Mam na imię Wiktoria i cierpię na nerwicę.
Pojawiłam sie na tym forum, bo mam coraz większe wątpliwości odnośnie mojego terapeuty. Tak naprawdę nie wiem co robić.... Mam nadzieję, że obiektywnie doradzicie, choć wydaje mi sie, że sytuacja jest bardzo niejednoznaczna.
Od lipca zaczęłam chodzić na terapię. Trafiłam na terapeutę - meżczyznę niewiele ode mnie starszego. Doświadczenie, wiedza, empatia. Bardzo mnie inspirował do zmian i efekty terapii zaczęły być zadowalające. Jednym słowem bardzo się cieszyłam,
że trafiłam własnie na niego. Nasze sesje zaczęły być bardzo intensywne. Rozmawialiśmy na wiele tematów, bolesnych, wstydliwych, krępujących. Poruszyliśmy rownież temat seksu. Uznałam, że skoro mam przed sobą terapeutę to dla swojego dobra powinnam być z nim absolutnie szczera. Wspomniałam kiedyś mimochodem, że mi się przyśnił, ale bardziej jak ojciec niż obiekt seksulany. Po tym zwierzeniu, już nie powróciłam do tego tematu, gdyż bardzo mnie to krępowało. Niedługo po tym wyznaniu t.powiedział, że wysyłam nieświadomie silne sygnały seksulane. Rzucił to tak mimo chodem, spontanicznie. Byłam tak zaskoczona, że tylko zaprzeczyłam, wykpiłam te jego słowa i zmieniłam temat. Niestety niedługo później mój terapeuta zaczął odwoływać sesję. Brać nagminnie urlop...
W kontekście tego co mu mówiłam takie przerwy były/są dla mnie bardzo trudne. Mam zaburzenia lęku separacyjnego, które ciągną sie za mna przez całą dorosłość.Poza tym lęk przed odrzuceniem, rozstaniem, brakiem kontaku,lekceważeniem itd....
O wszystkim mój terapeuta wiedział... Teraz co sie dzieje w naszej relacji to jakiś zły sen, bo trafił w sedno moich lęków, których już bardzo dawno nie miałam.
Od ok siedmiu tygodniu jestem w takiej sytuacji, że sesje odwoływane sa nagminnie czyli z tygodnia na tydzień z powodu....... jego choroby ( tak przynajmniej informują mnie w jego imieniu w ośrodku)
Najgorsze jest to,że terapeuta chyba nie zdaje sobie sprawy ( albo zdaje ) jak bardzo działa to na moją szkodę. W ciagu tych siedmiu tyg.schudłam prawie 4 kg, nie chce mi się jeść, spać.....nic mi sie nie chce
Rozumiem, że każdy ma prawo do urlopu a choroba nie wybiera, ale to już prawie dwa miesiace a ja jestem z tyg na tydz zwodzona jak mała dziewczynka.
Co robić? Nawet nie mam możliwośći porozmawiać z nim na ten temat.
Proszę,Was, jeśli macie jakiś pomysł to piszcie... Będę bardzo wdzięczna