Skocz do zawartości
Nerwica.com

chyba_może_napewno

Użytkownik
  • Postów

    1
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia chyba_może_napewno

  1. Witam! Trochę trudno jest mi pisać o tym, dlatego wybaczcie niezborność. Związek trwał trzy i pół roku. Wywodzimy się ze skrajnie różnych środowisk, ale mieliśmy bardzo podobnie spaprane dzieciństwo: on, rodzina wielodzietna, skrajny alkoholizm i przemoc, głód, bicie - cud, że wszystkie dzieci przeżyły. Ja - jedynaczka z dobrego domu, ojciec tzw. elegancki alkoholik, matka niekochająca niezrównoważona... duże nadużycia seksualne, nie wiem, jak duże - wszystkiego nie pamiętam... Potem dysfunkcyjne, straszne małżeństwa. Od początku byliśmy sobie bliscy, od pierwszego wejrzenia. A nie byliśmy już tacy znowu młodzi. Gwałtowny początek - ja się bardzo bałam, że to nieodpowiedzialne - bo tak było... Ale nie mogłam się oprzeć, nikt nigdy nie dał mi tyle miłości, nikt tak się nigdy o mnie nie starał. Trzy miesiące cudowne, z włóczeniem się po lasach i wielkimi bukietami kwiatów, na które nie było go stać. Bardzo mi pomagał, ja też się starałam. Później, nagle, właściwie bez powodu, pchnął się nożem... Był w amoku, pijany. Policja, pogotowie... Wtedy zdałam sobie sprawę, że jest uzależniony od alkoholu. Próbowałam odejść, pierwszy raz, wtedy. Prosił o pomoc, wróciłam. Spirala nakręcała się coraz szybciej: całkowita trzeźwość (?), wtedy był wrażliwy i bardzo delikatny, załamanie bez powodu (wtedy trudno złapać z nim kontakt, urywane zdania od rzeczy, to trwa zazwyczaj kilka dni, kończy się samookaleczeniem). Myślałam, że to z powodu przeciążeń, którym go poddaję, uregulowanie mojego własnego życia zajęło mi trochę czasu i nie jest zakończone. Ale to nie jest tak. Im było lepiej u mnie, tym gorzej u niego. Przyszedł taki dzień, że podniósł nóż na mnie. Udało mi się wtedy uciec. Czytam to, co przed chwilą napisałam, i sama nie wiem, jak mogę mieć wciąż jeszcze jakieś wątpliwości. Boże, tak bardzo chciałabym, żeby był zdrów, żeby był zdolny do szczęścia. Bo wiem, że bardzo cierpi. Ale nie mogę mu pomóc. Proszę o wsparcie. Jestem z tym zupełnie sama i jestem w takiej sytuacji, że nie mam jak pójść na terapię (po tym, co sama napisałam przed chwilą, i przeczytałam ponownie myślę, że jednak powinnam, ale tak się składa, że się nie da). Staram się zerwać zupełnie tę znajomość, ale boję się, że to nie będzie łatwe.
×