Witam Was. Wreszcie zdecydowałam się tu napisać w nadzieji, że to mi trochę pomoże.
Hipochondryczką jestem od dziecka i od dziecka panicznie boję się nowotworów mimo, ze w mojej rodzinie chyba nawet nie było przypadku raka. Przerabiałam już raka skóry, jelita, szyjki macicy, jajnika oraz HIV. Raz nawet wylądowałam u psychiatry, gdyż uniemożliwiło mi to normalne funkcjonowanie (dostałam antydepresanty i skierowanie na terapię, którą olałam, a leki odstawiłam po kilku miesiącach bo przecież czułam się już dobrze). Tym razem chyba jest tak samo. Usłyszałam ostatnio o chłopaku, który chyba rozdrapał sobie pieprzyka i teraz ma czerniaka. No i się zaczęło. Przypomniałam sobie, że koło mojego piprzyka na twarzy zrobił się ostatnio pryszcz i wszystko rozdrapałam. Teraz pieprzyk w moich oczach zaczął ciemnieć, trochę się powiekszać i na bank jest już czerniakiem. Nie mogę jeść, spać ani funkcjonować. Umówiłam się na wizytę do dermatologa i psychiatry bo wiem, że urojenia są już na tym etapie, że nawet jak zniknie widmo raka to strach i stany lękowe pozostaną.
Mam już dość takiego życia i czasami wolałabym, żeby serio trafiła mnie szlag i nie musiała tej udręki dalej przeżywać. Co gorsza swoje lęki zaczęłam przenosić nawet na swoich rodziców i u nich również dopatruję się symptomów śmiertelnych nowotworów.
Cieszę się, że nie jestem z tym sama