Skocz do zawartości
Nerwica.com

JestemGabi

Użytkownik
  • Postów

    3
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia JestemGabi

  1. Dziękuję Wam za odpowiedzi. Szczerze mówiąc nie myślałam wcześniej nad tym aby udać się do specjalisty, wydawało mi się że może sobie wmawiam, że ludzie mają większe problemy ode mnie i nie będę błahostkami zawracać głowy psychologowi. Może rzeczywiście powinnam jednak skorzystać z takiej pomocy. Wydawało mi się i miałam nadzieję na to że znajdę tu więcej ludzi z podobnymi doświadczeniami, że to trochę podniesie mnie na duchu. Poczytałam trochę wątków, problemów niektórych z Was i zrobiło mi się wstyd że zaśmiecam to forum moimi wynurzeniami. Są tu ludzie którzy naprawdę potrzebują pomocy. Szczerze mówiąc teraz sama już nie wiem na co liczyłam. Pozdrawiam Was wszystkich serdecznie.
  2. Witajcie, Mój problem jest dość złożony, jednak rozpoczyna się od klasycznego "boję się" dlatego postanowiłam napisać w tym temacie. Jak już zdążyłam wspomnieć - boję się. Nie wiem nawet jak powinnam opisać Wam swój problem i od czego powinnam zacząć aby jak najlepiej go przedstawić. Generalnie jestem osobą BARDZO strachliwą, w sensie że obawiam się o bezpieczeństwo moje i moich bliskich. Boję się jeździć samochodem, boję się że wydarzy się coś złego. W głowie tworzę czarne scenariusze, które nie dają mi spokoju. Mój strach miewa różne natężenie, bywają dni gdy jestem w stanie zrezygnować np. z wyjazdu do sklepu po coś niezbędnego, jak również takie gdy prawie bez strachu wsiadam do auta. Jadąc z moim mężem, w momencie gdy wjeżdżamy na drogę szybkiego ruchu lub autostradę MUSZĘ powiedzieć mu żebyśmy jechali powoli i ostrożnie. Bez tego byłabym jeszcze bardziej niespokojna i mój strach byłby większy. Wiem że to nic nie zmienia, przecież mój mąż wie jak ma jeździć i to nie jest nic odkrywczego, ani nie jest to coś co w jakikolwiek wpływałoby na bezpieczeństwo - jednak muszę to powiedzieć. Tak samo jest gdy mój mąż jedzie gdzieś beze mnie. Muszę to powiedzieć bo to w jakiś sposób troszkę mnie to uspokaja. Dopiero w lipcu zeszłego roku zrobiłam prawo jazdy. Bardzo długo zwlekałam bo w moich stanach lękowych nie wyobrażałam sobie siebie za kółkiem. Okazało się że nie jest tak źle, że inaczej czuję się siedząc za kierownicą. Mam wrażenie większej kontroli nad sytuacją. Po zrobieniu prawa jazdy od razu kupiliśmy dla mnie samochód - niestety stoi pod domem mało używany. Boję się jeździć po zmroku, bardzo słabo wtedy widzę a teraz dość wcześnie robi się ciemno dlatego powrót z pracy samochodem odpada, więc rano go nie zabieram. Przerwa w prowadzeniu auta zrobiła swoje. Teraz boję się wsiąść za kierownicę, zrobiło się zimno, boję się że będzie ślisko. Generalnie zawsze coś wymyślę. Moje lęki bardzo uprzykrzają mi życie. Boję się o siebie, o moich bliskich, boję się innych ludzi na drodze, nie ufam nikomu. W samochodzie jestem kłębkiem nerwów i kurczowo trzymam się uchwytu w drzwiach, odwracam głowę, zatykam oczy. Czuję że jest coraz gorzej. Już myślę o prognozach pogody, zapowiadają śnieg, gołoledzie a ja już stresuję się tym faktem. Myślę o drodze do pracy, o tym że mój mąż będzie musiał jeździć w takich warunkach - strasznie się boję. W sobotę czeka nas niedaleka podróż ok 70 km. Ja już sprawdzałam pogodę i stresuję się tym co będzie. Mój mąż jadąc gdziekolwiek, musi od razu dać mi znać że dojechał na miejsce bo inaczej zaczynam się martwić. Ostatnio coraz częściej jeżdżę do pracy autobusem. Pomimo tego że mąż chce mnie odwieźć lub po mnie przyjechać wybieram autobus. Wydaje mi się to bezpieczniejsze, wolę uniknąć strachu o niego gdy będzie po mnie jechał i mojego stresu, który będę musiała przejść. To nie jest również tak, że a autobusie czuję się zupełnie bezpiecznie. Wchodząc do autobusu/busa w głowie mam scenariusz np, ostrego hamowania - wybieram miejsca które wydają mi się najbezpieczniejsze. Nie siadam przed pleksą w którą mogłabym uderzyć w autobusie, nie siadam z przodu busa bo oczami wyobraźni widzę siebie wylatująca przez przednią szybę. Wybieram miejsca w których w razie jakiejś wywrotki mogłoby spaść na mnie jak najmniej ludzi. Wzrokiem namierzam młoteczki do zbicia szyb i zastanawiam się czy okno dachowe można szybko i łatwo otworzyć. Stojąc na przystanku wybieram miejsce np. za barierką gdyby ktoś stracił panowanie nad kierownicą i wpadł na przystanek. Unikam chodzenia blisko dróg bo się boję. W innych środkach transportu również nie jest mi łatwo. Nie wpadam w panikę i moje otoczenie nie orientuje się w takich chwilach że bardzo się boję albo że coś jest nie tak - wewnętrznie jednak przezywam koszmar. Boję się również jazdy np wyciągami, różnego rodzaju kolejkami itd. Nic z takich rzeczy nie kojarzy mi się z bezpieczeństwem. Czasem rozsądek bierze górę nad moimi lękami i zdecyduję się np. na wyjazd kolejką na jakąś górę i od razu zaczynam żałować swojej decyzji. To co przeżywam jest nie do opisania. Nie pokazuję tego na zewnątrz, nie chcę tracić frajdy z różnych podróży (pomimo okupienia tego ogromnym stresem), nie chcę też aby mój mąż tracił coś przeze mnie. Taki strach towarzyszy mi od kilku lat. Momentem przełomowym na pewno była śmierć mojego taty. Zmarł na chorobę nowotworową, zgasł w przeciągu dwóch miesięcy. Bardzo ciężko to przeżyłam i wtedy właśnie uświadomiłam sobie kruchość ludzkiego życia. Jest to kolejna rzecz której się boję - choroba nowotworowa. Moja babcia, brat mojego taty i mój tata wszyscy zmarli z tego powodu. Strasznie boje się że będę następna. Każda nieprawidłowość, każdy "dziwny" ból i dolegliwość są dla mnie podejrzeniem choroby. Byłam dobrze przebadana, wszystko w wynikach było w porządku. Teraz dobrze byłoby zrobić kolejne badania a sam strach przed nimi zupełnie mnie paraliżuje... Tak więc lęk jest moim codziennym towarzyszem. Nie umiem sobie z nim radzić, nie chcę aby zawładnął mną na dobre. Boję się o siebie o swoich bliskich. Nie mam większych problemów, mam gdzie mieszkać, mam co jeść, mam kochającego męża i futrzanego psa i boję się że stracę to moje szczęście. Od marca zmieniam pracę, jest oddalona od mojego miejsca zamieszkania o ok 50 km a ja zamiast się cieszyć taką szansą, martwię się dojazdami. Już nie wiem co mam robić. Jest jeszcze jedna rzecz o której chciałam Wam wspomnieć a nie bardzo wiem gdzie mogłabym umieścić ten temat. Chodzi mi konkretnie o moją pamięć. O sytuacje stresowe w sensie np. kłótni z kimś. Generalnie nie jestem osobą konfliktową, unikam wszelkiego rodzaju konfrontacji i spięć ale jeśli już takie się zdarzą to jestem na przegranej pozycji przez to że NIE PAMIĘTAM tego co druga osoba do mnie powiedziała. Jestem w stanie określić o czym rozmawiamy, że np druga osoba powiedziała do mnie coś przykrego co bardzo mnie boli jednak ja nie jestem w stanie powtórzyć co konkretnie. Błyskawicznie zapominam. Wygląda to mniej więcej tak że ktoś coś do mnie mówi, ja odpowiadam a wtedy druga osoba nawiązuje do czegoś co było tuż przed tym i ja już nie wiem o co chodzi. NIC zupełna pustka. Pamiętam np ogólne argumenty drugiej osoby ale nie jestem w stanie powtórzyć szczegółów i tego co wyszło w trakcie rozmowy. Jeśli dochodzi już do jakiejś konfrontacji - w rezultacie wychodzi na to że siedzę i słucham, druga osoba się nakręca bo ja nie jestem w stanie sensownie odpowiedzieć na pytania czy wyjść z kontrargumantami bo ich najzwyczajniej w świecie nie pamiętam. Na co dzień jest zupełnie normalnie i pojawia się to tylko w trakcie np kłótni czy podobnej nieprzyjemnej sytuacji tego typu. Jeśli dotrwaliście do końca mojej historii - bardzo dziękuję. Jeśli macie podobne doświadczenia i mielibyście jakieś rady - jak radzić sobie w powyższych sytuacjach będę bardzo wdzięczna.
  3. JestemGabi

    Witam

    Witam, Jestem Gabi Dopiero dziś trafiłam na to forum i żałuję że nie odkryłam Was wcześniej. Zdążyłam już przebrnąć przez kilka tematów i czytam kolejne, wiele z nich dotyczy mnie bezpośrednio. Wzajemne wsparcie jest nieocenione. Razem zawsze jest raźniej. Pozdrawiam Was serdecznie
×