Skocz do zawartości
Nerwica.com

sadin

Użytkownik
  • Postów

    8
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez sadin

  1. Ania usprawiedliwia się następującymi rzeczami. Niektóre mają dla mnie jakiś sens ale większość wydaje mi się absurdalna... 1. Przeze mnie miała nerwicę i dzięki Adamowi jej nie czuje, bo po prostu adrenalina ją przytłumia. Mówi, że nerwica to był jakiś koszmar więc robi wszystko, aby do niej nie wróciła. Dla mnie jakiś, czysto medyczny, sens w tym jest, bo człowiek naturalnie ucieka od bólu i choroby. Uważam jednak, że można znaleźć inne sposoby na walkę z nerwicą, albo zobaczyć czy w nowych okolicznościach też się pojawi. 2. Kocha Adama i nie potrafi ułożyć sobie życia bez niego. Dla mnie takie wytłumaczenie ma sens, tylko po co tkwi w relacjach ze mną? Podobno mnie też kocha, zapewnia mnie o tym, ale to jakaś inna miłość jest. Według mnie miłość to czasami walka z jakimiś swoimi słabościami, aby drugą osobę uszczęśliwić: np nie piję piwska z kumplami codziennie bo kocham żonę, nie siedzę samolubnie przy komputerze cały dzień bo kocham żonę... Nie palę, nie mam kobiet na boku, nie leniuchuję, nie lekceważę obowiązków domowych itd... NIE ZDRADZAM. 3. Ania uważa, że męczyła się ze mną tyle lat, bo tkwiła ze mną w miejscu i teraz musi myśleć o sobie, nadrobić czas, nie wiem... Ma po części rację, bo ostatnimi czasy była kurą domową, ale ja jej nie kazałem. Odkąd mieszkaliśmy razem (jakieś 10 lat) to ona nie nawiązała żadnej nowej przyjaźni w nowym mieście, czyli Gdańsku. Tyle osób chciało z nią utrzymać kontakt a ona wszystkie potencjalne nowe koleżanki odrzucała. W efekcie tego ma znajomych tylko spośród ludzi, których dawno znała, czyli głównie kumple i kumpelki Adama. Czyli męczyła się z kimkolwiek, kto nie należał do jej (i Adama) dawnej 'paczki'. Tyle razy mówiłem: weź odezwij się do np. Kasi, Magdy itd., bo piszą maile co słychać i dzwonią... NIE! Czyli mamy negację nowego otoczenia a potem pretensję, że nie ma się nikogo przy sobie oprócz mnie i się sfiksowało. 4. Uważa, że ma taki jakby dług i poczucie winy do spłacenia wobec niego. Bo on jej ciągle mówi, że przez miłość do niej nie ułożył sobie życia, że już na zawsze będzie sam itd... Ile w tym prawdy jest to nie wiem, ale on ciągle jej tak gada, ciągle wspomina to co było 11 lat temu i oczywiście namawia ją z całej siły na dziecko, bo chce ją w ten sposób na zawsze związać ze swoją osobą. 5. Aha przy nim czuje się kobietą i czuje się atrakcyjna. Bo on jej mówi, że mu się bardzo podoba i że go kręci. Tylko ja to jej zawsze mówiłem, ale widocznie moje słowa na nią nie działają. 6. No i kwestia kasy. Ona mówi, że ma dość tych lat płakania za kasą. Przy nim czuje się wolna, bo może pójść do restauracji i zamówić co chce, a przy mnie musi liczyć każdą złotówkę. Oczywiście dodam, że on jest mega skąpy i zaprasza ją z wielkim bólem a ja nigdy jej niczego nie odmawiałem. Sama mówiła, że nie chce bo nie mamy kasy... Tak ciągle było... Aniu chodźmy na pizzę- nie bo nie mamy kasy. Kup sobie tę sukienkę- nie bo nie mamy kasy. Zobacz jakie fajne buty- nie bo nie mamy kasy. Dochodziło do sytuacji, w której ona coś mierzyła i jej się podobało, ja na drugi dzień jechałem i po kryjomu sam kupowałem, niech ma. Mi zawsze sprawiało radość wydawanie pieniędzy, czy je miałem czy nie. Oczywiście ja mam to znosić, bo jestem osobą stabilną emocjonalnie i na pewno dam sobie radę. Czasami myślę sobie, że ona nie jest wredna, ale może po prostu chora umysłowo, bo wiele z zachowań powyżej wskazuje na jakiś taki typ uzależnienia. A może i wredna i chora...
  2. Ale w ciągu kilku tygodni i potem kolejne wizyty regularnie np 2x w tygodniu, żeby terapia przyniosła skutek, czy też każda z wizyt co miesiąc, haha Ja nie szukam argumentów aby unikać specjalisty.. Byłem nawet umówiony tylko jak się w dniu wizyty o tym dowiedziała, to musiałem odwoływać. I kasy wspólnej nie ma, bo się skończyła. Miałem tendencję spadkową jeśli chodzi o finanse, ale przez tą całą sytuację w ogóle stałem się dysfunkcyjny zawodowo i przez pół roku grosza praktycznie nie jestem w stanie zarobić. Słyszę tylko narzekania z jej strony, że mnie o alimenty poda jak się nie wezmę za siebie.
  3. Czyli jestem udupiony na minimum parę miesięcy... Wrócę do PL pewnie dopiero właśnie za miesiąc czy dwa, muszę też jakąś kasę zarobić, pewnie 150zł x10 aby mieć na te parę wizyt u psychologa. Kiedyś kurcze 1500zł się wydawało na jakieś 'drobiazgi', a teraz to dla mnie jakaś suma nie do przeskoczenia.
  4. Uzależnienie to faktycznie dobre sformułowanie. Ona doczepiona do niego a ja do niej, taki pociąg z wagonikami. Tylko że lokomotywa prowadzi donikąd :-) A jeśli chodzi o dzieci, to widzę, że one to odczuwają. Maluchy mają taki dodatkowy zmysł, za pomocą którego czują kiedy coś jest nie tak. Poza tym w ich zachowaniu widzę formę buntu. Starszy, sześciolatek, stał się niegrzeczny, opryskliwy i się Ani nie słucha za grosz. Młodszy idzie w jego ślady powoli. A byli zupełnie inni. Przyjadę teraz po miesiącu nieobecności i popatrzę na to z innej perspektywy. Tylko nie wiem co dzieciom da nasze rozstanie?
  5. Jestem dobrze sytuowany intelektualnie, ale finansowo jestem gołodupcem. Taki mam zawód, że raz na wodzie a raz pod wodą. Teraz akurat pod wodą. Więc wszystko co złe się na mnie nałożyło. @Barsinister, dobrze dedukujesz pewne rzeczy. Mam na tyle silny umysł, że świadomie potrafię znieść różnego rodzaju upokorzenia, ale niestety ciało daje znać o sobie. Fizycznie jestem wychudzonym wrakiem człowieka. I masz rację, tkwię w tym, bo liczę, że wszystko minie i będzie jak dawniej. Mam wrażenie, że jak się wycofam teraz o być może wystarczyło poczekać tydzień i byłby przełom. Pewnie za miesiąc też będę myślał, że jak jeszcze miesiąc przetrzymam to będzie dobrze. Żona mi opowiada o tych sprawach, bo ja też wolę o tym wiedzieć. Mam wrażenie, że jestem jakby spokojniejszy, bo wiem na czym stoję. Wolę dowiadywać się o przykrych rzeczach, gdy spodziewam się ich i mogę się skupić na słuchaniu, niż gdyby dotarło coś do mnie przypadkowo... Bez względu na to jaka jest sytuacja, zawsze wolę, czysto pragmatycznie, znać prawdę.
  6. Kurcze, łatwo się mówi żeby kogoś kopnąć w tyłek. Faktycznie ze znalezieniem kobiety nie będę miał problemu, bo mam szczery i otwarty sposób bycia i bardzo wiele kobiet, które poznają mnie przypadkowo w pracy chciałoby się ze mną jakoś zaprzyjaźnić. No ale problem jest we mnie, bo co z tego skoro nie otworzyłem się, mam blokadę... Każdy wybryk żony zawsze wybaczam, bo myślę o dobrach 'wyższych' takich jak szczęśliwe dzieciństwo naszych maluchów. Chyba bez psychologa się nie obejdzie.
  7. Dzięki za odzew... Nie, niestety to co napisałem to nie żart. To wszystko jest prawdą, nawet skróconą, bo przecież nie mogłem pisać epopei bo by nikt tego nie przeczytał... Pamiętajcie też, że każdy człowiek z natury ma jakiś egoistyczny interes, abstrahując od miłości... Mój interes jest oczywisty: kocham swoje dzieci i są one bardzo przywiązane do mnie. Ale na serio ponad przeciętność, bo pracując w domu mogłem spędzać z nimi wiele czasu i mamy z maluchami wspólne zainteresowania. Drugi mój interes to fakt, że moja żona podoba mi się fizycznie... Drobna, szczupła, wysportowana, o twarzy młodszej o 10 lat od tego co w dowodzie. Nie ma co się śmiać, bo to po prostu dość ważny czynnik o podłożu typowo samczym/biologicznym. Trudno walczyć ze swoją biologią. Kolejna moja 'korzyść' to po prostu nasz staż i wspólne powiązanie przez tak wiele pasji: wspólna praca, wspólne zainteresowania i dopełnianie się w wielu kwestiach, czyli to czego ja nie umiem to ona akurat umie. Jej interes też jest oczywisty. Mogę Wam zagwarantować, że osoby z takim CV jak moje, z takimi umiejętnościami i wszechstronnym wykształceniem jak moje po prostu nie znajdzie przez długie lata. Dla niej, jako dla samicy ma to z pewnością jakąś wartość, której nie chce stracić. Moje pytanie, czy w psychologii taki przypadek ma jakąś nazwę, jest to sytuacja z podwójnym dnem, czy po prostu zwykłe kurewstwo w stosunku do mnie?
  8. Postaram się pisać krótko, ale się nie da, bo sporo jest do opowiedzenia. Ja 36 lat Ania, moja żona, 34 lata Adam, ten drugi, 36 lat Mieszkamy w Gdańsku Tło historyczne: Poznałem Anię 11 lat temu podczas gdy była w nieszczęśliwym związku z Adamem. Byli ze sobą w związku praktycznie od dziecka, bo chyba jakieś 8 lat. On był typem narcystycznym, zapatrzonym w swoje ciało, spotkania z kumplami itd. Ona była w nim zakochana miłością bezwzględną, taką jakby ‘psią’. Mógł ją ignorować, co też robił, a one i tak przy nim była i to znosiła. Zjawiłem się ja. Osoba zupełnie inna. Spędzałem z nią każdą chwilę i po prostu dałem jej to, czego nie miała ze swoim byłym: wspólne spędzanie czasu, wyjazdy, wspólne pasje, dużo czułości i zapewnień o miłości. Byliśmy szczęśliwi, wzięliśmy ślub, mieliśmy wolne zawody w branży artystycznej, urodziło się jedno dziecko, trzy lata potem drugie. Jakieś 3 lata temu, czyli w siódmym roku naszego związku, wiele zaczęło się psuć. Głównie poszło o pieniądze, przynajmniej ja tak uważam: mi przestało się powodzić w swoim zawodzie, przez co stawałem się gburem, bo ciągle mnie to dołowało. Ona widziała, że jestem jakiś zdołowany i reagowała na mnie niechęcią, co i u mnie powodowało nichęć. Zaczęliśmy się od siebie oddalać, zaczęły się kłótnie i problemy. Im bardziej ona narzekała na naszą sytuację, tym bardziej myślała, że ja się przyłożę do jej zmiany. Niestety nie wiedziała, że mnie negatywna motywacja paraliżuje zamiast rozpędzać. Było w końcu bardzo źle. Ania popadła w nerwicę, o którą mnie obwinia i może ma rację, bo ją odrzucałem jak miałem trudny okres. Jednak jeździłem z nią po lekarzach, robiłem tomografię, rezonans magnetyczny i wszelkie możliwe badania, choć wiedziałem, że te wszystkie objawy są wynikiem choroby. No i tak żyliśmy w ciężkiej atmosferze, nie licząc 3 wyjazdów każdego roku, na które zabieraliśmy dzieci i przez te 4 tygodnie jakiegoś wyjazdu byliśmy naprawdę szczęśliwi. Doszło do tego, że zbieraliśmy każdy grosz aby wyjechać na wiosnę na jakieś 2 tygodnie, potem na początku wakacji z dziećmi na jakieś 2-3 tygodnie a potem we wrześniu na jakieś 4-6 tygodni. Spaliśmy często w namiocie na campingach czy na plażach z dziećmi, ale dawało nam to pełnię szczęścia, poczucie wolności. Dzieci się bawiły cały dzień, my trzymaliśmy się za ręce cały dzień i było za każdym razem cudownie. Oczywiście do powrotu do Gdańska. Ania chodziła na terapię i w sumie już bardzo mocno w sobie zwalczyła nerwicę, co mnie też cieszyło. Pewnego razu pojechała ze znajomymi do Sopotu i spotkała swojego byłego, Adama. Bawili się razem, pocałowali się parę razy i... Nasze życie zostało wywrócone do góry nogami. Obudziła się w niej dawna miłość, poczucie winy, że go zostawiła, litość, że Adam sobie przez 11 lat nie ułożył życia z nikim, no i oczywiście to co dawniej, czyli poczucie oddania się jemu za wszelką cenę i kosztem innych. Ania wykazała się dużą odwagą, gdyż od razu mi o wszystkim powiedziała, o swoich odczuciach i o ich spotkaniach. Przyznaje mi się do tego do dnia dzisiejeszego. No i najgorsze jest to, że było to 9 miesięcy temu i nic się nie zmieniło. No między mną a nią zmieniło się na lepsze, bo odkryła, że mnie bardzo kocha, że jestem facetem z którym ona chce spędzić życie, że daję jej wszystko to czego ona potrzebuje. Jednak mimo wszystko dzwonią do siebie, piszą ciągle na facebooku, spotykają się, uprawiają seks, wysyłają SMSy a ja o wszystkim wiem, bo Ania mi się do wszystkiego przyznaje. Mniej więcej po miesiacu odkąd się to wszystko zaczęło, mieliśmy mega tendencję zwyżkową, czyli ja miałem wrażenie, że to się szybko skończy, spędzaliśmy ze sobą znów każdą chwilę, spaliśmy wtuleni w siebie jak dawniej, wspólnie znowu planowaliśmy i wspieraliśmy się zawodowo. Niestety z biegiem czasu ta sytuacja zaczęła mnie wykańczać. Po raz pierwszy w życiu zacząłem mieć problemy z seksem. Podchodziłem do niej ze strachem, z mega zdenerwowaniem i często do niczego nie mogło dojść, bo ona to wyczuwała no a ja miałem dość zauważalne problemy. A dodam, że kiedyś miałem ochotę cały czas i w 20 minut po pierwszym stosunku nie mogłem doczekać się kolejnego. Ania twierdzi, że go po prostu kocha tak samo jak mnie, ale ze mną chce spędzić życie, zwłaszcza że mamy cudowne dzieciaki. Ja ją proszę, aby zerwała kontakt, ale ona mówi, że nie potrafi tego zrobić. Bo go kocha, bo jest uzależniona, bo nie chce go znowu skrzywdzić itd. Próbowałem ją zostawić, rozmawiałem z Adamem niech sobie Anię zabiera, ale bezskutecznie. Ona płacze za mną gdy mnie nie ma przy niej, dzieci płaczą, ona nie może spać spokojnie beze mnie. Adam, jak to on, ma wszystko w sumie w dupie. Mówi jej, że kocha ją nad życie, że przez miłość do niej nie ułożył sobie życia i że pragnie jej pokazać jak bardzo się zmienił i jak wielką ją darzy miłością. Oczywiście nic w tym kierunku nie robi i wydaje mi się, że Adam po prostu lubi swoje kawalerskie życie pod warunkiem, że przeplatane jest rozmowami z nią przez telefon i jakimś okazjonalnym seksem. Przy okazji wyszło na jaw, że Ania jest przy nim zupełnie inna niż przy mnie. Mnie rzadko całuje w usta a jeśli to robi to całuje jakbym był jej małym synkiem. Moje pocałunki odrzuca. Od Adama nie może się odessać, bo twierdzi że to przez niego ma taką blokadę bo tylko z nim potrafi się całować i była tego spragniona po tylu latach. Na moje zaloty reaguje często tym, że nie ma odpowiedniego miejsca, nie ma czasu, że jest zmęczona itd... Taka jest poważna i wycofana a Adamowi odda się wszędzie: w samochodzie, na świeżym powietrzu, w przymierzalni w sklepie (przynajmniej o tych miejscach wiem, a może ich jest więcej). Jest Adamowi oddana jak niewolnik a po spotkaniu z nim tuli się do mnie i godzinami płacze, bo ma wyrzuty sumienia i obiecuje, że już nigdy tego nie zrobi. Oczywiście do następnego razu. Wyprowadziłem się z domu i wyjechałem do Niemiec. Nie widziałem się z nią miesiąc. Ona cała we łzach, ciągle zastanawia się kiedy się zobaczymy. Przyjeżdżam za 5 dni, o czym ona nie wie, ale bardzo się tym stresuję. Po raz pierwszy w życiu mam ataki typowo nerwicowe: jakieś urojone bóle, wrażenie jakby gruba baba mi siedziała tyłkiem na klacie i nie mogę oddychać, śpię od paru tygodni po 4-6 godzin na dobę, schudłem 15kg, budzę się z przyspieszonym pulsem, właściwie to łomotanie w sercu powoduje to, że się budzę. Mam okresy zwiększonej częstotliwości myśli samobójczych, ale myśl o dzieciach to odsuwa, więc na szczęście takie myśli pozostaną teorią. Ania ani myśli pójść z tym do psychologa, bo ona uważa że po prostu go kocha, zawsze go kochała i na zawsze już go będzie kochać. Mówi, że sytuacja się już nie zmieni, bo przecież nie wymaże sobie go z pamięci za pomocą lekarza. Mnie zostawić nie chce, bo wiele razy próbowałem się oderwać, byłem niemiły arogancki, aby ją sprowokować. Ja nie potrafię sam odejść ze względu na dzieci no i po prostu doskonale mi się z Anią żyło. Spełniała moje marzenia o kobiecie w 100 procentach. Nie mogę sam pójść do psychologa bo ona się wściekła jak jej o tym wspomniałem. Powiedziała, że nie będę marnował na lekarza pieniędzy, których nie mamy, a przecież sytuacja jest sabilna i, według niej, nic nazdwyczajnego się nie dzieje. Adam ma wszystko w nosie, żyje sobie swoim życiem i ma wartość dodaną w postaci oddanej niewolnicy, którą może sobie ‘pyknąć’ raz na dwa tygodnie. Macie jakieś sugestie? Może to co ja opisuje to jakiś typowy casus i po prostu są pewne etapy, przez które moja historia przejdzie i będzie potem OK? Chciałbym, aby się ten koszmar skończył, gdyż chciałbym znowu powrócić do dzieci, do planów, do ambicji zawodowych zamiast dreptać w miejscu i brać udział w tym cyrku.
×