Skocz do zawartości
Nerwica.com

ruckus12

Użytkownik
  • Postów

    1
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez ruckus12

  1. ruckus12

    Moja proza życia

    Witam. Długo zastanawiałem się nad podzieleniem się z kimś moją nudną historią, dlatego z góry dziękuję, jeśli komuś będzie chciało się to czytać. Długo wmawiałem sobie, że wszystko jest ze mną w porządku, ale od pewnego czasu coraz częściej nadchodzą mnie refleksje nad własnym życiem. Mam 17 lat i uświadomiłem sobie, że jestem bardzo niedojrzały emocjonalnie a społecznie wręcz niepełnosprawny. Do niedawna tłumaczyłem to sobie wynalezionym pojęciem: introwertyk, jednak to chyba poważniejsza sprawa. Od najmłodszych lat szkolnych miałem problemy z nawiązywaniem kontaktów z innymi. Myślę, że każda znajomość, którą w życiu zawierałem ma taki sam przebieg: ludzie na początku myślą że mogę być interesującą osobą, są przyjaźnie do mnie nastawieni a później łamią sobie nos o psychologiczny mur, który w pewnym momencie wokół siebie buduję. I zostaję sam ze sobą. Miałem kilku dobrych znajomych o podobnych problemach. Trzymaliśmy się razem chyba tylko egoistycznie, żeby inni myśleli, że mamy ciekawe życie. A teraz i to się rozsypało. Z moim zdrowiem fizycznym też nie wszystko jest w porządku. Od urodzenia mam pewne problemy zdrowotne, które z medycznego punktu spokojnie można by nazwać nowotworem, jednak nie jest to na dzień dzisiejszy groźne i nie wymaga interwencji, jednak z pewnością ma na mnie pewien wpływ. Nie muszę chyba mówić, że nigdy nie miałem dziewczyny. Jakby tego było mało, powoli zaczynam się godzić z tym, że jestem homoseksualistą, przestałem to usprawiedliwiać wiekiem dojrzewania (do tej pory nie powiedziałbym o tym nawet ścianie) Moja rodzina w tym małżeństwo rodziców od kilku lat się wali. Ze starszym bratem łączą mnie relacje neutralnych współlokatorów a i on niedługo się wyprowadzi, co jednak mnie trochę smuci. Bardzo męczy mnie to, jak inni mnie postrzegają wmawiając sobie, że mnie to nie obchodzi. Dobrze wyglądam chyba tylko przed lustrem. Ogólnie - brzydki, lekko schorowany, aspołeczny nastolatek z kompleksami, problemami rodzinnymi i natury seksualnej, ale powyższe problemy to nie jest coś, co w człowieka nagle uderza z zaskoczenia, bo one się kształtowały przez lata. No i nie jest to chyba jakaś unikalna historia. Bardziej niepokoi mnie to, że całe życie wmawiam sobie, że wszystko jest OK, a ostatnio zaczynam sobie to wszystko uświadamiać i składać do kupy. Co się dzieję, kim jestem, jak żyję. Jestem człowiekiem, który na co dzień, w szkole, w domu, wśród "znajomych" ma raczej pokerową twarz i nikt nie wie, co myślę. Mało się odzywam, inni postrzegają mnie raczej jako egoistę z zawyżoną samooceną, tymczasem z tym drugim jest całkiem odwrotnie. Natomiast jeśli z kilkoma osobami na prawdę wejdę na te same fale, to jestem królem żartów i humoru w tym małym towarzystwie. A wieczorem płaczę w poduszkę nad swoim życiem. To jest chyba mój główny problem, nie to co wyżej: coraz więcej w mojej głowie refleksji nad życiem, nad sobą samym, nad dotychczasowymi zmarnowanymi latami i nad tym wszystkim co wyżej. Tych przemyśleń jest coraz więcej, one nie dają mi żyć bardziej niż te wszystkie problemy. Może dlatego, że nigdy nikomu się nie zwierzałem? To raczej ja byłem tym, któremu się zwierzają, bo ludzie coś takiego we mnie widzą. Gdy mam sytuację w stylu, kiedy ktoś mi mówi na przykład o jakimś strasznym wydarzeniu, które powinno zmienić życie i wszyscy by krzyczeli i płakali, ja stoję niewzruszony, jestem w stanie po pięciu minutach iść na przykład oglądać telewizję. A wszystko trawię głęboko w sobie, tygodniami. Może jestem w jakiś sposób emocjonalnie spowolniony? Więc widzę w sobie pewną blokadę: NIGDY nie miałem żadnych "złych" myśli, moja gdzieś głęboko skrywana prawdziwa osobowość nie pozwala mi na bycie prawdziwie nieszczęśliwym. Mam taki typ, że gdy wszystko się wali ja dalej w rzeczywistości żyję własnym życiem, a wewnątrz płonę. Mój umysł nie daje mi spokoju. Czasem czuje że jestem mimo wszystko szczęśliwy, a później wraca do mnie, że jestem życiowym nieudacznikiem. A ja wciąż wierzę, że jeszcze wiele osiągnę. Ale życie się toczy, a ja wciąż żyję przeszłością i przyszłością. A w "teraz" nic się nie dzieje, 0 życiowych osiągnięć, nawet tych małych, na przykład znaleźć przyjaźń. Swoją drogą moja własna osoba skłania mnie do kolejnego przemyślenia, że nie powinniśmy oceniać drugiej osoby. Nie wolno oceniać kogoś, dopóki nie zna się całej jego historii, bo osobowość to rezultat tego, przez co się w życiu przechodzi. Może warto to przemyśleć. Więc: czy to tylko dojrzewanie? Czy to jakieś zaburzenia?
×