Witam.
Jestem odludkiem. Zawsze bałem się ludzi i nikomu nie ufałem. W dzieciństwie znęcano się nade mną psychicznie. Rok temu wyprowadziłem się w nowe miejsce, gdzie nikt mnie nie zna. Rzadko wychodzę z domu, nie mam znajomych ani przyjaciół. Co jest najgorsze - ten stan mi nie przeszkadza. Czuję się w porządku. Mniej więcej przez trzy miesiące w roku łapie pewnego rodzaju dołek, kiedy obsesyjnie szukam dziewczyny. Miałem ich w życiu trzy i każdą rzucałem po pewnym czasie, kiedy wspomniany dołek odpuszczał i ponownie samotność stawała się dla mnie najważniejsza. Często sprawdzam co u tych dziewczyn na portalach różnych i kiedy widzę, że jest zajęta to wzrasta we mnie bardzo silne poczucie zazdrości i wtedy jakby czuję, że coś straciłem i że ją kocham. Nie takiej złośliwej zazdrości, ale depresyjnej. Wspominam miejsca (również tam jeżdżę i wyobrażam sobie nas razem), gdzie przebywaliśmy, oglądam zdjęcia. Wydaje mi się, że celowo je rzucam, żeby potem cierpieć. Nie umiem tego wytłumaczyć, nie sprawa mi to przyjemności, ale również nie współczuję. Bardzo często dręczę moje byłe smsami i listami. Wkrótce po ich rzucenia pragnę je z powrotem i im mocniej mi odmawia tym usilniej się staram. Niemal obsesyjnie. Czuję się wtedy pokrzywdzony - zamykam się w sobie i rozpaczam. Świadomość, że to przecież ja ją rzuciłem jakby do mnie nie dociera. Wiem o tym, ale jednocześnie myślę, że kobieta zachowuje się wrogo w stosunku do mnie, bo nie chce mnie znać itd. Od dwóch lat nikogo nie poznałem, bo boję się, że będzie tak samo. Właściwie to nawet nie umiem nikogo znaleźć, bo proces alienacji zaszedł zbyt daleko. Chyba potrzebuję kogoś podobnego do mnie, ale takich osób pewnie nie ma. Dodatkowo przeszkadza mi nadmierne myślenie o tym, co pomyślą inni. Stale to analizuję.