Skocz do zawartości
Nerwica.com

Osobliwość

Użytkownik
  • Postów

    3
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Osobliwość

  1. Hej. Jestem jeszcze na chwilkę. No tak mi się zdaje, choć laryngolog mówi, że już nie ma powodów do obaw. Jestem niestety na takim etapie hipochondrii, że przestaje im wierzyć. Ścięgna mam ponadrywane to już swoją drogą, wiesz że dla nas wystarczy 1% wątpliwości by urusł w tempie geometrycznym do 100
  2. Też sobie to teraz wmawiam na przemian z krtanią i ziarnicą. Dobry pomysł z podnoszeniem odporności. Pomyśl również jeśli masz możliwości nad podbudowaniem fizycznej kondycji, właśnie wskakuję na rowerek. Odezwę się jutro Pozdrawiam.
  3. Witam, mam 24 lata i dosyć tej pranoi. Za tydzień mam wizytę u psychiatry... Moja przygoda z hipochondrią zaczęła się niecały rok temu. Nachodzi mnie to poprzez okresowe ataki, natomiast teraz zacząłem łapać już nerwowe tiki związane z mruganiem oczu i mimowolnym drganiem jednej z powiek. Tak jak większość z nas jestem w stanie zracjonalizować sobie owe zjawisko, lecz to siedzi tak głęboko a zwłaszcza jeśli ktoś ma czas na myślenie to później wkrętki lecą niemalże lawinowo. W początkowym stadium jeszcze nie aż tak zaawansowanym zacząłem googl'ować sobie różne odczucia, które obserwowałem w swoim organizmie (z troski o siebie) ale to był jeden z większych błędów jaki popełniłem, ponieważ od razu wpadłem w cyberhondrię i w dość krótkim czasie pochłonąłem znaczącą ilość informacji o przeróżnych chorobach. Pozwólcie że pokrótce opiszę ewolucję mojej hipochondrii (heh a raczej degradację): Stadium I czas trwania około 2 miesiące Przyszedł ból pleców.... Potem ręce , szyja. Generalnie na skutek pracy, ale oczywiście ja nawkręcałem sobie HIV, Boreliozę. Brałem pod uwagę nawet najbardziej dziwne zbiegi okolicznośći jak np zagnieżdżenie się we mnie kleszcza, którego nawet nie miałem, przedziwnych oddziaływań wątroby. Na punkcie obserwacji czyichś zdarzeń i autosugestii mam największy problem właśnie, więc wystarczyło, że ktoś w moim otoczeniu coś złapał to w mojej głowie zapalał się alarm, iż muszę zakodować tę informację w swoim umyśle jako prawdopodobieństwo zajścia tego również u mnie (chory film wiem) Stadium II czas trwania 3 miesiące Z bóli, stawów, pleców i innych z powyższego stadium płynnie przeszedłem w ból okolic mostka i żeber. Oczywiście diagnoza: rak. Najpierw płuc, najprawdopodobniej było to jakieś przedźwignięcie lekkie, a ja mam tendencję że tam gdzie mnie boli to macam się jak opętany szukając czegoś i niczym maniak uciskam te miejsca, zatem później może mnie boleć od samego uciskania. Chodziłem borykałem się z tymi myślami. W końcu dowiedziałem się że płuca nie bolą. Ból minął lecz przyszło stadium III Stadium III czas trwania 2 miesiące Powrócił ból z okolic mostka. Stwierdziłem, że idę do lekarza. Bez żadnych badań pani doktor stwierdziła, że to refluks i przepisała mi leki, od których zaczął mnie nawalać brzuch. Po 1 dniu odstawiłem to dziadostwo, poszedłem do drugiego, który miał dostęp do mojej karty. Ten chociaż położył mnie na łóżko i uciskał. Gdy natrafił na to miejsce i poczułem ból kiwnąłem, że to tu. Stwierdził, że żołądek. Zaznaczam, iż przyszedłem od razu z myślą o morfologii, rtg płuc i usg jamy brzusznej. Przepisał mi tym razem jakieś inne nie wiem co na refluks + osłonowe. Spróbowałem 2 dni - odstawiłem bo mnie wykręcało. Stadium IV czas trwania 2 miesiące Cudowne uzdrowienie, rtg bez zarzutów, morfologia -> OB =1 jak u niemowlęcia inne wskaźniki w normie, cukier w normie, usg jamy brzusznej też nic nie wykazało. Ból zniknął z dnia na dzień! Wtedy byłem pewien że to hipochondria. Stadium V czas trwania do teraz Ktoś z mojej bliskiej rodziny zachorował na raka, co prawda mało inwazyjny, lecz znów wszedłem do google + autosugestia + prawdopodobieństwo. Jakieś pół miesiąca nic się nie działo normalnie funkcjonowałem, aż nei złapałem grypy. Zacząłem szprycować się antybiotykami. Wyszedłem z tego, później ponownie tylko tym razem doszło zapalenie ucha i przez to zawaliłem sobie wszystko co laryngologiczne (gardło, nos, zatoki, węzły) ofc w nie można sobie pozwolić na zwolnienie lekarskie dłuższe niż 3 dni, więc arbeit macht frei nadal, doszedł ból ramienia i tak stopniowo znów zacząłem wkręcać sobie raka, ziarnica, chłoniak, później chwila przerwy od raków przeszedłem na mononukleoze, więcej nazw nie pamiętam (hehehe więcej grzechów nie pamiętam, czuję niczym w konfesjonale). Męczyłem się z tym 2 miesiące luźno, przez ten czas zjadłem stanowczo zbyt wiele antybiotyków wedle mojej subiektywnej opinii i dlatego nie poszedłem do lekarzy bo oni tylko to mają dla mnie do zaoferowania. Węzły mam powiększone, lecz pojedyńcze, a nie rzędowe jak miałem na początku. Dodatkowo od 2 lat wiem, że mam zęba do kanałowego leczenia, ale nie boli sam jedynie gdy ugryzę coś twardego i lekceważyłem go totalnie. Heh właśnie dziś zaczęło mnie w tym miejscu pobolewać, znów jak na mnie przystało macanie, macanie, potem po węzłach, później szczęka, żuchwa i tak właśnie w skrócie wariuję, ślinianka, rak, coś z okostną. Ehhh łeb mi rozsadza choć dziś nawet się śmiałem z tego co ja wyprawiam. Hobbystycznie jestem grafikiem, po pracy lubię odprężyć się przy jakimś projekcie a jako iż kreuję bardziej surrealistycznie to musiałem wszystko pozamykać, bo nawet w tym zacząłem dostrzegać śmiertelne choroby. Im bardziej się skupiam na danej części ciała tym mocniej boli lub ból promieniuje przemieszcza się tak jakbym siłą woli sam sterował tymi somatycznymi odczuciami.... Gdy przychodzi weekend lub inny czas bez stresów dnia codziennego bóle znikają. Jestem w matni i potrzebuję leków od psychiatry. Dzień w dzień jazda bez trzymanki.
×