Skocz do zawartości
Nerwica.com

NaChwile

Użytkownik
  • Postów

    1
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez NaChwile

  1. Widzę, że temat podupadł. Może dzięki mnie odżyje? :) Od dłuższego czasu zastanawiałem się czy Bóg istnieje, czy religia to tylko stek bzdur stworzony z różnych celów. Nic nie potwierdzało żadnej z teorii. Zawsze w swoim życiu uważałem się za osobę wyjątkową, bo przecież mogłem urodzić się kimkolwiek, ale jestem sobą, widzę świat ze swojego punktu widzenia. Czasami rozmyślałem, że może jestem Bogiem i nie pamiętam o tym, bo sam tak chciałem itd. Ostatnio jednak czytałem sobie jakąś książkę, w której pojawiał się demon(mniejsza o szczegóły) i wtedy moje myśli podążyły przeciwnym torem. A może jestem szatanem? Hmmm. To już wcale mi się nie spodobało i postanowiłem o tym zapomnieć. Jednak te myśli były bardzo silne, nie do odgonienia i po chwili się przekształciły. Odrzuciłem możliwość, że jestem szatanem, bo jakbym faktycznie nim był to raczej takie myśli by mnie nie męczyły, poza tym raczej nie byłbym taki dobry. Wtedy zacząłem się zastanawiać, czy tymi myślami(czasami nie potrafiłem się skupić na niczym innym, SZCZEGÓLNIE gdy akurat nie miałem nic do roboty, czyli nie mogłem się niczym zająć) mogę sam na siebie ściągnąć złego ducha, który mnie opęta. A może już to zrobił? Muszę przyznać-mam talent do straszenia samego siebie i wmawiania sobie różnych rzeczy, i tak było tym razem; mocno wystraszony przeszukałem wiele stron internetowych, różne fora itd na temat opętań, a dokładniej co jest przyczyną, co je powoduje. W końcu doszedłem do wniosku, że to mało prawdopodobne bym był lub miał być opętany, bo nic o czym piszą na forach mi się nie przytrafia. Najbardziej w opętaniu bałem się nie tego, że będę opętany, ale tego że wtedy stracę nad sobą kontrolę i zrobię krzywdę mojej rodzinie. Później jednak myślenie o rzeczach "nadprzyrodzonych" ustąpiło, ale mój umysł wymyślił nową teorię: że prawdopodobnie samym strachem przed zrobieniem czegoś mojej rodzinie mogę doprowadzić do tego, że w końcu to zrobię. Czasami miałem gorsze momenty, wtedy gdy moja psychika była podłamana, ale gdy przeczytałem, że nerwice takie nigdy się nie sprawdzają to mi się polepszyło. W pewnym jednak momencie myślałem, że oszaleję przez te myśli i zacząłem szukać jakiegoś sposobu na uspokojenie się. Nie wiem dlaczego, ale sam wpadłem na pomysł medytacji. Dowiedziałem się trochę o tym, że niby pomaga zrozumieć siebie itd. Ja chciałem się jedynie uspokoić, ewentualnie pomedytować nad problemem i nie wiem czy robiłem to poprawnie, ale w każdym razie zadziałało, bo uspokajało mnie w każdej sytuacji. Bo "gdy mózg wchodzi w fazę Alfa wyłącza się strach i poczucie winy". A może wmówiłem sobie, że to działa i dlatego zadziałało? Nieważne;] Teraz pomyślałem, że napiszę o tym co się działo w mojej łepetynie. Bo do lekarza lub księdza nie widzę sensu iść. Sądzę, że sam mogę się uporać ze swoimi lękami. Pozdrawiam
×