Skocz do zawartości
Nerwica.com

zivaaa007

Użytkownik
  • Postów

    6
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez zivaaa007

  1. Hej :) Skąd ja to znam, jakiś czas temu założyłam podobny wątek, dotyczący mojego problemu. Swoją drogą nie wiedziałam, że tak się to nazywa Drżenie mięśni, uczucie że zaraz może się zemdleć, przyśpieszone bicie serca, uczucie ucisku w klatce piersiowej, uczucie, że nic się nie pamięta... a wszystko przed naszymi kochanymi wystąpieniami publicznymi U mnie było o tyle dobrze, że znałam przyczynę mojego lęku, no ale z przyczyn praktycznych nie mogłam jej wyeliminować (mój były wykładowca). Starałam się pracować nad tym, było już lepiej, aktywność na zajęciach wzrosła, ale niestety ostatnio znów jest powtórka z rozrywki. To może się wydawać śmieszne, ale coś się pomyliłam z wymową i zostałam poprawiona i moja pani doktor coś jeszcze dodała w stylu, że cały semestr już się stykamy z tym słowkiem. Oczywiście wszystko w formie żartu, ale moja psychika odebrała to podobnie jak tamtą krytykę sprzed kilku lat i jednym słowem kampica ;/ Ja już nie wiem co mam robić. Psychoterapia nie jest wg mnie idealnym rozwiązaniem, bo ja wiem gdzie jest źródło problemu, wiem, że głównego już nie ma na uczelni, ale skutki pozostały. Zresztą 'oswajanie' się z lękiem już tłukę od kilku miesięcy i to jest tylko rozwiązanie tymczasowe ;/
  2. Jestem obecnie po dwóch ustnych wystapieniach i mam sprzeczne uczucia... We wtorek miałam prezentację przed grupą i wykładowcą. Zgłosiłam się jako pierwsza na ochotnika, poszłam prawie bez stresu. No coś tam było, ale czułam się normalnie. Dałam radę ją powiedzieć bez problemów i byłam z siebie po prostu dumna, bo zrobiłam kolejny krok do przodu :) Ale niestety dzisiaj zrobiłam krok, ale do tyłu 5-10 minut przed wejściem na ustny, zaczęło mi się robić słabo, pojawiły się skurcze palców i takie dziwne uczucia na twarzy i w mięsniach + szybkie bicie serca ;/ Po wejściu do sali zaczęłam się po prostu trząść z zimna, a zimno wcale nie było. ALE: nie myślałam o zaliczeniu w złym świetle, nie bałam się go, wiedziałam, że to tylko "próbny", nawet... nie mogłam się go doczekać. Więc to nie chodziło o to, że się boję tego kokretnego zaliczenia. A tutaj taka niespodzianka. Zdenerwowanie przełożyło się na performance i nie wyszło najfajniej ;/ Z sali wyszłam taka blada, że kolezanki myślały, że po prostu zemdleję. Nie rozumiem tego. W jednym momencie wszystko jest dobrze, stan dla mnie idealny a w następnym nagły odwrót i powrót do stanu pierwotnego.
  3. Chyba kojarzę ten film, The King's Speech, to masz na myśli? Tam był motyw, tylko z jąkaniem, jeżeli dobrze pamiętam, no i ogólnie z blokadą. To chyba mamy na myśli ten sam film. Ja obecnie jestem po drugiej "symulacji egzaminu" po prostu połączonej ze zwykłą rozmową, coś ala "terapia przedegzaminacyjna" :) I szczerze, jestem pod wrażeniem zmian jakie u mnie zaszły. Chociaż z drugiej strony boję się, że to mogą być tylko tymczasowe zmiany. A mianowicie, o ile przed pierwszymi konsultacjami trząsłam się jak liść osiki na wietrze, do drugich podeszłam z minimalnym stresem, który szybko minął. Bez problemu mówiłam na dane topiki, w razie błędów starałam sama siebie poprawiać. Wszystko było ok... Dlaczego się boję zatem? Ta"fobia" nie jest pierwszą z jaką musiałam się zmierzyć. Dentofobia i lęk przed pobieraniem krwi powodował takie same objawy. W przypadku tej pierwszej dojście do etapu "stres minimalny" zajęło kilka miesięcy, po czym po roku nastąpił nawrót, ale już nie tak silny. Pobieranie krwi - dopiero po sześciokrotnej wizycie w laboratorium zaczęłam "uczyć" się panować nad emocjami, stresem. W każdym przypadku oswajanie tematu jest kwestią kilku miesięcy, nawet do pól roku. Dlatego to widaje mi się dziwne, że nagle po dwóch spotkaniach egzamin ustny z danego przedmiotu mnie nie przeraża. Jest to możliwe, że to jest po prostu złudna poprawa a jak stanę przed faktem dokonanym, tzn wejściem do sali, to nagle wszystko powróci?
  4. Szczerze nie mam pojęcia... albo pracuje albo jest na jakimś urlopie, gdyż widziałam ją może ze dwa razy w ciągu tego roku. Czy jest dobrym wykładowcą? Raczej niewiele osób za nią przepadało, jeśli jakieś. Ale ja mogę nie być obiektywna przy takim pytaniu Dobrze wiem, co masz na myśli. Tym ratuję się w ostatnim momencie przed wejściem na salę. Że to było tylko raz, że już więcej nie będę miała z nią do czynienia, że już nikt mnie nie skrytykuje bardziej niż ona. A jeśli krytyka będzie, to bardziej motywująca niż krzywdząca. A przede wszystkim, że nie od niej zależy moje istnienie na uczelni i nigdy już nie będzie zależało:) Czasem pomaga, czasem nie... Też tak mam, że po pewnym czasie się rozkręcam, ale po pewnym. Najczęściej to jest już połowa zaliczenia/egzaminu/prezentacji. A ta pierwsza jest w pewnym sensie stracona przez stres. Zawsze najtrudniejszy jest ten początek. Im dłużej czekam, tym bardziej się denerwuję i pojawia się więcej objawów a do sali wchodzę jak duch. Teraz postanowiłam z przyjaciółką (bardziej ona niż ja) zaeksperymetować i wejść jako pierwsze. Ale boję się, że ten stres sprzed sali przełoży się na to, co będzie działo się w środku. Tym bardziej, że mamy określony czas w którym trzeba się zmieścić, presja...
  5. Dzięki za taką szybką reakcję :) Na razie wolałabym uniknąć jakichkolwiek leków, i tak się szprycuję nimi z powodu alergii. Zresztą nie chcę się też przyzwyczaić. Leki traktuję już jak ostateczność, przed tym rozważałam kilka kroków jak np hipnoza dzień przed egzaminem. Ale czy to może pomóc? owocówka, co do cwiczenia w domu, muszę przyznać, że to niewypał. Co bym nie powtarzała, w domu nie mam z tym problemu a jak przychodzi co do czego... jest ciężko Na uczelni... Jak na razie jestem na etapie "symulacji" egzaminu aby jakoś zaliczyć ten pierwszy w styczniu. nerwa, ja mam dokładnie tak samo... Tyle, że u mnie niestety widać ten stres na zewnątrz, bo o ile nad drżeniem rąk człowiek stara się zapanować, to na łamiący się głos nic nie pomoże... lukk79, coś w ten deseń mam już za sobą. Prześledziłam pisemnie całą moją historię egzaminów ustnych od kiedy pamiętam i wszystko sprowadza się do tego jednego mianownika, tej nieszczęsnej sytuacji na 1 roku studiów ;/ Dziwne jest to, że mój stres kumuluje się głownie wokół jednego przedmiotu - konwersacji. Z niego przechodzi na przedmioty, gdzie mamy obowiązkowe prezentacje. Ale np do obrony licencjatu podeszłam bez problemu, to samo z egzaminem ustnym z drugiego języka obcego. Wszystko po prostu skupia się koło tej jednej krytyki. Czemu tak zadziałała? Może po pierwsze, wszyscy to słyszeli. Dwa, kobieta chyba trafiła w mój czuły punkt, zawsze chciałam uczyć języka obcego, to był mój konik od podstawówki, dlatego poszłam na te studia. A w jednej chwili słyszę, że jestem beznadziejna i że wszystko w moim speakingu było do niczego. Staram się nad tym pracować, nie jest tak, że ignoruję wszystko. Po pierwszej symulacji egzaminu było w miarę ok, zaczęłam się oswajać z sytuacją, osiągnęłam pewne poczucie bezpieczeństwa, przestałam spostrzegać mojego wykładowcę jako osobę, która zaraz zniszczy moje poczucie własnej wartości. Za kilka dni mam zamiar podejść kolejny raz, ale zauważyłam, że znów na myśl o prawdziwym egzaminie zaczyna mnie boleć brzuch, robi mi się gorąco... ;/
  6. Witam, Może temat topiku wydaje się błahy, ale wcale taki nie jest, gdyż wg mnie nie chodzi tylko i wyłącznie o głupi lęk przed egzaminami itp Ale może zacznę od początku. Jestem studentką 4 roku filologii, więc z wszelkimi prezentacjami powinnam być za pan brat. Ale tak nie jest. Zawsze byłam osobą raczej spokojną, może trochę nieśmiałą, ale do końca liceum nie miałam problemów z egzamiami ustnymi/prezentacjami. Miałam ich sporo, także w języku obcym (angielskim). Stres, owszem był, ale motywujący i napędzający do działania. Niestety, mój horror zaczął się na studiach, na 1 roku. Nie byłam najlepsza w posługiwaniu się językiem, ale nie byłam też najgorsza. Podczas jednych zajęć z konwersacji zostałam dosyć ostro skrytykowana przez panią mgr, moje zdolności językowe zostały "wyśmiane" przy całej grupie. I od tego czasu zaczął się problem. Każde zajęcia z konwersacji to był dla mnie koszmar, najczęściej po nich kończyłam zapłakana w łazience, pani mgr bałam się jak ognia. Na szczęście miałam z nią zajęcia tylko semestr. Moja aktywność prawie na wszystkich zajęciach była równa 0, bałam się znów zostać skrytykowana. Egzamin na koniec 1 roku zdałam nawet ok, ale lęk przez ustnymi wystąpieniami pozostał. Cały 2 i 3 rok to była wegetacja. Bałam się odezwać na większości zajęć, myśl o prezentacjach ustnych powodowała, ze było mi słabo,trzęsłam się, zapominałam słów, popełniałam błędy itp. Egzamin ustny pnja na 3 roku był momentem kulminacyjnym - prawie zasłabłam przed wejściem, złapały mnie skurcze rąk, nóg, ledwo mogłam rozprostować palce, ledwo mogłam oddychać, było mi słabo. W takim stanie weszłam na egzamin, ledwo zdałam, bo po tym "ataku" ledwo mogłam myśleć. Niestety, to przełożyło się na późniejsze wystąpienia - podobne objawy, może troszkę lżejsze miałam przez prezentacją na konwersacjach. Teraz jestem na 4 roku, przede mną ustny mock z konwersacji za 2 tygodnie a w czerwcu ustny egzamin, też z konwersacji. Boję się, że wszelkie objawy mogą się powtórzyć i wpłynąć na ocenę, a co za tym idzie pozostanie na studiach. Ogólnie nie jest źle, jestem aktywna na zajęciach, z tym już nie mam problemu. Problemem są wystąpienia przed całą grupą i egzaminy... Już sama nie wiem co mogę zrobić. Wszelkie wizualizacje, wyciszanie się przed zaliczeniami niewiele daje. Dopiero teraz, dzięki pomocy mojej obecnej pani mgr zdałam sobie sprawę w pełni ze swojego problemu. Staram się jakoś nad tym pracować, np chodzę na symulacje egzaminu, aby oswoić lęk. Super nie jest, na początku stres mnie zżera niemiłosiernie, dopiero pod koniec jakoś się rozkręcam. Ale to są konsultacje, mam jakieś poczucie bezpieczeństwa, boję się, że egzamin zadziała na mnie jeszcze gorzej. A nie mówiąc już o egzaminie przed wykładowcami, z którymi nie mam zajęć... Śmieję się, że to wygląda jak zespół stresu pourazowego. Jako czynnik stresogenny - konfrontacja z przemiłą panią mgr na 1 roku... Chciałabym się pozbyć tej mojej przeklętej fobii, ale czy jest na to jakiś skuteczny sposób? P.S. Przepraszam, że tak chaotycznie, ale opowiadanie o tym jest zawsze chaotyczne w moim wykonaniu...
×