Skocz do zawartości
Nerwica.com

AdrianR

Użytkownik
  • Postów

    158
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Odpowiedzi opublikowane przez AdrianR

  1. Ja siedzę dużo więcej. Przy manii potrafilem siedziec ponad 24h przed komputerem ( no dobra, nie tylko wtedy internet ale gry tez).

    Czy to uzależnienie? Chyba tak, choc bywaja dni ze w ogole kompa nie dotykam i ogladam filmy.

     

    Rozumiem ja też tak mam, w sobotę siedzę całe dnie i potrafię nie jeść cały dzień, bo boję się że przegapię coś co się dzieje w internecie.

    Nawet nie potrafię określić tego co przez całe dnie robiłam w tym internecie. takie to głupie i bezsensu.

     

    Czyli mamy podobnie. Przegladanie jakiś badziewi w stylu wp.pl, pudelki, i inne tego typu gowna. Moze od czasu do czasu cos ciekawego, ale wiekszosc to i tak niekonstruktywne bzdety ktore nie przyniosa nam nic dobrego. Byc w sieci po to aby byc, siedziec na fb i co chwile odswiezac strona patrzac czy ktos napisal. Masakra :(

    Hehe Cóż. To chyba przekleństwo naszych czasów. Ja np dziś siedzę na necie od 9 ale to tylko dlatego, że miałem do obgadania parę ważnych tematów na tym forum. Za niedługo jednak idę zrobić sobie kawę a potem posprzątać balkon bo cały siwy od pyłu z drzew i parapety. :evil: Dobrze, że już gołębie nie srają bo bym im normalnie powyrywał piórka z dupy. :twisted: Przez prawie pół roku tylko ciągle musiałem po nich sprzątać bo żadne pułapki i dźwięki jastrzębia nie pomagały. :time:

    Ja to ogólnie różnie siedzę na necie i zależy od dnia, pory roku (zimą i wczesną wiosną więcej ;) najczęściej to na facie. :smile: Ale jak ostatnio wyjechałem na 3 dni wekendu nad morze to i się jakoś obyło. :great: Net mobilny mi się nie opyla na krótkie wyjazdy raz kiedyś, A jak jeżdżę po rodzinie to zawsze gdzieś darmowego neta złapię. ;) A na stacjonarnym z wi-fi można ciągnąć do oporu i pod względem kosztów jak dla mnie bardziej się opłaci. :smile:

    Ostatnich wiele dni siedziałem dość mało na necie. Wczoraj i dziś już trochę więcej więc nie wiem jaki to stopień uzależnienia. Napewno przez to nie zaniedbuję siebie ani obowiązków czy też np sprzątania mieszkania, itp. :smile:

  2. AdrianR, Najlepiej,żeby mi nikt nad głową nie siedział bo to powoduje u mnie napady lęku i nie jestem w stanie zrobić nic. Czasami sobie myślę, że ja to się do niczego nie nadaję bo jak znaleźć i utrzymać pracę skoro ma się takie problemy

    Nie no Jak ja nad czymś pracuję to też wolę mieć ciszę i spokój. Zwłaszcza jak kiedyś musiałem tworzyć jakieś ważne pismo, cytować jakieś przepisy z ustawy a do tego wcisnąć jakąś tabelkę z EXCELA z obliczeniami no to naprawdę wtedy muszę się skupić nad czymś bez gadania. Ale w międzyczasie lubiłem zagadać z takim fajnym kolegą z pokoju. Razem puszczaliśmy sobie muzę z CD jeśli akurat nie było czegoś pilnego do roboty. hehe :P:D Większość w sumie jechałem wg szablonu więc nie zawsze musiałem się skupiać. Ważne było stworzyć sobie kilka modeli pism na różne tematy i potem to już wg szablonu się pisało, tylko zmiana nazwisk, jakiś tam opłat, itd. Czasem zdarzały się zadania specjalne i wtedy to już np musiałem się konsultować z kimś o umyśle ścisłym (informatykiem lub kimś z politechniki ;) ) lub bardziej doświadczonym kolegą. Ogólnie to tam dawałem sobie nieźle radę ale początkowo jedna koleżanka nic mi nie chciała wytłumaczyć o co kaman a potem jeszcze miała tupet przyjść z prośbą żebym coś tam jej pomógł. A wcześniej stwierdziła, że nikt ci tu nie pomoże, że samemu sobie musisz radzić. Owszem no swój mózg też mam i nie potrzebuję prowadzenia za rączkę ale czasem na początku musi ktoś cię wdrożyć choć trochę żebyś załapała specyfikę. Na szczęście taki starszy współpracownik mi pomagał. Czasem go nie byłojak jechał na cały dzień w teren ale od czego są tele komórkowe żeby się poradzić. A z czasem to już nie musiałem się nikogo radzić. ;) Ja tam pomagałem stażystce nic nie chcąc w zamian jak do nas przyszła na staż . No może poza wypiciem wspólnej kawy podczas przerwy. :tel2:;)

    Też mi się czasem wydaje, że po tamtej pracy do niczego się nie nadaję ale wiem że tak nie jest bo inaczej nie skończyłbym tak trudnych studiów z przedmiotami typu ekonometria, statystyka czy badania operacyjne. :roll: Mimo to gdzieś w środku czuję się często niedowartościowany i słaby. :? Pewnie to zasługa domu rodzinnego albo sam nie wiem czego. Dokopywanie się do tego po latach na terapii nie wiem czy byłoby dobrym i skutecznym pomysłem. :P Jakoś się żyje do przodu mimo swoich ograniczeń i lęków. ;)

     

    taa odpowiednia praca dla nerwusów ,założyć prywatną działalność jakąś ale to też kupa nerwów.

    Nerwów i zapewne starć z ZUSem i skarbówką. :evil: Warta jest jednak skórka za wyprawkę jeśli miałaby być z tego dobra kasa. Ostatecznie można rozliczenia zlecić jakiemuś biurze rachunkowemu. ;)

  3. ,"...i żyj według swojego planu na życie, bez konieczności zasługiwania na miłość ze strony kogokolwiek..."

     

    Mocne słowa, mądre słowa...

    Dewiza jak najbardziej warta jest realizacji ale czasem w życiu podlega się pewnym ograniczeniom (zwłaszcza finansowym) i nie zawsze tak łatwo jest powiedzieć: "Dobra to ja was chrzanię i mam gdzieś, wyjeżdżam i nie chcę was znać". Wynajem czy nie mówiąc o kupnie mieszkania jest dość drogą sprawą przy dzisiejszych zarobkach. No jeszcze para we dwoje jakoś da sobie radę ale osoba samotna w dużym mieście niestety naprawdę ma ciężko bez wsparcia rodziny lub przyjaciół. Wyjeżdżałem za granicę to mogę coś o tym powiedzieć. :? Owszem, że jeśli rodzina jest toksyczna czy alkoholików to czasem naprawdę trzeba zrobić wszystko żeby się od niej wynieść i nie dawać się wyniszczać. Ja w przeszłości wielokrotnie chciałem trzasnąć drzwiami i wyjechać. Niektórzy znajomi którzy tak zrobili myślę, że dziś tego częściowo żałują. Znaczy zależy bo jak ktoś ma silną osobowość i hart ducha to świetnie da sobie radę ale jak masz jakieś zaburzenia depresyjne czy inne to już nie jest wtedy samemu tak różowo. Każdy przypadek jest inny. W moim osobistym przypadku napewno wiem, że w dużym stopniu surowi rodzice bardzo zaniżali moją samoocenę przez lata. Z jednej strony często niszczyli mnie od tej strony ale z drugiej dali mi porządne wychowanie i zaszczepili chęć do kształcenia się. Miałem niedawno jedną koleżankę, która tkwi w domu rodziców alkoholików i radzi sobie jakoś z nimi od lat. Czasem opowiadała jak drzwi wylatywały z futryny w domu. Jak musiała być dla nich rozjemcą, itd. Podziwiam ją w sumie za to, że ma taki silny charakter i nie wyniosła się od nich już dawno temu. Ale ja ją rozumiem. Czasem po prostu czynniki finansowe przez długi czas nie pozwalają ci się wynieść nigdzie bo i często i nie masz z kim gdzie zamieszkać. Ja już akurat jestem na swoim ale też kiedyś przez długie lata tolerowałem wyskoki nerwicowe mamy i złośliwość i uszczypliwość ojca. Bardzo łatwo jest trzasnąć drzwiami tylko pytanie co potem? Moi rodzice akurat to niby porządni ludzie inie było nigdy historii typu alkoholizm czy jakieś burdy domowe. Dlatego biorąc za i przeciw zdecydowałem się długo mieszkać z rodzicami a jak mi za bardzo dawali w kość to znikałem do kolegi czy koleżanki albo wgl wyjeżdżałem do cioci żeby odpocząć psychicznie. Tak widzę moja kuzynka też się męczy ze swoim ojcem zwłąszcza (moim wujkiem) który jest dość podobny do mojej mamy. Teraz ma jeszcze na głowie obok w domu swojego brata i bratową z ich małym wiecznie płaczącym synkiem. Jakoś jednak nie widzę żeby mimo tych scysji z jej ojcem chciała opuszczać swój dom rodzinny. Wręcz przeciwnie, wrosła chyba w niego jeszcze bardziej. Ale kuzynka jest inna niż ja. Ona jest twarda i nie da sobie w kaszę dmuchać. Poszarpie się tam czasem ze swoim ojcem czy tam powyzywa i przechodzi nad tym do porządku dziennego. Tak dla jasności to jej rodzice też nie piją. :smile: W sumie to ona teraz ma chłopaka i całe życie narazie kręci się wokół niego więc w sumie chyba tak za bardzo nie zwraca uwago na swojego ojca, który dawał jej popalić tak jak moja mama mnie. Ja to widzę bardziej unikam konfrontacji a kuzynka wręcz przeciwnie i nie daje po sobie jeździć. Jeszcze jak oboje byliśmy młodsi to mieliśmy się troszkę ku sobie ale z kuzynką trochę nie wypadało więc zostaliśmy przy bliskiej przyjaźni. ;) Ona często dawała mi siłę i MOC do walki w rodzinie o swoją pozycję, o poczucie własnej wartości. Gdyby nie parę osób jakie spotkałem na swojej drodze to być może w którymś momencie "palnąłbym sobie w łeb".

  4. Ja już pisałem że jestem załamany bo po raz pierwszy w jakiejś kwestii (pan..i? Conchita) z prezesem Kaczyńskim... :hide:

    Ale że co? Że prezes Kaczyński zamierza się oswiadczyć Conchitie czy jak bo nie doprecyzowałeś? :lol::D Z tą Conchitą to jest jazda ostatnio w mediach. Moje osobiste podejście jest takie, że jak najbardziej akceptuję tego typu osoby i nie przeszkadzają mi one ani prywatnie ani w zyciu publicznym. Aczkolwiek w/w Conchita akurat nie jest w moim typie. :P Niestety jednak środowiska prawicowe mają trochę racji, że mniejszości seksualne czasem trochę za bardzo krzyczą o sobie. Myślę, że za komuny też były takie osoby, że ktoś czuł się kobietą czy facetem albo przebierał za nich i ponoć w moim mieście nawet taki gość był ale nawet i był lubiany choć nie dało się ukryć, że był trochę traktowany jako takie coś "homo-nie wiadomo" jakby powiedział Wojciech Cejrowski. :P Osobiście na studiach znałem nawet geja i wcale nie próbował się do mnie dobierać i nawet to był sympatyczny kolega i go lubiłem. Tak samo jak np z polityków darzę sympatią Roberta Biedronia mimo, że wszyscy wiemy jaką ona ma orientację. :P Jest miły i ogólnie SPOKO jak dla mnie a pod kołdrę to ja nikomu nie zaglądam. Sam jestem hetero żeby nie było że coś hehe. :D Zawsze jak się potępia tego typu orientacje to wyobraźmy sobie co by było gdyby nagle w naszej rodzinie ktoś bliski okazał się kimś takim i jak wtedy traktowalibyśmy tego członka rodziny. :smile: Może trochę i jest to jakieś dziwactwo ale ja to akceptuję a przynajmniej toleruję. ;) My sami na tym portalu mamy różne zaburzenia i też oczekujemy akceptacji innych, co jak wiemy nie zawsze jest łatwe. My też może równie często podpadamy tym normalnym jako psychiczni a przyznacie, że taka opinia jest dla nas krzywdząca i niesprawiedliwa. Czasem warto w życiu przejść na chwilę na tę drugą stronę żeby zobaczyć czym jest szyderstwo ludu. :evil:

     

    Internet nie jest zdobyczą kapitalizmu, tylko informatyki.

    Ok, przecież pełna zgoda, że informatyki. ;) Tak tylko mi się powiedziało. Ale wydaje mi się, że za komuny kiedy jednak wymiana myśli twórczej i wynalazków podlegała jednak jakimś tam rystrykcjom to jednak współcześnie występuje znaczna szybsza wymiana technologii i możliwość ich zakupienia niż kiedyś. Dziś praktycznie jak zostaje wynaleziony jakiś nowy SUPER TV powiedzmy z opcją hologramu hehe to jeśli kogoś stać to może od ręki go kupić z innego kraju. Ale lepiej poczekać ze 2-3 lata aż technologia się upowszechni. Po co przepłacać. Tak przepłaciła moja ciocia z wujkiem parę lat temu za TV, który wtedy owszem był WYPASEM jak na rok 2005 i bulnęli wtedy za niego chyba z 8 koła. :roll: Dziś niestety ich TV blednie w kontraście do współczesnych ledowych HD w 3 D (notabene były program Szymona Majewskiego. :D )

     

    -- 17 maja 2014, 08:38 --

     

    Tam gdzie Polacy nie jadą masowo na zarobek czy wczasy latanie wciąż jest drogie, poza tym to element postępu technologicznego tak samo jak liczba urządzeń elektronicznych w domu czy samochodów w gospodarstwie domowym które nie są już luksusem jak były za komuny. Za to luksusem jest praca, szczególnie w warunkach umowy o pracę oraz posiadanie mieszkania, domu na własność za komuny zwłaszcza z tym pierwszym było o niebo lepiej.

     

    Luksusem jest dziś posiadanie dziecka, zwłaszcza więcej niż jednego i tylko nielicznych na to stać a za komuny każdego było stać na wychowanie 3-6 dzieci. Czyli de facto o te podstawowe, przyziemne rzeczy kiedyś było łatwiej dziś tylko jesteśmy zalewani bublami, gadżetami i śmieciowym jedzeniem które mają zastąpić tzw prawdziwe życie, rodzinę, prokreacje itd.

    .

    To wszystko jest niestety prawdą. Nic dodać, nic ująć. Takie są właśnie uroki kapitalizmu, w polskich warunkach dość mocno wynaturzonego. :?

     

    Z zależności radzieckiej popadliśmy w zależność neokolonialną teraz polskiego( przemysł, banki i handel) już chyba nic nie mamy no ale takie uroki globalizacji

    I nie da się niestety już tego ukryć. Widać już ten fakt coraz wyraźniej na każdym kroku jak np informacja o tym, że Unia zakazuje nagle wędzenia mięsa i ryb bo nagle szkodzi?? Chore to jakieś zarządzenie. I ta zależność będzie się coraz bardziej pogłębiać tak długo dopóki nie wykształcimy jakiś własnych gałęzi gospodarki, dokapitalizowanych przynajmniej w 60 % polskim kapitałem właścicielskim. A tak jak większość inwestycji jest zagranicznych to co może znaczyć

    nasz kraj? Albo jak czytam, ze Niemcy są naszym głównym partnerem handlowym to tak samo jesteśmy już chyba krajem lennym. Nie jest to złe bo ludzie mają pracę i szanse na lepsze życie ale tym samym politycznie i gospodarczo staliśmy się podnóżkiem. :P Coś za coś. Albo jak słyszę co chwilę o jakiś nowych regulacjach dla rolnictwa czy emisji CO2 to odnoszę jakieś dziwne wrażenie, że Unia chce upierd...ć (zwłaszcza niektóre kraje) naszą gospodarkę, co byśmy nie stanowili dla nich zbyt dużej konkurencji. Proceder podobny do tego o jakim pisaliśćie na studiach jak to młodzi próbują się nawzajem wykosić nie dając notatek (ja użyczałem prawie każdemu jeśli mi nie podapdł) Koleżance nawet kiedyś tam pokserowałem i wysłałem na adres domowy ładnie upięte. Nie starałem się o jej względy tylko po prostu chciałem być życzliwy i lubiłem ją. Niewiele mnie to kosztowało prócz parę groszy na ksero i ok 1,50 zł na list zwykły ;) )

     

    -- 17 maja 2014, 08:51 --

     

    Innym przykładem na wykaszanie konkurencji na rynku pracy jest moja dawna koleżanka z tej feralnej właśnie pracy, o której pisałem w innym temacie. Jak zaczynałem tam pracować to spytałem jej czy by mi pokrótce wyjaśniła czasem co i jak. A ona mnie zastrzeliła tekstem: "No wieeeeeesz musisz sobie sam radzić bo nikt tu nie ma czasu i każdy zajęty a sama plotkowała czasem obok w pokoju. Jakiś długi czas potem przyszła do mnie z jakimś plikiem dokumentów do obrobienia na kompie. To jest dopiero tupet. :evil: Najpierw kazała mi spadać kiedyś a teraz mi pomóż bo ona się nie wyrabia? Pomyślałem sobie wtedy: "A w dupie cię mam" ale odpowiedziałem dyplomatycznie: "Wiesz nie mogę ci pomóc bo jestem mocno zajęty bo szef mi coś zlecił" , co w sumie było prawdą w tamtym momencie. :smile: Kto wie czy mi nie dolewała jakiejś trucizny do kawy żebym się pochorował i nie dawał tam rady. Hehe :P

  5. Hehe Słuchajcie obawiam się, że takowej bez ludzi nie ma. Chyba żeby się było jakimś analitykiem giełdowym czy coś to wtedy można by z domu z kompa mają login i hasło do systemu 8) Ja też mam podobny kłopot z ludźmi, że jak trafię na takich co ich nie polubiłem bo mało otwarci i sympatyczni jak ja to niestety za długo nie mogłem usiedzieć w takiej robocie. No muszę mieć komfort i dobrą atmosferę w pracy i wtedy mogę zasuwać jak mi ktoś nie działa na nerwy i nie krytykuje co godzinę. :twisted: A widzę, że z wiekiem coraz mniej mi się chce z ludźmi handryczyć. Byłem młodszy to jakoś się kłóciło i jechało dalej. Teraz już nie daję w taki sposób rady. Mam często chęć powiedzieć: "Idź człowieku i nie męcz mnie już" no ale wiadomo, że często tak nie można zwłaszcza szefowi. :roll: Kiedyś pamiętam pisałem i drukowałem ojcu jakieś pisma dla jego firmy i ciągle mu coś nie pasowało a to, że margines a to że nagłówek nie taki a wszystkie dane się zgadzały i w końcu wybuchnąłem: "Weź to se k....wa sam to napisz jak takiś mądry. Nie będę tego drukować po 10 razy". Owszem jednym razem faktycznie pomyliłem się w dacie i to moja wina była ale inne jego przytyki to zwyczajne czepialstwo już było. No i z tego względu praca z ludźmi też jest dla mnie uciążliwa ale cóż jak MUS to MUS. Obieałem sobie tylko, zę nie będę popełniać starych błędów. Jeśli jakaś atmosfera w pracy mi nie będzie pasić to do widzenia. Choćbym miał szukać tej pracy 100 km dalej! Moje zdrowie i nerwy ważniejsze a nie potem leczenie nerwicy i deprechy przez 5 lat bo tak się właśnie kiedyś skończyło. Nie potrafiłem sobie odpuśćić i zamiast szybko szukać czegoś innego to tkwiłem tam uparcie nie wiedzieć czemu. :hide: Z resztą jedna koleżanka powiedziała mi kiedyś, że ona to tam na moim miejscu nawet miesiąca by nie wytrzymała. Ja potem byłem taki roztrzęsiony po tamtej pracy, że z łóżka nie mogłem wstawać, myśli samobójcze i wgl całkowita degrengolada życia osobistego i zawodowego. Ciężko mi się było po tym wygrzebać. Niestety gdzieś mi chyba jakaś trauma została i chyba już zostanie do końca życia. No ale cóż jakoś żyć trzeba. Nie taka praca to inna. ;)

  6. To ja tak może wybiorę sobie parę cytatów z powyższych co byłoby czy jest dla mnie normalnością.

    Normalność? Spanie tak długo jak chcę bez wyrzutów sumienia bo "dla normalnych ludzi godzina 11 to środek dnia", zjedzenie na śniadanie (o godzinie 14) smażonych ziemniaków z marchewką, rurki z kremem+ kawa, i kolacji złożonej z sera z ogórkiem o północy kiedy "normalni ludzie nie jadają TAKICH rzeczy o TAKIEJ porze", spanie przy uchylonym oknie kiedy na dworze dmie i leje "bo normalny dba o swoje zdrowie", preferowanie gier towarzyskich od imprezy w klubie gdy "normalni chadzają do barów i obcują z ludźmi". Normalność to wyrwanie się z okowów tego co normalne. Normalność moja własna to śpiewanie pod nosem na przystanku, to picie piwa o 10 rano i kawy o 22, to umiłowanie przebywania wśród zwierząt bardziej niż wśród ludzi, to przejmowanie się swoimi błahymi problemami kiedy "inni mają gorzej", to leżenie na trawie w środku miasta kiedy przechodnie patrzą jak na wariata- to nie jestem wariatem który wylądował wśród normalnych a normalnym który wylądował wśród wariatów

     

    Dla mnie normalnosc to brak obsesyjnych mysli, lękow, napiecia, strachu. Brak mysli egzystencjalnych albo duzy dystans do nich i siebie. Poczucie bycia wolnym szczesliwym, nie zastanawianie sie nad sensem zycia tylko zwykle zycie...

    i chec do zycia, zdrowe podejscie do niego i do smierci.

    I chyba pod tymi cytatami najbardziej bym się podpisał. Ale chyba każdy ma troszkę inne potrzeby i marzenia w życiu ale są one częściej zbieżne ze sobą niż mogłoby się wydawać. ;)

  7. Może nie takie jak te ale czasy motoryzacyjne w PRL przebiją współczesne jednym: w żadnym okresie polskiej motoryzacji nie mieliśmy takiej ilości samochodów zaprojektowanych bądź w dużym udziale stworzonych przez Polaków: przykłady to np polonez (tzw borewicz),Syrena (wszystkie modele)Żuk,Nysa, itp: oraz wiele projektów wyprzedzających swoje czasy. Auto o nazwie Beskid stworzone w wyprzedzająccej swoje czasy konstrukcji jednobryłowej która została później wprowadzona przez Francuzów jako Renault Twingo oczywiście po wykupie patentu od Polaków, Syrena 110 jako jeden z pierwszych hatchbacków na świecie oraz Syrena Sport którą kazali zniszczyć władze komunistyczne bo była za nowoczesna względem Radzieckiej mysli technicznej. No i motocykle Junak,SHL,WSK,WFM i skuter Osa :). I nie mów mi dalej że jest teraz lepiej:P

     

    Ja już to gdzieś kiedyś pisałem na fac'ie, że nasz kraj powinien jak najwięcej inwestować we własną myśl technologiczną. Finowie są znani z telefonów komórkowych, Niemcy i Japończycy z dobrych aut, no może jeszcze niektóre francuskie auta? Choć ostatnio rumuńska Dacia zdobywa w Polsce popularność. Ale chodzi mi o to, że w perspektywie makroekonomicznej nasz kraj powinien budować jakąś markę, którą mogłaby być naszą wizytówką na świat i podnosić naszą rangę ekonomiczną a co za tym idzie i pozycję polityczną a i również pozycję społeczeństwa zamożnego, z którym liczono by się w świeci tak jak liczą się dzisiaj z Niemcami rozkładając przed nimi czerwone dywany. Wielu naszych młodych, zdolnych naukowców liczy się już w zagranicznych przetargach ale to przecież oni powinni wdrażać te świetne wynalazki w krajowych firmach a nie, że słyszą, że się nie opłaci, że patent za drogi i piętrzenie innych trudności.

    A nad morzem to już wiele restauracji i kawiarenek na pierwszym miejscu umieszcza obcojęzyczne napisy, że muszę czasem na wyjeździe rodzinnym tłumaczyć rodzicom o co "kaman". :P A jak spytałem jakiegoś właściciela dlaczego tak walą tylko obcojęzyczne napisy na lokalu w polskim bądź co bądź mieście to stwierdził, że przecież Polacy i tak tam tam rzadziej zaglądają. No pewnie bo jak walnęli ceny głównie pod zagraniczne portfele to czemu on się dziwi, że mniej Polaków do niego przychodzi? Jakaś taka dziwna hipokryzja? :P Ale i tak zjadłem tam ciastko i wypiłem kawę. A co - jeszcze mnie stać. ;) A na jakiejś przyczepie campingowo-handlowej to widywałem tylko same napisy po niemiecku. Całe szczęście sprzedawca był Polakiem więc rodzice się z nim dogadali co do ceny ryb. :P

  8. Tak jak piszą poprzednicy, musisz postarać się jakoś wyrwać z toksycznego domu. Wiem, że ci ciężko kiedy nawet nikt miłego słowa ci nie powie, nie doceni twoich starań. Nie bardzo wiem jaką pomoc oferują organizacje pozarządowe ale może to byłaby początkowo jakaś droga? Kurcze, ciężko jest coś poradzić naprawdę. Żebym to ja znał odpowiedzi na wszystkie pytania to sam bym tu nie pisywał. Nie masz żadnej rodziny, która mogłaby ci pomóc czy np pożyczyć na wyjazd do większego miasta lub nawet za granicę? To są zawsze trudne dylematy życiowe i trudne decyzje ale tkwiąc w takim domu nie za daleko da się zajechać. Może razem ze swoim partnerem moglibyście ustalić jakiś plan działania czy może gdzieś razem zamieszkać. No ale to pod warunkiem, że miałabyś środki utrzymania. No bo jak się od tego nie zacznie to ciężko z czymkolwiek wgl dalej ruszyć. :-| Może faktycznie jakoś z ojcem spróbuj pogadać skoro da się z nim jakoś sensownie porozumieć i spróbować jakoś zaradzić w tej trudnej sytuacji?

  9. to kapitalizm zwariował ludzi, obiecując widmo mamony kosztem utraty człowieczeństwa.

     

    Nie to, że odrazu chciałby, wracać do komuny bo jednak cenię sobie współczesne zdobycze kapitalizmu jak internet, latanie samolotem gdzie się chce i brak granic lub możliwość nie aż tak problemowego ich przekraczania, kiedy każdego podróżnego za granicę traktowano jak jakiegoś groźnego przestępcę, który chce wywieźć "cenne dobra" socjalistycznego kraju rad hehe a przy okazji sprzedać nas Amerykanom hehe. :lol: Mówiąc jednak poważnie faktycznie tak jest, że zyskaliśmy może na poziomie życia ale odbiło się to niestety na morale społeczeństwa i konsekwencje z tym związane jak np tzw. "eurosieroty" czyli dzieci, które zostały czasowo lub na dłużej w kraju bo jeden z rodziców wyjechał za granicę. A w TV słyszałem i przypadek, że oboje rodziców zostawiło kilkuletniego chłopca czy dziewczynkę pod opieką dziadków i to rzadko swoją pociechę odwiedzając, choć ponoć przysyłali dziadkom prezenty dla swojego dziecka. Tak jakby one mogły nauczyć miłości dziecka. No tak się wszystko przewróciło do góry nogami w ostatnich kilku latach, że czasami z socjologicznego punktu widzenia jest to dość smutne. Nie wartości lecz kasa wyznacza dziś styl życia i pokazuje ci miejsce w szeregu w jakim jesteś i głównie tą wartością jesteś oceniany. Nie mam akurat kompleksu biedy bo żyje mi się obecnie na dość przyzwoitym poziomie choć nie jakimś bogatym. Mam co jeść, w co się ubrać i gdzie spać i czym jeździć. :smile: Przeraża mnie jednak świat wartości współczesnej młodzieży co i widać też często po tym forum. Krótko mówiąc KASA, KASA i jeszcze raz KASA. Cała reszta jest praktycznie drugo i trzecio-rzędna. Pokazują to dobitnie niektóre tematy tego forum. Usłyszałem raz nawet, zę jestem roszczeniowy choć nie wiem skąd się komuś zrodziła w głowie taka myśl. No bo zostałem oceniony wg nowych, młodych "standartów" i czuję, że ta osoba nie przyklasnęłaby temu tematowi o komunie. Pojechałaby nas, żeśmy tu wszyscy roszczeniowi. Ale oczywiście ona nie pogardzi mężem z WILLĄ i kilkoma autami w garażu i wtedy przecież absolutnie nie będzie to roszczeniowa postawa tylko, że los-AMOR tak chciał hahahahahahaah :D Nie pogadasz z 20-latkiem/ką. Inna era i wgl EPOKA. :P8) Na forum powinny być dzielone jakieś grupy wiekowe to może wtedy ludzie by się jakoś lepiej rozumieli a tak to jest często konflikt wartości i pokoleń. Choć z wieloma młodymi fajnie mi się pisze na różnych forach hobbistycznych. ;)

    W tamtych czasach jak były tanie mieszkania pracownicze to powinien się taki pomysł podobać dzisiejszym 20-latkom bo przecież każdy wie jakie wyśrubowane warunki stawia bank a rząd takie określa ramy dofinansowania mieszkania dla młodych, ze wychodzi na to, że jesteś ZA BOGATY na taką pomoc. A ci z kolei co żyją prawie w nędzy i teoretycznie przysługiwałaby im taka pomoc rządowa to zwyczajnie nie będzie ich potem stać urządzić i utrzymać takiego mieszkania. To ja się pytam gdzie tu logika?

    Z czasów komuny warto by jednak przywrócić szacunek dla pracowników i ich praw. To naprawdę niewiele by kosztowało ze względów moralnych i politycznych choć napewno częściowo wymagałoby to ponoszenia kosztów ekonomicznych przez budżet państwa i wymagałoby to jakiejś nowej umowy społecznej. Jedna koleżanka opowiadała mi kiedyś, ze pracując w hipermarkecie na kasie musiała siedzieć w pampersie bo nie miała kiedy iść do WC a i też przez kilka dni nie było komu jej zastępować. To jest dopiero dość wymowna kwintestencja kapitalizmu. Moi rodzice też to potwierdzają, że za komuny takich cyrków nie było a władze nie pozwalały na tak rażące łamanie praw pracowniczych. A dziś każdą partię praktycznie najbardziej interesują te słupki wyborcze i niewiele więćej poza tym i martwią się ale czy uda im się wśliznąć na jeszcze jedną kadencję żeby odbulić z diety poselskiej czy teraz europoselskiej dość słone raty jakiegoś tam kredytu albo zwyczajnie doposażyć sobie lepiej mieszkanie. Mamy koleżanka zna jedną posłankę osobiście i ponoć zanim została posłanką to chodziła w jednej bluzce z niemieckiego lumpeksu i mieszkała w dość lichym mieszkanku a po 2-óch kadencjach odstawiła sobie piękny dom i to ponoć nie jeden? a o aucie wysokiej klasy nie wspominając. Wcale nikomu tego nie zazdroszczę ale tutaj mówimy o dorabianiu się na publicznej kasie z naszych podatków.

    Oczywiście nie warto by było chyba wracać do ekonomii socjalistycznej i nadmiernego zadłużania ale czy dziś czasem Unia nie robi właśnie tego samego popadając nieświadomie w mechanizmy z byłego ustroju? :P Bo pierw miano tylko symbolicznie wyrównać środkami unijnymi jednym to zaczęli krzyczeć inni, ze też chcą no to też trza było im dać i się nam aparat unijny i te środki wraz z biurokracją tak rozrosły, że już w końcu dogoniły chyba dawne ekonomiczne ideały socjalizmu hehe. Choć chyba kulawa to podróbka tamtej ekonomii bo nie wyrównała nierówności a wręcz je nawet pogłębiła. Tyle ze wtedy jakoś lepiej się żyło młodym czyli naszym odpowiednikom tamtych czasów. Z resztą pisaliście już o tym powyżej.

    Komuna niestety też i miała jak wiemy tę ciemną stronę swojej natury (coś jak Anakin Skywalker/Darh Vader z Gwiezdnych Wojen. 8) a mianowicie dokonywała prześladowań politycznych najbrutalniej w okresie stalinizmu a potem w złagodzonej już w latach 80-tych w formie mniej dotkliwych ale jednak prześladowań. Ale się napisałem i nie wiem czy po drodze nie zgubiłem gdzieś pierwotnego sensu hehe. :P:D

  10. @Koniec,

     

    Ludzie zdrowi czesto mysla, ze trzeba tylko chcieć zmienić siebie i będzie ok. A tego bez leków nieraz się nie da zrobić.

    No właśnie takie gadanie, że weź się w garść też mi tylko działa zazwyczaj na nerwy. To wcale nie pomaga a wręcz przeciwnie. No jak już człowiek nie leży i nie smuci się tylko to może coś pomyśleć o wzięciu się w garść ale wcześniej to raczej nie za bardzo. Ja to w sumie hehe czuję, że co jakiś czas muszę brać się w garść. Starać się wyrzucać z głowy wszystkie złe myśli i wspomnienia i odczucia z tym związane ale to jest cholernie trudne i ciężkie nie myśleć o jakiejś traumie mniejszej czy większej jak ci to ciągle wraca do głowy i czasem podczas oglądania ulubionego serialu/filmu wyłączam się zwyczajnie bo zamyślę się o czymś albo wracają mi przed oczy/myśli jakieś nieprzyjemne zdarzenia z danego dnia/dni. A najgorse jest to, że ten stan poddenerwowania jeszcze mi nie pozwala zasnąć do późnych godzin nocnych. :evil: A często "rano trzeba wstać, ranooo to jeeest...." :P

    Mark

    Ja samoocenę opieram o ocenę charakteru i umiejętności, a nie o warunki w życiu. No a jak se pomyślę, że większość ma gorsze warunki w życiu i jakoś żyje to tym bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że mam beznadziejny charakter i zero umiejętności przydatnych do dawania sobie rady w życiu.

    Ja często czuję się bardzo podobnie jak, że kurde nie nadaję się do tego czy owego a potem się okazuje, że jednak nadaje się i może nie będzie tak strasznie jak coś sobie wyobrażałem. Ciężko jest walczyć z niską samooceną i takim myśleniem ale warto i jest taka walka jak najbardziej możliwa. :tel2: Choć to mozolna i ciężka praca nad sobą, nad budowaniem własnej wartości, która czasem jak domek z klocków runie za czyimś sprawstwem.

    Ps Cieszy mnie, że w końcu na forum zaczęły się wypowiadać osoby dotknięte jakimś problemem czy kłopotami, chorobą a ucichli "hejterzy", których złośliwie plucie odstręczało mnie czasami od tego forum. Ale widzę już tu parę osób dla których póki co na nowo warto zaglądać. ;) Jest mi lepiej dzięki wam (mam zwłaszcza na myśli osoby z tego tematu ;) ) Przywracacie mi wiarę w człowieka i podnosicie mi moją własną samoocenę. ;) Forum (przynajmniej w tym temacie) zaczyna znów trochę mi przypominać to z czasów moderatorki paradoxy i innych. Fajnie wtedy było. Był taki czat dość zabawny z możliwością pogadania na głos. :great: Naprawdę było wtedy na tym portalu dość miło. Ci, którzy pamiętają jeszcze te czasy to wiedzą o czym mówię. ;) Potem zrobiło się dosyć smętnie i nie zawsze grzecznie. Ale to tak na marginesie. :P

  11. Czy ze mną jest źle tak nie wiem ile jeszcze czasu wytrzymam w takim stanie i nie wiem w którym momencie nie oszaleję. W tym stanie w którym się teraz znajduję nie ma jak dla Mnie żadnej wg szansy na ocalenie. Moje życie to nie życie a wegetacja której mam dosyć to jak koszmar z którego ja w żaden sposób się nie mogę wydostać. Jestem w takim stanie psychicznym że to dla mnie samej jest przerażające i nie że komuś lub sobie zrobię krzywdę tylko że oszaleję.

    Szkoda mi cię bardzo. Jeśli chcesz zawalczyć o siebie to raczej nie unikaj psychiatry a prędzej go zmień jeśli to możliwe np pojechać do innego miasta? Czasem zdarzało mi się w przeszłości popadać w taki stan całodniowego nic nie robienia, że wszystko ci zwisa czy nawet 2-3 dniowego. Stwierdziłem jednak, że takie umartwianie się niczego nie zmieni a tylko wpędzało mnie w jeszcze gorszy stan niż przed położeniem się do łóżka na 2-3 dni i olanie wszystkiego. Zazwyczaj deprecha nie wybiera czasu ani miejsca kiedy cię dopadnie i nie poczeka, że ty masz tam jakieś inne ważne sprawy a naprawdę czujesz, że nie możesz bo jakieś myśli o czymś/kimś cię tak bardzo dobijają. Ale trzeba z tym walczyć samodzielnie lub/i z pomocą dobrego psychiatry a z początku aby jakoś stanąć na nogi to pójść do pierwszego z brzegu a potem można się przepisać. Gorzej jak nie ma cię kto zmotywować do walki o siebie, tak jak mnie motywowała rodzina, czasem dobra koleżanka czy kolega, że czułem czyjeś wsparcie i pomoc. Bez tego jest naprawdę ciężko się wygrzebać z czeluści własnej deprechy czy tam CHADu (whatever). :?

  12. Ludzie to mają problemy

    od razu przypomną ci się tacy co mają o wiele, WIELE LEPIEJ i beztrosko.

     

    Żebyś się nie zdziwił.

    Znałam takiego wesołka co to nie miał problemów, w ogóle niczym sie nie przejmował i zawsze był wyluzowany i usmiechnięty.

    Powiesił się.

    Nie wiem dlaczego tak postąpił? Widocznie udawał przed tobą, że jest OK a tak naprawdę cierpiał w środku. Być może też jakiś impuls spowodował, że się powiesił lub nagromadzenie problemów, których nie mógł już ogarnąć ani nie było nikogo kto podałby jemu pomocną dłoń bo nikogo to nie interesowało. Chyba każde samobójstwo jest inne. Na jedną śmierć ktoś się dość długo zbiera i jakiś impuls powoduje, że czara goryczy się przelewa i ktoś dokonuje tego tragicznego aktu. :cry: Ktoś inny nie przemyśli swojej sytuacji (zwłaszcza osoby młode) i pod wpływem chwili targnie się na życie (np jak odeszła od niego/niej ukochana osoba) i ktoś nie może poradzić sobie z takim nagłym, przygniatającym bólem psychicznym. Myślę więc, że powody samobójstw są naprawdę różne. Kłopoty rodzinne + finansowe a i + jeszcze osobiste. Jeśłi ktoś jeszcze np popadnie w narkotyki to też się komuś może przyspieszyć decyzja o se-puku pod wpływem narkotycznej fazy i smutku. No nie wiem no, psychiatrą nie jestem czy psychologiem? :? J

    Ja np czasami myślę o śmierci jak mam wszystkiego dosyć, kiedy kolejna osoba mnie zawodzi. Wtedy powtarzam sobie, że przecież pozostali inni cię lubią ale czasem to boli jak ktoś się ordynarnie do ciebie odnosi i obwini cię jeszcze za całą sytuację. Człowiek zaczyna się obwiniać mimo, że wydaje mi się, ze kręgosłup moralny mam ukształtowany dość dobrze. Czasem faktycznie komuś nawtykam ale nigdy nie uczynię tego nie będąc sprowokowanym i raczej nie używam podczas kłótni słów ordynarnych i poniżających a wielokrotnie ludziom puszczają hamulce i wtedy dostaje się kubłem pomyj na głowę. zastanawiasz się wtedy: "Nie no jak to możliwe, że jak słyszę coś takiego z ust wydawać by się mogło kolegi/koleżanki" :?: Czy ja znałem tę osobę? Najczęśćiej to właśnie inni ludzie destabilizują moją wewnętrzną harmonię i poukładany styl życia i postępowania niż moje własne tam demony, z którymi się zmagam ale ze znam je od lat to już tak bardzo mnie nie przerażają jak kiedyś. A jednak stwierdzam, że wciąż mało znam się na ludziach. Tak się czasem pomylę co do kogoś a wydawało mi się dotychczas, że wyciągnąłem tam jakieś wnioski z przeszłości z relacji z innymi a tu znów się coś powtarza. :o Człowiek zaczyna szukać problemu w sobie. Czasem się go niestety znajduje ale równie często nie wiadomo o co komu chodziło? :?

  13. Ludzie to mają problemy

    Ale uważasz te nasze problemy za gorsze czy może lżejsze? :smile: Ja akurat nie jestem znudzony życiem. Może bardziej rozczarowany, że nie tak sobie kiedyś pewne sprawy wyobrażałem ale pewne zdarzenia i okoliczności pokrzyżowały mi plany a pewne ograniczenia osobiste nie pozwalają mi czasem realizować jakiś nowych, innych wyzwań. Nie jestem z domu alkoholików, patologii, burd domowych, itd więc to naturalne, że o tym nie będę pisać ale rozumiem też i takie osoby z takich domów. Ja może bardziej mogę się martwić o brak lepszych perspektyw w naszym kraju, że np jakiś kredyt będzie ci wisiał na głowie aż do emerytury i bank będzie władcą twojego życia lub śmierci, itd. Ludzie często mają wszystkie te problemy razem wzięte. Choć przyznaję, że gdyby miał mnie martwić tylko fakt, że już wszystkie SPA mi się znudziły i imprezy to byłbym najszczęśliwszym człowiekiem pod słońcem. 8) A nie mam niestety tak różowo choć nie ukrywam, że zdarza mi się wyjeżdżać tam i owąd jak np w najbliższy wekend jadę do Świnoujścia trochę się odstresować i łyknąć trochę jodu i promieni słonecznych. Trzeba trochę przeganiać deprechę. Czasem sobie myślę, żę przecież są tacy co mają gorzej. Ale to nie jest żadne pocieszenie mierzyć do tych co mają gorzej bo od razu przypomną ci się tacy co mają o wiele, WIELE LEPIEJ i beztrosko. A i tak człowiek nie wie jeszcze jakie kłopoty spadną na niego w życiu i czy zdoła to wszystko wytrzymać i stawić temu czoła, skoro do tej pory wydaje się być naprawdę ciężko a wiadomo, ze im dalej w las tym więcej drzew. :roll: Wiadomo, że psycholog zaraz ci powie, że trzeba myśleć optymistycznie. Ale jak tak spotka cię pasmo porażek to ciężko tak jakoś skakać z radości i zresetować sobie dysk twardy w głowie i zapomnieć o wszystkim, jakby to można zrobić terminatorowi z filmu. :P I móc wystartować z tym samym a nawet lepszym oprogramowaniem w globusie bez dotychczasowych obciążeń emocjonalnych. Fajnie by tak było. 8) Ale gdyby to było takie proste to nie byłoby psychiatrów i leków antydepresyjnych oraz psychologów. :P

  14. Terminal, fajny masz podpis pod spodem. :lol: Mogliby takie ograniczenia wprowadzać na neta. Dziś od godziny 16 do 21 ogranicza się przepustowość neta dla ulicy X od numeru Y do Z żeby pozostali mieli ledwo 2 kreski bo tak to mają 1-dną i muli jak jazda rowerem po piachu na plaży hehe Żartuję :mrgreen: Lepiej wtedy zmienić operatora. ;)

    I też ja straciłam. Ale nie potrafię udawać, no nie potrafię. Nie potrafię sie też kontrolować 24 h/dobę i miec sztucznie przyklejonego do twarzy usmiechu gdy mi ktoś nie pasuje i sprawia, że zle sie czuję.

    Ja to jak mam wisielczy nastrój to żeby nie zrażać do siebie ludzi to zanurzam się w muzykę i ewentualnie coś do czytania. Mnie też koleżanka kiedyś napisała: "Wybacz ale nie mam dziś nastroju na gadki i spadam". I ja to rozumiem. Wolę taką postawę aniżeli ktoś na tobie wyładowuje swoje nerwy i żale. Ja akurat na takie fochy i agresję mało jestem odporny. To jest zawsze niepotrzebny stres i podnoszenie sobie ciśnienia i po co. Choć na innym forum znam takiego chłopaka, który z kolei twierdzi, że ostre zachowania to jego żywioł a nie jakaś "Herbatka u Tadka". hehe 8) Fajnie to ujął. Miałem też kiedyś taką koleżankę, z którą gadało się cały czas w rodzaju sporu politycznego z TV. Często lubiła kontestować czyjeś poglądy i zaostrzać spór do nerwówki prowadzącej nie wiedzieć do czego. :P Luz a nie tam walka na słowne noże. :tel2: Tylko jeszcze trzeba było odróżnić jej ten niby normalny stan od takiego, w którym opierd....ała cię na poważnie. Moja mama taka w sumie jest. :? No niestety Jak powiedziałaś to jest różnica charakterów i Góra z Mahometem się nigdy nie zejdą hehe :P Mnie takie porywczy charakter irytuje z deko. Miałem kiedyś w szkole sredniej takiego nauczyciela w=fu, który po wojskowemu wydzierał się na chłopaków. I to był u niego stan normalny a jak się wkurzył to dopiero byście widzieli. :P:shock:

  15. Żeby się uspołecznić i być lubianym trzeba kłamać, bo ciężko być zaakceptowanym

    jeśli chce się być 101% szczerym, świat nienawidzi indywidualizmu i jakiejkolwiek odmienności.

    Na /cenzura/ komu prawda, skoro cały świat zakłamany.

    Myślę że szczerość,czy bycie sobą,to luksus,na którzy rzadko kiedy można sobie pozwolić.

    I w niewielkim gronie ludziów.

    Mówiąc szczerze gdybym był taki szczery do bólu jak wy tu piszecie to straciłbym wiele znajomości. Czasem robienie dobrej miny do złej gry oraz staranie się w relacjach bycia fajnym bardziej pomaga nawet własnej samoocenie, niż epatowanie kogoś takim ciągłym zdołowaniem i czarnowidztwem świata. Ja dołuję się w samotności przy muzie. Potem jak wychodzę do ludzi staram się być normalny, wesoły, interesujący? ;) Z czasem pozytywny stan, który sobie na siłę narzucam łykam na dłużej, ze w końcu zastanawiam się gdzie się podziała ta deprecha i te moje rozterki życiowe. Zaczynają nagle maleć i już nie być takie straszne? Czasem ma się momenty w życiu, że człowiek sobie myśli:"Nie no, już chyba dłużej nie dam rady i walnę sobie chyba w końcu w łeb" ale potem gdzieś zbiera się te siły w sobie na nowo. Postaraj się, spróbuj na nowo, może teraz będzie inaczej? A czasem słowo staje się ciałem. Nie zawsze, wiele zależy od okoliczności, ludzi których po drodze się spotka i ogólnego tzw szczęścia w życiu? Myślę, że gdybym dał się zamknąć do szpitala to byłoby podobnie tak jak siedzenie kiedyś w domu. Popada się tylko w jeszcze większą degrengoladę. Jak zacząłem więcej wychodzić do ludzi to i owszem czasem stres był dość spory w niektórych sytuacjach czy rozmowach (zwłaszcza jak ktoś jest dla ciebie niezbyt miły) ale myślę, że bardziej mi to pomaga niż takie dumanie nad sobą w domu czy gdybym był przykładowo w szpitalu. Jeśli dłuższy czas czujemy się smutni to wtedy leki od psychiatry nie są okresowo złym rozwiązaniem bo czasem naprawdę samemu jest ciężko się pozbierać po jakiejś traumie. Mnie pomaga rozmowa ze znajomymi, miłe spędzanie z nimi czasu a izolowanie się od ludzi, którzy zaczynają mi przez dłuższy czas działać na nerwy i mimo mojej dobrej woli nie idzie się z kimś jakoś po ludzku dogadać? Tak ciągle np żarłem się ze swoją mamą no to po prostu rzadziej ją odwiedzam i też już jestem mniej zestresowanym człowiekiem. Uświadomiłem to sobie po latach (SAM BEZ TERAPII!!), że to właśnie ona częstokroć bywała powodem moich lęków i czasem nawet fobii społecznej. Każdego z nas pewnie co innego męczy w życiu i każdy zapewne ma trochę inną bajkę. Myślę, że każdy z nas sam musi znaleźć sobie jakiś ZŁOTY ŚRODEK.

    Zauważyłem, ze ja jestem dość słabo odporny na stres i kłótnie i widzę np że nie mógłbym pracować w jakimś Biurze Obsługi Klienta, gdzie wiadomo, że często ktoś przychodzi z litanią pretensji i żalów i z początku jak karabin CKM musi się na tobie wyładować i opierd...ć, ze jaka to beznadziejna firma i wgl. :P A tak każde inne zajęcie jest dla mnie jak najbardziej zjadliwe. ;)

    A na samotność pomaga tylko wychodzenie do ludzi oraz myślę że też znalezienie sobie jakiegoś zajęcia co w sumie też częściowo prowadzi do ludzi. ;)

     

    Zwróć uwagę, że jak piszą o jakimś seryjnym mordercy czy gwałcicielu, pedofilu itd. to często jest opinia pani Zosi z parteru: - "A taki był miły! Pani Basi z 3 pietra pomagał wnosic zakupy".

    No to jest fakt. Często pozory mylą. Podobnie jak się poznaje ludzi z neta. W końcu trzeba z kimś się spotkać żeby zweryfikować ile jest prawdy w tym na kogo się ktoś kreuje. :P A np z dziewczyną czy z facetem to trzeba zamieszkać razem zeby wgl móc zweryfikować jak ma się wspólne życie do czułych słówek mówionych sobie do tej pory hehe. :smile: Jak partnerka/er będzie się zachowywać w sytuacjach trudnych i konfliktowych. Czy wtedy nie usłyszymy o sobie całej litanii dotąd skrywanej jacy to "be" nie jesteśmy? Trzeba czasem nawet pokłócić się z tym kimś żeby np przekonać się jaką tyrradę dostaniesz z nawiązką i to taką, że aż zaniemówisz z wrażenia. Miałem ostatnio taką sytuację. :shock: I pomyślisz sobie. "Jeny, nie znałem cię z tej strony." :o Często ludzie chowają swoje prawdziwe ja pod płaszczykiem kulturki i pozorów. :?

  16. Myślę, że zbyt duży nacisk wkładacie w temat terapii i nazbyt drążycie szczegóły. A może inaczej, i chciałabym tu przytoczyć pewien fajny wywiad o terapii z "Wysokich obcasów", niestety nie posiadam, przydałaby się niektórym...terapia, mówiąca nie tylko o pokładaniu zbyt wielkich nadziei w terapeucie, jak i tym, jak cholernie to jest niebezpieczne, to zaangażowanie emocjonalne. Jako osobie patrzącej na sprawę z boku, wydaje mi się to straszne, jak wielką częścią życia niektórych jest relacja z osobą, która nie dość, że nie jest jakoś życiowo ,,wyższa", a na pewno nie jest Bogiem, to często jest, dajmy na to, przeciętnym absolwentem szkoły średniej po kursie terapeutycznym, albo magistrem. I są ludzie, którzy w ich ręce pokładają całe swoje życie bez cienia obiektywizmu, do którego mają święte prawo. Niektóre z zachowań terapeutów, które czasem analizujecie w stylu "czego ode mnie oczekiwała, mówiąc to", "co za wyzszy cel miała w zamykaniu mi drzwi przed nosem tego dnia", bywają całkowicie niedorzeczne i nie ma w nich namiastka żadnego wielkiego oświecenia.

    Moja jedna koleżanka chyba traktuje tak właśnie swojego terapeutę jak kogoś najważniejszego na świecie. Ona chyba z czasem przestała myśleć samodzielnie i tak wierzy we wszystko co jej powie terapeuta. Owszem jeśli ktoś całkowicie jest rozbity i nie wie od czego ma w życiu zacząć i sam nie ma pomysłów co z tym bagnem dalej zrobić to nie ma i tak wyjścia i musi komuś zaufać. Z czasem jednak jak lata się na te spotkania bo np darzy się terapeutę ogromną sympatią to ja nie wiem czy wtedy cel nie znika ci z oczu. Wydaje mi się, że ludzi nie chodzą tam dla towarzyskich spotkań tylko żeby rozwiązywać swoje fobie, lęki czy inne problemy.

  17. Zasłużyłem na taki los.

    Nie prawda mangiferaindica Nikt sobie na taki los nie zasłużył. :roll: Ja wierzę jednak, że w końcu znajdzie się jakiś porządny i doświadczony terapeuta dla ciebie. Może takie słowa to niewielka pociecha ale mimo to trzymam kciuki żeby ci się ten cholerny los odmienił. Choć wiem, że lekarze generalnie potrafią doić forsę z ludzi. Nawet to kuzyn opowiadał jak jeździli z żoną z ich maluchem od przychodni do przychodni i nikt nie wiedział dlaczego on ciągle płacze, wręcz drze się. Tu 300 zł, tam 200 i niewiele te konsultacje pomogły do czasu aż mały sam przestał płakać choć jedna lekarka podejrzewała coś z jelitkami, że były nie dość rozwinięte i źle współpracowały z układem pokarmowym czy jakoś tak. A pewnie też ona sama nie była pewna tej diagnozy. Ja nie mówię, że nie ma naprawdę wyjątkowych terapeutów z talentem i powołaniem do tego zawodu - do leczenia dusz ale naprawdę trzeba chyba dobrze szukać po Polsce lub za granicą jeśli zna się choć trochę jakiś język obcy ale to wszystko są ogromne koszty. :?

    Ja na chwilę obecną pod kątem samotności nie odczuwam obaw o śmierć rodziców; mam odczucie, że jakby umarli, to dopóki tylko będzie internet, to nie będę czuł się wyraźnie samotny. Nie jestem w realu obecnie do nikogo typowo przyjaźnie nastawiony, nawet do rodziców.

    A dlaczego nie jesteś dobrze nastawiony do rodziców? Nie wspierają cię jakoś w życiu czy o co chodzi? :?

  18. Coraz częściej mam paranoję, że moi rodzice (tfu) niebawem odejdą z tego świata i nie pozostanie mi NIKT,

    Też się czasem tego boję mimo, że mam tam jeszcze kogoś w rodzinie przyjaznego poza rodzicami. Niestety życie jest takie, że rodzice kiedyś umrą i tę bolesną prawdę trzeba zaakceptować choć tak naprawdę nigdy się nie jest na nią dostatecznie gotowym. Żeby nie mamy siostra, którą traktuję dosłownie jak drugą mamę, z którą zżyłem się od dziecka oraz gdyby nie reszta rodziny to miałbym frustracje podobne do ciebie. Wbrew pozorom co opisuję na necie, żem taki towarzyski to jednak i tak czuję się samotny i sporo czasu spędzam samotnie nie licząc tam pracy takiej czy innej bo to dla mnie nie to samo z kimś pracować a nie móc tak pogadać jak z kimś z tego forum bo ludzie z reala często nie rozumieją pewnego typu problemów. Stąd pewne osoby też nie bardzo ale jak na nie trochę pokrzyczałem to przynajmniej przestały dokuczać innym Bogu ducha winnym forumowiczom. Jak ktoś nie ma z czymś problemu to niech się cieszy życiem a nie że jeszcze się pastwi nad kimś. :evil: Myślę, że gdzie jak gdzie ale na tym portalu naprawdę powinno się być przynajmniej trochę wyrozumiałym na pewnego typu zaburzenia, problemy życiowe, itp. Starać się kogoś mobilizować do zmiany, pracy nad sobą, wesprzeć troszkę a nie tak pojechać po całości jak nie raz widywałem. Pamiętam jednego razu kiedyś tam jakoś miałem gorszy dzień i pękłem przed koleżanką tak opowiadając o sobie po całości i potem sobie pomyślałem. No teraz to sobie pozamiatałem. Ale właśnie jakoś dziwnie odezwało się w niej bardziej ludzkie sumienie i zaczęła ze mną rozmawiać a dlaczego tak mam a co myślę, że to tak powoduje. A czy nie warto by było zmienić tego czy tego w moim życiu? No jakbym z psychoterapeutką wtedy rozmawiał. :smile: Bo tak się mnie spytała. No tak się z tobą pogada to masz tak właściwie równo pod sufitem, gada się OK. Zdaje się chyba w Klanie widziałem kiedyś (jak jeszcze trochę oglądałem ten serialik) podobną sytuację jak jedna Ola miała chłopaka chorego na schizofrenię naprawdę z jazdami i nie rzuciła go przez to mimo, że chyba jej ojciec to jej odradzał. Ja akurat nie mam chyba aż tak poważnych zaburzeń. Właściwie to koleżankę interesowało najbardziej czy już się kochałem z dziewczyną co mnie strasznie zaszokowało. :lol: Myślę, że od tamtej znajomości nastąpił jakiś przełom u mnie ale jak już gdzieś wcześniej pisałem to jest u mnie takie fluoidalne. Jest długo dobrze ale potem następuje regres (zwłaszcza pod wpływem negatywnych przeżyć) i potem naprawdę ciężko jest potem wrócić na właściwe tory. Staram się jak mogę jak widzę ten cel i sens, że ktoś to również doceni poza mną, podnosi się też wtedy własna samoocena. Ja się w sumie nigdy nie diagnozowałem w zadnym kierunku jak niektórzy z tego forum ale myślę, że nawet jakby mi tam coś stwierdzono to niewiele chyba pomogłaby mi ta wiedza. Jakaś dziewczyna opisywała tutaj, że jej terapeucie włącza się czasem jakieś magiczne myślenie. Dlatego trochę wątpię w te psychoterapie. Jednak leki szybciej stawiają na nogi chociaż na tyle żeby jakoś dalej zastanowić się nad swoim życiem. Mam tylko nadzieję, że nie zabraknie mi sił na wszystko.

  19. Jedyne co cieszy to to że staje się coraz bardziej cyniczny.Kiedyś odrzcało mnie totalnie podejscie niektórych moich kumpli którzy cytuję ''chcą tylko poruchać'',mi zawsze zależało na bliskości,jakimś fajnym związku.Takie podjescie sprawia że zostaje się marionetką kobiet i ciągle dostaję się po tyłku.Muszę mniej idealizowac dziewczyny i mniej się nimi przejmowac bo staje się cipką typu Wokulski..... :pirate:

    No fakt, że ugrzecznieni chłopcy nie przyciągają zbytnio co nie znaczy, że należy być chamem. Ja po prostu zazwyczaj stanowczo acz grzecznie (z nielicznymi czasem wtrąceniami przekleństw) wypowiem swoją opinię do dziewczyny czy to się jej spodoba czy nie. Miałem ostatnio nawet taką sytuację, że ostro starłem się z koleżanką na tematy muzyczne. Strasznie się wkurzyła, że jej się stawiam poglądami i w stylu takim sądowo-prawniczym obnażam słabość jej argumentów (choć miała wiele racji no ale chciałem postawić choć częściowo na swoim hehe :lol: ) to powiedziała, że głupoty gadam, że mogę se pisać z kim chcę, i tratata ta ta, ple, ple, podburzyła się z deko. :lol: Ale wieczorem jej się odmieniło hehe i była potem do rany przyłóż. Myślę, że więćej zyskałem w jej oczach krnąbrną postawą niż taką uległością czy ugrzecznieniem. 8) Oczywiście każdy jest inny więc trzeba zawsze indywidualnie wyczuć tę granicę smaku jak bardzo się można posunąć w przekomarzaniu. Perfekcjonistą jak dla mnie jest mój kuzyn, który tak się czasem wykłóca ze swoją żonką w sposób czasem taki niewybredny, że ja już chyba nie wiem czy zdobyłbym się na jego niektóre teksty, które z resztą ona toleruje np: "Jak nie zrobisz mi kanapki to cię podam do sądu za niewywiązywanie się z przysięgi małżeńskiej". :lol: albo jak powiedziała, żeby uważał, bo go jeszcze zostawi to on, że: "A to bierz sobie kogoś tam bo jest wolny". :lol: Wydaje mi się, że oni to traktują to w sferze żartów takie ścieranie się choć czasem nie wiem czy nie jest to podszyte z jednej strony męską próżnością a z drugiej kobiecą dumą? ;) Dlatego czasem warto postawić na swoim nawet za cenę pokłócenia się. Też mi się kiedyś wydawało, że nie można się stawiać dziewczynie o której względy się zabiega ale często skuteczność polega na wręcz odwrotnym działaniu choć jak już pisałem w granicach opartych na tolerancji. Musisz po prostu znać daną osobę lub intuicyjnie wyczuwać czy się nie obrazi na AMEN. :P

  20. Myślę, że jednak musicie bardziej pracować nad śmiałością do dziewczyn. Pierw przez neta, następnie stopniowo przez tela a potem w realu. Tak krok po kroku. Inaczej nie ruszycie z miejsca. :bezradny: A jak zagadywać to już nie wiem bo dziewczyny są różne i najlepiej uderzać w deseń taki jaka jest dana osoba, o czym lubi gadać, jak spędzać czas. No też trzeba mieć coś w sobie, nie marudzić w towarzystwie dziewczyny za bardzo na życie i wgl, najlepiej wcale. ;) Trzeba być pewnym siebie, zażartować czasem. No nie wiem no. Nie ma jednej recepty bo wszystko zależy od danej dziewczyny i od okoliczności miejsca i czasu. Warto natomiast słuchać dziewczyn i dać się im wygadać, które oczywiście mają taki sposób bycia. Bo inne lubią konkretne działanie bez zbędnej gadki. Jeśli dziewczyna bedzie zainteresowana to dość szybko da znać a jak nie to widać to dość szybko, że unika, nie odpowiada, nie zadzwoni, itd. :P Na 10 znajomości musi coś wypalić, no nie ma bata. Czy tam na 15. 8) Ja dość długo nie miałem szczęścia do dziewczyn ale jak poszło to już poszło, że czasem wybór był za duży jak dobrym hipermarkecie. :lol: (sorki za porównanie). Ale też to się tak nie stało odrazu. Musiałem się trochę zmienić, otworzyć, pracować nad sobą w relacjach. Dalej czasem jakoś jest tak, że znowu się zacinam w środku, że tracę nagle te wszystkie fajne cechy i sam nawet czuję, że jestem inny. Może to kwestia deprechy czy innego zaburzenia? Za dużo o tym nie myślę. Potem ta faza zdołowania mija i jestem znów dawnym sobą. Ciężko mi jednak w taki jednostajny sposób być sobą - otwartym, zabawnym i wesołym, przebojowym. Zależy od cyklu dni, od nastawienia do ludzi i świata.

  21. Życie bajką nie jest,owszem,jeśli na czymś nam zależy trzeba walczyć o to do samego końca,po kres sił,ile tylko możemy,a czasem nawet i ponad limit...Ale nawet to nie zawsze gwarantuje sukces,nie mówię też by nic zupełnie nie robić,bo to też o kant dupę rozbić,ale ryzyko porażki,jest,było i będzie zawsze,i czasem nawet najlepsze nastawienie nie musi zwiastować sukcesu.

    Niestety często tak jest. Ale trzeba próbować i się podnosić choć czasem mam dosyć i nie wiem czy kolejny raz zechce mi się zaczynać układanie życia na nowo. :?

  22. boga a to coś pomoże ? nigdy nie byłem religijny

    Trzeba sobie znaleźć cel w życiu. Wtedy nie myśli się o sensie egzystencjalnym typu: "Jak to się stało, że urodziłem się sobą a dlaczego nie w ciele kobiety czy kolegi. Czy człowiek ma świadomość i skąd ona się wzięła, itd". Po prostu im więcej zajęć masz w życiu, tym mniej zastanawiasz się nad takimi pytaniami bo odpowiedzi i tak bywają niejasne i najczęściej prowadzą donikąd. :P Im więcej zaangażowania w realne życie, tym mniej głupt chodzi po głowie. ;)

  23. Hejka po świętach...

    Jak minęły?

    Miałam ochotę go zamordować.Potem sie poryczałam ze złości.Dzadka pogoniłąm do jego pokoju to walił drzwiami, szafkami, krzesłami... No rewelacyjnie było :roll:

    Na drugi dzień wstał, i do obiadu jakby nic się nie stało.... ani me ani be ani przepraszam.....

    Co prawda mój ojciec nie jest pijakiem ale on też ci tak potrafi nawtykać a nazajutrz jakby nigdy nic się nie stało, jakby dostał amnezji o swoim wczorajszym zachowaniu zagaduje i odzywa się. Zwłaszcza jak nie ma mamy i nie ma się do kogo odezwać w domu hehe. Aaaaa zdążyłem już przywyknąć przez lata. Moja mama czasem też bywa wybuchowa i apodyktyczna ale kiedyś chyba bardziej a dziś już mniej. Od kiedy zamieszkałem samemu mniej przez to cierpię bo się dość rzadko widzimy, nawet jeśli codziennie to na krótko. :P Ale czasem potrafi mnie odwiedzić z tekstem: "ooo ale tu masz kurze niepościerane" albo: "A czemu to tutaj stoi a nie tam albo wisi nie na tym wieszaku" No please hehe :P Ale chyba się powoli już leczy z lat swojej dyktatury bo ja i tak mieszkam po swojemu i staram się nie przejmować jej komentarzami i nie stresować a nie jak kiedyś było razem. Moi rodzice potrafią być bardzo OK w stosunku do mnie ale czasem zapominają, że ja nie jestem ich poddanym jak niewolnik dla swojego pana za czasów Konfederacji w USA hehe. :smile: Mam prawo do własnego zdania i też prawo dobierać sobie znajomych a nie, że jak kiedyś słyszałem docinki: "A taka dziewczyna to nie jest dla ciebie. A ja na to: "A jak tak każda mama powie swojemu synowi to dla kogo ta dziewczyna wtedy będzie - no pytam się? :lol:" Albo słyszałem, że dziewczyna musi mieć wyższe wykształcenie tak jakby papierek decydował o wartości człowieka? Czasem idzie to w parze ale równie często też jest i sprzeczne z tą regułą. Czasem dziewczyna bez studiów ma więcej oleju w głowie i znośniejszy charakter. ;) Rodzice ciągle próbują kontrolować nawet swoje już dorosłe dzieci. Nie powiem, czasem idzie się na kompromisy bo to się opłaci. hehe :P;) Ale im większa własna niezależność tym mniej jest się poddawanym takiej kontroli.

    A święta to tak zleciały normalnie z rodziną. Na wsi o tej porze roku jest pięknie fajnie spędziłem czas na spacerach w posiadłości czy też strasząc kolorowe rybki koło domu wujka i cioci i bawiąc się z ich fajowym, małym kilkuletnim czarnym psiaczkiem suczką. Sam nie mam zwierzaka ale bardzo mi się już chce go mieć więc może przygarnę jakiegoś ze schroniska? Ten psiak daje mi tyle radości, że jest to dar bezcenny od takiego zwierzaka. Kocha cię bezwarunkowo co wśród ludzi już raczej zdarza się niezmiernie rzadko. Zapominam często dać mu jakiś smakołyk jak przyjeżdżam do babci ale ten psiak mimo tego przybiega do mnie z taką gumową piłeczką żeby mu rzucać. To naprawdę wyjątkowa psina. Nie mieliśmy takiej przed nią jeszcze na wsi. Najlepszy jest jednak czarny kot, który siedzi jak książę na kanapie w pomieszczeniu gospodarczym z piecem CO i cała kanapa jest jego, nawet ci się nie posunie hehe. :P Czasem cię drapnie jak próbujesz go przesunąć odrobinę. :D Naprawdę na wsi mimo, że nudy na pudy to można pod tym względem się zrelaksować w plenerach przyrody. ;) A przy stole rodzinnym to tematy jak zawsze + bieżące. Kto się za miedzą buduje i co z tego wyniknie a czy sprzeda potem te budynki ta co się rozwiodła i ma nowego ponoć nadzianego gościa hehe itd. :lol: A jak tam jej były mąż zamierza mieszkać obok w drugim domu ze swoją panią? 8) No jak? - normalnie. Może nawet będzie seks grupowy z byłą żoną? :lol: hahahahahaha Przy stole czasem są naprawdę zabawne tematy rodem z "Kogel-mogel". :lol: Dobrze, że czasem jest gdzie wyjechać i na chwilę zapomnieć od deprechy i codziennych zmartwieniach. Aczkolwiek przy stole nie porusza się u nas takich tematów, które nas różnią. Pewnie dzieje się to w poszczególnych domach z osobna, że jedni na nas coś tam sobie nagadają a my może i na nich? :P Amplituda sympatii rodzinnych jest dość zmienna i niestała więc raz są te relacje lepsze a raz takie sobie. Też mam swoje żale co do niektórych ale nie będę komuś przez grzeczność przy świętach o tym mówić. Po co wsadzać kij w mrowisko skoro i mnie nikt się nie czepia . Powie się po świętach za jakiś czas. ;) Jeśli ja będę mieć rodzinę to już może się takie spotkania nie utrzymają, skoro wyglądają one nie raz dość udawane choć w obecnym czasie nie widzę jakiś tam głębszych konfliktów między mną a kuzynostwem lub między mamą a jej bratem czy bratową. Kiedyś było różnie. Kuzyn z żonką mają małego synka od stycznia więc stał się oczkiem w żeńskim gronie rodziny. Ale fakt, że malec jak książę z obrazka hehe. ;) Ale już po świętach i wraca dzień powszedni. :evil::P

  24. Ja sobie nie wyobrażam już obecnie mieć znajomych a to wszystko przez samotność z która od paru lat się użeram.

    Gdy już jakimś cudem dochodzi do zjawiska ze jestem w sytuacji gdzie mogę z kimś porozmawiać to nie potrafię, nawet nie wiem o czym ja mam z ludźmi rozmawiać.

    Myślę, że najlepiej może o wspólnych zainteresowaniach a z czasem inne tematy się rozkręcą. ;) ja tak zawsze dobierałem sobie znajomych według zainteresowań a z czasem np na facie poznało się znajomego-znajomego czy tam w realu znajomych kolegi. Niektóre znajomości niestety nie wypalają choćby z prozaicznej przyczyny różnicy charakterów. Czasem w sądzie małżonkowie podają taki powód rozwodu co wydaje mi się być dość uogólnionym powodem bo zazwyczaj diabeł tkwi w szczegółach jakby głębiej się przyjrzeć pożyciu małżeńskiemu hehe. :P (np on domator, ona karierowiczka lub na odwrót, zdrady na tzw szkoleniach pracowniczych, itp) Ja czasem mam dość już ludzi ale no jednak człowiek to stworzenie stadne i jeśli przez dłuższy czas stajesz się Piętaszkiem z bezludnej wyspy to raz że zaczynasz niepostrzeżenie dziwaczeć w zachowaniu i nawykach a dwa, że zaczyna się myśleć za dużo o głupotach, o sensie życia i wgl. A jak człowiek znajduje jakiś cel i zajęcie oraz towarzystwo to wtedy jest inaczej, bardziej się rozkręcasz, chociaż na tyle że wyrywasz się z jakiegoś marazmu i jeśli cię ktoś dobrze zmotywuje to dostajesz kopa do działania ale też i niestety jak jakaś znajomość napsuje ci krwi to czasem spowrotem lądujesz w dołku. Generalnie jednak samo nic się nie dzieje więc też i znajomi też cię sami nie znajdą więc od czegoś trzeba zacząc, nawet w necie chociażby albo w pracy albo z okazji innego przypadku hehe. ;)

  25. Monar, zanim mój tata umarł, też myślałam, że jego śmierć by mnie nie ruszyła. Każdy chyba tak myśli, dopóki go to nie spotka. Ja płaczę często po dziś dzień. Patrzę na zdjęcia, na których bawi się ze mną, trzyma mnie na rękach i tęsknię okropnie. W dodatku niszczy mnie świadomość, że ostatnią rzeczą którą usłyszał ode mnie przed śmiercią było "Nienawidzę Cię, zdechłbyś w końcu!". I pamiętam jaki smutek widziałam w jego oczach na te słowa. A potem umarł, a ja nie mogłam mu powiedzieć, że go kocham. Koszmary męczyły mnie przez jakiś rok po jego pogrzebie. Nigdy wcześniej nie miałam tak dziwnych snów - podchodził do mnie zadbany, ogolony, dobrze odżywiony i mówił mi "Nie martw się Pimpuś, wszystko już jest dobrze, nie musisz się już martwić." i odchodził uśmiechnięty, a ja nie mogłam iść za nim. To były sny, które sprawiały, że niemal wierzyłam w istnienie duszy, mimo że jestem ateistką...

    Tak przy okazji świąt i tematów metafizycznych to też czasem miewałem takie dziwne sny. Mój dziadek też był alkoholikiem przez większą część życia i dawał przez to czasem popalić babci. Potem jednak na jakieś 10 lat przed śmiercią przestał pić i stał się bardziej znośny a nawet miły dla otoczenia. Kiedy umarł kilka lat temu pamiętałem tylko te dobre rzeczy jak grał ze mną w warcaby i karty jak byłem dzieckiem i dawał mi wygrywać hehe. :P Nie mogłem patrzeć jak cierpi na łóżku szpitalnym będąc już na morfinie. Prawdopodobnie zmarł na białaczkę bo lekarze mówili, że miał wodę zamiast krwi (brak tych erytrocytów, leukocytów, tego co stanowi krew zdatną do funkcjonowania większości organów itp) i ciągle ją jemu musieli przetaczać. Niestety po krótkim pobycie w szpitalu zmarł a myślę, że chorował na to od dłuższego czasu ale jak to w tej naszej zakichanej Polszy to pewnie nikt mu tego nie zdiagnozował we wcześniejszych pobytach szpitalnych. Po śmierci przyśnił mi się też taki uśmiechnięty i radosny. Podał mi rękę na przywitanie jak byłem w tym śnie w jakimś urzędzie. Powiedział, że wszystko już dobrze i że mam się nie martwić. Potem poszedłem za róg bo mnie ktoś zawołał ale po 10 sek wróciłem jednak dziadka już nie było koło tego parapetu pod oknem. Zapytałem stojących tam czy nie widzieli starszego siwego pana w takim zielonym kufraczku co tu stał. A jakiś młody chłopak odpowiedział, że nikogo tutaj takiego nie było. A ja, że:- Jak to - no przecież przed chwilą z nim rozmawiałem, nie widzieliście jak staliście tu obok mnie? A chłopak: "E-e, nikogo tu nie było koło pana." A ja: "No to jak to, do siebie gadałem?, no jeszcze zwidów nie mam" hehe I taki to był sen dość wymowny jak dla mnie. Potem więcej już nigdy dziadek mi się nie przyśnił przez te kilka lat mimo, że wspominam go od czasu do czasu. :? Sam czasem zastanawiam się nad tą duszą i czy faktycznie coś jest po śmierci ale niewiele dłużej niż trzeba. :P Ponoć teraz wchodzi do kin jakiś światowy bestseler o pewnym chłopcu. Może niektórzy słyszeli. ;)http://www.helios.pl/23,Szczecin/BazaFilmow/Szczegoly/film/2867/Niebo-istnieje----Naprawde

×