby się ode mnie odczepił. Ostatecznie kiedy mi się to udaje wpadam w panikę, potrafię nawet walić głową o ścianę w atakach paniki i furii. Niejednokrotnie chciałam sobie odebrać przez tą całą sytuację życie. Kiedy jednak nie mam w sobie tyle odwagi, by zeskoczyć z okna, czy się powiesić uciekam do alkoholu i mieszam go z tabletkami, mając nadzieję, że zapadnę w jakąś śpiączkę i się już nigdy nie obudzę. Wiem, że jestem atrakcyjna, inteligentna i mądra, bo niejednokrotnie spotykam się z takimi opiniami, poza domem staram się udawać, że jest wszystko w porządku, dużo uśmiecham, śmieję, chcąc ukryć swój cały emocjonalny problem. Ale mimo to mam bardzo niską samoocenę. Nie mam praktycznie nikogo oprócz niego, a od niego wysłuchuję tylko tego, że jestem dziwką, szmatą i suką i nie mogę nic, wychodzić z domu, widzieć się z przyjaciółkami, mieć portalu społecznościowego, nie mogę nawet wyjść gdzieś z rodziną, bo mi nie pozwala. Moje życie ogranicza się do pracy, której zresztą nienawidzę. 8 godzin spędzam przed komputerem, co mnie jeszcze bardziej dobija. Przez całą tą sytuację codziennie zmagam się z bólami głowy i żołądka, jestem cała w stresie i w nerwach, a do tego dochodzi jeszcze ból oczu od monitora. Z kolei kiedy wracam z pracy do domu także siadam przed telewizorem, bo co miałabym innego robić? dużo też czytam, ale nic poza tym. Kiedyś uprawiałam mnóstwo sportu, trenowałam kilka lat, właściwie byłam kojarzona ze sportem, z ruchem, ze zdrowym stylem życia. Jednak trenować też mi zabronił, za dużo facetów na treningach się koło mnie kręciło. Dodam, że nigdy go nie zdradziłam, wręcz przeciwnie, ograniczyłam, a wręcz nawet urwałam kontakt z prawie wszystkimi męskimi osobnikami. Mam już dość tej całej sytuacji. Nic nie jem całymi dniami, zaczęłam też ostatnio bardzo dużo palić mimo, że od zawsze robiłam to tylko sporadycznie raz na jakiś czas w czasie imprezy. Dzisiaj palę już codziennie. Właściwie nie ma dnia bez płaczu, bez nerwów. Kiedy do mnie nie dzwoni nie mogę znaleźć sobie miejsca, przez tydzień czasu schudłam 5kg, bo ostatnio pojawiło się między nami mnóstwo kłótni. Z kolei kiedy już z nim rozmawiam nic tylko mi ubliża, albo ogranicza. Codziennie płaczę i mam ochotę rozpie*dolić lustro w którym widzę swoje odbicie, bo nie potrafię z tym zerwać. Patrząc na siebie nie mogę pojąć jak mogłam się wpakować w takie bagno i dlaczego przy nim tkwię. Tyle, że ja nie potrafię inaczej.. wszyscy mi mówią, że mogłabym sobie znaleźć kogoś lepszego, że on nie jest mnie wart, tłuką mi do głowy, że to nie jest odpowiednia osoba dla mnie, że się przy nim niszczę, a jak tak dalej pójdzie to naprawdę coś sobie zrobię. Tylko, że wszyscy mi to mówią, a ja o tym WIEM tylko NIE POTRAFIĘ nic z tym zrobić. Tkwię w tym, bo nie umiem inaczej. Nie potrafię zerwać z nim kontaktu, bo automatycznie cała zalewam się potem, trzęsę się, nie jem, nie mogę znaleźć sobie miejsca, dostaje palpitacji serca, bólów głowy, a po nocach nie mogę zmrużyć oka. Tak jakby to wszystko było ode mnie silniejsze. Nie jestem w stanie nic z tym zrobić, panować nad tym, kontrolować tego. Ostatnio z tej bezradności zaczęłam się nawet modlić do Boga, by mnie pie*dolnął jakiś piorun, przejechał samochód - cokolwiek, byle ten koszmar się wreszcie skończył. Jestem strasznie głupia, naiwna, zbyt wrażliwa, a on to wykorzystuje, a ja się cholernie pogrążam. Zakochałam się w nim i oddałam mu całą siebie. Pokochałam go bardziej od siebie, zapominając o tym, że to JA jestem najważniejsza. Czuję, że nadchodzi kres tego wszystkiego, bo z dnia na dzień tracę siły. Czuję jak bardzo się zmieniłam i jak bardzo straciłam szacunek do samej siebie. Kiedyś byłam uśmiechniętą, pełną życia dziewczyną, popularną, otoczoną mnóstwem przyjaciół i znajomych. A dzisiaj? jestem wrakiem człowieka. Nie mam nawet z kim porozmawiać, bo ze wszystkich zrezygnowałam dla niego. Rodzina też się ode mnie odwróciła, a on przebywa za granicą, a nawet kiedy dzwoni to tylko mnie wyzywa. Mam tylko jedną przyjaciółkę, która jest zresztą w takiej samej sytuacji jak ja. Też się nieszczęśliwie zakochała, jest bita i poniżana. Obie staramy się jakoś w tym wspólnie wspierać, ale rzadko się widujemy. Ja nie mogę wychodzić, ona też. Dużo rozmawiamy przez telefon, ale to wszystko. Czuję jak się wypalam, strasznie brakuje mi bliskości, szczerej rozmowy z kimś i tego beztroskiego życia, które miałam kiedyś.. oddałabym wszystko byle ktoś mnie chociaż teraz przytulił. Nie wiem po co to wszystko napisałam. Znalazłam to forum.. szukam pomocy chociaż wątpię, że ktoś jest w stanie mi pomóc..
×