Skocz do zawartości
Nerwica.com

Dot92

Użytkownik
  • Postów

    2
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Odpowiedzi opublikowane przez Dot92

  1. A co ja mam zrobić jak chcę porozmawiać o depresji z chłopakiem (od 6 lat chodzi na terapię), a ten nie dość że przez kilka dni mnie ignoruje, od nikogo nie odbiera telefonu bo się pogrąża w tym stanie, to jeszcze jak mu przejdzie to tylko przeprosi i udaje, że nic się nie stało i że "to nic takiego" i "żebym się nie przejmowała" bo to tylko jego problem, a ja chcę mieć udział w jego życiu, pomagać mu w problemach, wspierać go, a ten reaguje mniej więcej tak właśnie, argumentując dodatkowo, że mężczyzna nie rozmawia o problemach bo to niemęskie. O.o Tym o to sposobem sam mnie wpędził w dołek (już kiedyś cierpiałam na dość mocną depresję, ale udało mi się z tego wyciągnąć). Nie wiem teraz, jak go zmotywować, jak się do niego zbliżyć, co ja mam robić?! To jak walenie głową w mur :( Co ja mam poprostu do niego jechać i walić w drzwi aż mnie wpuści i się wygada, czy olać go? Czuje się strasznie winna jak nic nie mogę zrobić, bo to tak jakbym miała gdzieś co się z nim dzieje... A prawda jest taka, że sama niemiłosiernie cierpię i cholernie mi przykro, ale jak tylko jemu poprawi się humor, to ja też udaję, bo boję się, że znowu się sam zapędzi w kozi róg... Po co w ogołe rozkochał mnie w sobie jeśli potem tak mnie traktuje? Jestem rozgoryczona, w tym momencie to ja już naprawdę nie wiem gdzie szukać pomocy i zaczynam poważnie myśleć o rozstaniu. Tyle że obawiam się, że to zamiast polepszyć, to pogorszy całą sytuację...

     

     

    SmutnaMadzia, rozstanie w niczym mu nie pomoże, będzie jeszcze gorzej tak jak sama piszesz, bo Twój chłopak pomyśli, że naprawdę jest tak niewiele wart, że nawet ukochana osoba nie chce z nim być. wiem, że ciężko znaleźć siłę, ale dasz radę, wierzę w Ciebie! ja zmagam się z podobnym problemem, tyle że mój chłopak po raz drugi myślał o samobójstwie, za tamtym razem próbował go popełnić, ale uratowali go przyjaciele, teraz uratowałam go ja razem z jego mamą. pisał do mnie, że nie chce już żyć, że nie widzi w tym żadnego sensu; żegnał się ze mną, mówił, że bez niego będę szczęśliwsza, że przeprasza mnie, że tyle czasu mi zajął, ale że już więcej nie będzie, żebym mu to wybaczyła; że nie ma co tracić czasu na takiego nieudacznika jak on, żebym zapomniała o czasie, który razem spędziliśmy...

    nie możesz myśleć kategoriami 'po co mnie w sobie rozkochał skoro potem mnie tak traktuje', bo to tak naprawdę nie jest 'on' w tych momentach, to choroba. nie myśli wtedy sercem, wie, że Cię kocha, że jesteś dla niego ważna, ale choroba przejmuje nad nim kontrolę, a on nie potrafi nad tym zapanować.

    powiedz mu, że nie jest niemęski rozmawianie o problemach. powtarzaj mu, że jesteś, że może na Ciebie liczyć w każdej chwili. powtarzaj, że jest dla Ciebie bardzo ważny, że daje Ci szczęście, że sprawia, że masz siłę i chęci do działania. powtarzaj mu, jaki jest wspaniały, ile dobrego robi... nie wiem, mój np. pomaga wszystkim dookoła, jeśli tylko może. jest inteligentny, utrzymuje się sam, niedawno wyprowadził się z domu, ciężko mu jest, ale sobie radzi. kończy studia i pisze pracę magisterską. wymieniłam mu to wszystko i zapytałam: 'i co, to jest mało? myślisz, że to jest mało? to jest bardzo dużo.' musisz pokazać swojemu chłopakowi, że ma w Tobie oparcie, że cokolwiek by się nie działo Ty jesteś. niech tylko da znać i zaraz będziesz u jego boku, gotowa mu pomóc. trzymam kciuki, Madziu, żeby się udało :) będzie dobrze, zobaczysz!!!

    P.S. Wesołych, Kochani! :* :papa:

  2. Witam wszystkich,

    Mam pewien spory problem z bliska mi osoba i nie wiem jak sie za to wszystko zabrac..

    Mam 23 lata i przez pierwsze 3 lata studiow przyjaznilam sie z chlopakiem, ktory na prawde bardzo mnie kochal i robil mase glupich rzeczy z tego powodu i wiedzialam o tym.

    Probowal sie odkochac, probowal mnie znienawidzic, odseparowalismy sie na caly rok, probowal spotykac sie z innymi,

    ale nic nie podzialalo, nie mogl o mnie zapomniec, spotkalismy sie znowu jakby nigdy nic i zaczelo do mnie docierac, ze czuje do niego cos wiecej.

    Gdy bylam tego pewna, dalam mu to do zrozumienia, zaczelismy razem byc i bylo nam rewelacyjnie.

    Przez 10 miesiecy bylismy razem. Z racji kilkuletniej wczesniejszej przyjazni, czy to bardzo bliskiej relacji, myslelismy o sobie powaznie i bardzo przyszlosciowo.

    Zdarzaly sie zgrzyty i klotnie, ale po jakims czasie J. nauczyl sie do nich konstruktywnie podchodzic, wyciagac wnioski i staralismy sie nigdy nie popelniac tych samych bledow dwa razy. Generalnie jest typem czlowieka, ktory zawsze ma racje, zawsze sobie sam najlepiej poradzi i ciezko do niego czasem dotrzec, by powiedziec, ze mogl sie pomylic...

    Jakis miesiac temu spedzalismy razem 4 dni w miescie, w ktorym studiujemy i bylo razem cudownie i przeszczesliwie. Wrocilismy na swoje wsie na weekend, byla drobna sprzeczka o to, ze prosilam by nie pil wodki dwa dni z rzedu, obiecal, nie dotrzymal obietnicy, ja zla i dupa. No i kolejnego dnia po weekendzie bylam raczej obrazono-zla, ale sie spotkalismy i znowu mielismy jechac do jego mieszkania, popracowac nad naszymi pracami inżynierskimi do obrony. Atmosfera do zniesienia, ale powiedzmy mogloby byc lepiej. Zaczelam sie zle czuc drugiego dnia na tyle bardzo, ze w nocy juz mnie przytulil i nastepnego dnia wrocily nam humory, zartowalismy i bylo bardzo milo. Ale zauwazylam, ze nie glaszcze mnie, nie przytula, nie ciagnie go do dotyku, czy innej formy kontaktu fizycznego. Zwrocilam mu na to uwage, powiedzial, ze nie wie co sie dzieje, jakos tak. Kolejnego dnia ni z gruchy ni z pietruchy uznal, ze nie spelnia moich oczekiwan (poglaskania mnie po glowie raz na dzien, bo brakuje mi jego dotyku) wiec musimy sie rozstac. Spakowalam swoje rzeczy, wyszlam. Przybiegl za mna i na kolanach ze lzami w oczach przepraszal, zebym wrocila, glupi byl, nie myslal i zaluje i wogole. Wrocilam do mieszkania, ale dalam sobie czas do rana zeby zdecydowac o powrocie do niego. Rano sie zgodzilam pod warunkiem, ze powie, ze mnie kocha. Powiedzial, ze nie moze tego teraz zrobic, bo nie. Po 40 min namyslu uznal, ze mnie nie kocha. Po tygodniu milczenia napisalam mu, ze nie wierze, ze mozna odkochac sie niemalze z dnia na dzien po tylu latach i niech sobie pouklada w glowie. Ja poczekam, ale nie w nieskonczonosc.. Wtedy zaczelismy pisac o tym, ze nie zmusi sie przeciez do kochania mnie. Cos zniknelo, on sam nie wie co. Nadal mu sie podobam, nadal mi ufa i mnie lubi i lubi ze mna rozmawiac. Nie wie czego mu brakuje. Moze obsesji, jaka kiedys mial, moze nie. W kolejnych rozmowach przyznal, ze ma problem ze soba, ze probuje sie z czyms uporac, czego nie rozumie, ale nie zamierza sie tym z nikim dzielic. Wiem, ze ma sporo problemow w domu rodzinnym, problem z kasa i znalezieniem pracy, rodzice na niego naciskaja z kazdego powodu i obwiniaja za wszystko, nie radzi sobie z praca inzynierska i wszystko ogolem idzie nie tak. W ciagu ostatnich kilku dni uznal, ze otworzy sie przede mna, ze moge pytac o wszystko i na wszystkie pytania mi odpowie, ale sam nie mowi, bo zwyczajnie nie wie co mowic. Nie rozumie dlaczego cos przestal do mnie czuc, bo nie bylo zadnej przyczyny ku temu i przeraza go to, ze nie wie czemu.. Nie chce ze mna stracic kontaktu, chce sie dalej przyjaznic, a ja chce mu pomoc zrozumiec co sie z nim samym dzieje. Przyznal, ze chyba ja rozumiem go lepiej, niz on siebie sam. Jak poczatkowo zaprzeczal jakiejkolwiek depresji, czy skutkom tlumienia emocji, tak teraz chyba depresje rozwaza i dopuszcza do swojej swiadomosci.. A ja nie wiem czy to depresja, nie wiem juz co sie z nim moze dziac i tymbardziej nie wiem jak z nim rozmawiac, zeby mu pomoc. I moze pomoc tez tym samym sobie. Wtedy moze zrozumiem dlaczego tak z dnia na dzien mnie odepchnal od siebie bez zadnej konkretnej przyczyny...

    Nie ma szansy, zeby zgodzil sie pojsc do psychologa, czy psychoterapeuty. Jestem jedyna osoba, z ktora zdecydowal sie rozmawiac. A ja nie wiem o co pytac i co mowic, zeby tok jego myslenia naprowadzac na prawidlowe tory.

    Blagam, pomozcie mi ta sprawe rozwiklac, bo glowie sie nad tym juz jakies 3 tygodnie i sama odczuwam skutki tej walki na swoim zdrowiu...

     

    hey :) jestem tu nowa, ale komentuję, bo mój chłopak ma podobny problem. rodzice na niego naskakują w każdej sprawie, mówią, że niczego nie umie, studiów nie potrafi skończyć, pracy nie ma, mgr nie napisał, czego się nie tknie to ojciec mówi, że źle robi, na każdym kroku go strofują, a on już nie potrafi sobie z tym poradzić. mówi, że oprócz mnie nie ma tak naprawdę teraz niczego, bo od rodziny wsparcia nie dostaje, a z przyjaciółmi z lic., z którymi się bardzo trzymał i był związany, nie widział się od kilku lat. Kh13, doradzam Ci, żebyś starała się namówić swojego chłopaka na wizytę u psychologa albo psychiatry, myślę, że to jest w stanie pomóc. ja z mamą mojego staramy się go teraz namówić, bo już drugi raz miał ochotę targnąć się na swoje życie. my widocznie nie jesteśmy w stanie mu pomóc, a specjalista, mam nadzieję, tak.

    żegnał się ze mną, mówił, że bez niego będę szczęśliwsza, że przeprasza mnie, że tyle czasu mi zajął, ale że już więcej nie będzie, żebym mu to wybaczyła; że nie ma co tracić czasu na takiego nieudacznika jak on, żebym zapomniała o czasie, który razem spędziliśmy; że on już nie chce żyć... jesteście w stanie tylko sobie wyobrazić, co czułam. nie chcę przechodzić przez to jeszcze raz, nie dałabym rady. przede wszystkim chcę pomóc jemu. chcę uratować jego życie. i zrobię to. trzymajcie kciuki! pozdrawiam :)

    P.S. Wesołych Świąt, Kochani! Spokojnych, bez żadnych 'nieprzyjemności' związanych z depresją, szczęśliwych w gronie rodziny i przyjaciół, :))

×