Skocz do zawartości
Nerwica.com

*Julka*

Użytkownik
  • Postów

    2
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez *Julka*

  1. Dziękuję wszystkim za miłe słowa ! Naprawdę czytając Wasze posty aż się robi cieplutko na duszy. Idąc za Waszymi radami próbowałam kilka razy z lustrem, ale to jeden wielki niewypał. No bo widzę , co widzę, trudno jest powiedzieć patrząc się w lustro , że jest inaczej. Wiele osób pisze ,żeby się nie przejmować. Z jednej strony nie jest ze mną aż tak źle. Kiedyś miałam potyczkę z jedną z dziewczyn w klasie taką królową klasową. Właściwie poszło o nic, to ona zaczęła mieć do mnie problemy. Nie wiem skąd wzięłam siłę, żeby walczyć,ale słowami i swoim olewaniem udało mi się sprawić, żeby przeprosiła. Ale w większości to już nie chodzi o to ,że potrafię oddać. Gorzej jak się wypowiadam , żeby nie wyjść na milczka i wtedy się śmieją ( mam rozum i te moje wypowiedzi nie są jakieś nienormalne czy niesensowne więc może im nie pasuje to , że ktoś taki jak ja ma prawo się odezwać? Eh. No cóż,bywa. Z drugiej strony jak pisałam w pierwszym poście zmieniłam się . Z wygadanej na milczka. Jedni mówią , że po prostu dorastam i tak dalej.. ale wierzcie mi to bzdury. Nie lubię takiego mówienia ,w którym ktoś jest dlatego ,bo gorszy bo doroślejszy. W każdym razie nie spotkałam się z takimi przypadkami.Moja klasa i tak w większości składa się z ludzi fałszywych ( dziś trzyma z tymi potem idzie do innych i tak w kółko - a swoją drogą to dziwi mnie jak przyjaciółka może jednego dnia z nią trzymać a za plecami tworzyć takie plotki, że aż uszy bolą?! No chyba,że to żadna przyjaźń jest tylko na pokaz , ale w takim razie współczuję takim osobom ,bo są bardziej samotne niż ja, która niema nikogo). Z tym ,że źle mi jest z tym- bo mimo wszystko jestem sama. I nawet jeśli kiedyś tak jak tu piszecie- kiedyś też miałam takie myślenie ,znalazłam gdzieś słowa i powtarzałam dzień w dzień " Wartości. To co jest w Tobie. Rzeczy ,które czynią z Ciebie takiego człowieka jakim jesteś. To jest ważniejsze niż dom czy kochający ludzie" . No niby tak. To się wydaje sensowne żyć dla wewnętrznych wartości.. ale " czasem potrzeba także wewnętrznego wsparcia". Bycie samym to tak naprawdę żadne życie.. Kolejny aspekt . Przepisanie się. Jestem już w 2liceum więc nie opłaca mi się przepisywać zwłaszcza, że już prawie półrocze za pasem ,czas szybko leci.. No fakt,no cieszyłabym się ,czekałabym,ale nie mam na co. Żadnych planów na przyszłość. Kiedyś wydawało mi się, że ten zawód ,który sobie wymarzyłam jest idealny. Do niego trzeba powołanie,a mi się wydawało,że go właśnie odkryłam. Ostatnio podświadomie udało mi się być w takich sytuacjach i no czułam się w niebie.. Ale .. no właśnie zawsze jest to ale, któro burzy Ci przyszłość. I tak naprawdę mimo , że na pozór wydaje się , że można osiągnąć w życiu wszystko,kiedy się poświęca wiele innych rzeczy,ale wszystko ma swoją cenę noi nie wszystko jest osiągalne. Jeśli chodzi o pasje. Piewszą był tenis, byłam ponadprzeciętna szybko zostałam przeniesiona do starszej grupy ,no ale to było dawno.. Nastąpił najgorszy okres w moim życiu, zostawiłam tenis, no a teraz już mi się nie opłaca. Drugą pasją był fortepian. Nie wiem czy potraficie sobie wyobrazić jakie to wspaniałe uczucie być w czymś dobrym i jednocześnie to kochać. No ,ale przez ten najgorszy okres przekreśliłam szanse z fortepianem,gdzie w szkole mogłam na nim ćwiczyć, a prywatnie brak środków... I kolejna pasja ( związana z zawodem,ale też i nie). Każdy na pewno ma swoich idoli : serialowych , filmów fabularnych,ulubiony aktor,aktorka. No i ja też miałam swoich idoli,których udało mi się spotkać na żywo. Ale pewni ludzie sprawili , że odebrali mi radość z tej pasji. Mówi się , że słabszy odchodzi no i ja odeszłam.. ( wiem nie wiecie o co chodzi ,ale ja się boję pisać w necie wszystkiego,bo wiadomo zależy mi na anonimowości). Kolejną pasją były książki.. Opowiadania, fanfiction, książki filozoficzne,fantasty.. Czytałam ile wlezie, aż czasem przestałam się uczyć.. Ale to nie wystarcza;/ Była książka cała seria skończyła się. Pasje przychodzą ,odchodzą ja właśnie teraz mam zastój. Pasja zawsze jest czymś co daje wielkiego kopa w takich złych chwilach, a mi tego kopa właśnie brak,a przydałby się. Cóż, wszystkiego mieć nie można. A no i jeszcze co do postu mileny-pedagog szkolny odpada ( jeśli chcesz znać powód to zapraszam na PW ,bo publicznie nie mogę podać powodu niestety..)
  2. Mój problem tkwił we mnie chyba zawsze. A z biegiem jak się rozwijał był coraz większy,mnożył się i coraz trudniej jest go nieść na tak młodych siedemnastoletnich barkach jakie są moje, choć nie zawsze było tak źle. Gimnazjum były najlepszymi latami mojego życia. Cud sprawił , że los zesłał mi wspaniale zgraną klasę, w której grałam pierwsze skrzypce- ale nie to było najważniejsze. Miałam dwie przyjaciółki ( mimo , iż jestem w liceum nadal się przyjaźnimy), całą szkołę dobrych znajomych , było świetnie. Znajomi postrzegali mnie jako wesołą,zawsze uśmiechniętą,zwariowaną dziewczynę z dużym poczuciem humoru ( czasem dlatego,że uwielbiałam się śmiać,lubiłam żarty, kiedy coś się działo),niekiedy za towarzyskość(wygadana,pyskata,gadatliwa). Czar prysł właśnie w liceum. Nowa klasa w dodatku ogromna (30pare osób) mnóstwo dziewczyn świetnie ubranych w same markowe ciuchy, ładne,wygadane,towarzyskie słowem: 2 razy lepsze ode mnie. Kiedy tam trafiłam już pierwszego dnia, każdy kogoś znał. Tylko ja nie. Nie mogłam się odnaleźć. No i tak pozostało do dziś. W klasie istnieją grupki każdy kogoś ma - tylko ja jestem sama. Stałam się cicha,milcząca,jakaś taka wyobcowana,bez energii, moja towarzyskość znikła,gadatliwość też.. Chodziłam smutna , bo zabrakło mi powodów dla których warto się cieszyć. Do tego doszła rutyna: szkoła,dom,szkoła,dom. Nic poza tym. Nie mam przyjaciół,znajomych poza domem. Moje dwie przyjaciółki z gimnazjum nie mają czasu żeby się regularnie spotykać ze mną, ja też bo każda w innym liceum dużo trzeba się uczyć. Ja przychodzę ze szkoły po 5ledwo mam czas na naukę. Ta codzienność,rutyna,samotność -wszystko to razem zaczęło mnie przytłaczać. Samotność bolała , zaczęły się problemy z wysypianiem się, ciągle czułam brak energii, nic mi się niechciało, czułam się zmęczona,tak jakby wyssano ze mnie ducha. W klasie boję się odezwać , bo co nie powiem to i tak każdy się śmieje. Nie ma dnia ,godziny. Nawet jeśli te wypowiedzi moje wydają mi się sensowne to ludzie i tak się śmieją (ja sobie tego nie wymyślam naprawdę się śmieją na moich oczach). Jest mi głupio i smutno wtedy. Jest mi wstyd,mam ochotę wybiec ze szkoły i do niej nigdy nie wrócić. Nienawidzę swojej klasy, w domu rodziców mam dość, codziennie wieczorem płaczę ,a oni tylko krzyczą żebym przestała bo mają dość. Mówiłam im co się dzieje- wszystko im powiedziałam tak jak tu w tym poście- naobiecywali -olali. A tych rozmów było wiele tak samo jak i obietnic. I tylko narzekali: wymyślasz,wcale tak niejest,daj spokój... Ale ja naprawdę mam dość takiego życia. Kiedyś było inaczej.. pojęcia nie mam co się stało ale z roku na rok stałam się obca-sobie . Jest mi z tym źle. Nie mam przyjaciol, nikt mnie nie szanuje,wszyscy sie ze mnie smieja- i w dodatku niewiem z czego ,doskwiera mi samotnosc, ja wiele razy przechodzilam przez problemy powazne i mniej powazne i za kazdym razem podnosilam sie upadalam i podnosilam sie. Nie dlatego ,ze jestem silna ,ale dlatego,ze nie mialam wyjscia. Nie chcialam zrobic z siebie wraka czlowieka. No,ale jest jak jest. Czuje sie nikim. Kiedys mialam pasje to bylo latwiej,teraz to nawet pasji zabraklo.. Myslalam zeby zajac sie nauka i tyle. Budowac swoja przyszlosc. Jestem przecietna ; jade na 3 i 4 mam pare 1 i 2. Niie lubie sie uczyc, nigdy nie lubialam. Uczenie sie przychodzi mi z trudem. Jednego przemdoitu ucze sie godzine a jest ich 8 wiec niewyrabiam.. Nie jestem ani ambitna ani pracowita. Leniwa ponad wszystko. Nie mowiac juz o moim wygladzie na ktorym to juz chyba mam obsesje totalna. Nie jestem ladna- pociagla twarz, orli nos z garbkiem , niezyczliwi krzycza z oddali 'pinokio' , oczy piwne ,ciemne, cera blada z wypryskami, wlosy falowane na wpol krecone -kazdy wywija sie w inna strone kiedys bylo lepiej jak mialam dlugie-zachcialo mi sie zmiany- fryzjerka mi je pocieniowala i skrocila do ramion-jeszcze gorzej. A mialo pomoc na dolek. Calkiem sie zalamalam. Teraz przez najblizsze 2 lata musze chodzic w zwiazanych bo niemoge rozpuscic bo mam szope prostownica nie pomaga.... a przy mojej twarzy lepiej wygladam w rozpuszcoznych niz w zwiazanych i w rozpusxzczonych tez sie lepiej czuje. Wszystko zaczelo mnie przerastac, placze z bezsilnosci i to jest takie bolesne ze ja psychicznie nie wytrzymuje. Nie mowiac juz ot ym , ze sie cielam, myslalam o samobojstwie- noi wlasnie.. ukrocilabym cierpienie gdybym potrafila sie sama zabic, ale sie boje, nie potrafie. ;( Do psychologa nie pojde za nic ani na zadna terapie za nic ! nigdy w zyciu. Nie radze sobie nie wiem jak sobie pomoc,sama juz niepotrafie, rodzice niepotrafia,nierozumieja,maja to gdzies, przyjaciol niemam.. niemam do kogo zwrocic sie o pomoc.. ;(
×