Witam nazywam się Paweł leczę się już 7 lat, najpierw miałem zdiagnozowaną nerwicę, potem depresję a od dwóch lat zaburzenie schizotypowe. Przeżyłem prawdziwy koszmar przez te lata ale to co mam teraz jest chyba piekłem na ziemi-anhedonia. Nie wiem po co ja to piszę ale chyba chce się wygadać, mam nawet problem z pisaniem. Kiedyś miałem siłę walczyć a od pobytu rok temu w szpitalu straciłem wszelką nadzieję nic nie robię. Mam 24 lata a nawet jest mi ciężko wstać z łóżka a o rozmowie nie mam nawet mowy.Mieszkam w małej mieścinie nie mam gdzie nawet wyjść chyba że do sklepu, przyjaciele albo odeszli albo ja ich odtrąciłem.Lekarze mówią że próbują jak mogą ale mi nic nie pomaga, próbowałem psychoterapii, jakiś tam znachorów. Rozumiem rok, dwa może trzy lata leczenia ale to trwa za długo. Czy dla takich ludzi jak jak którzy leczą się latami nie ma nadziei? Czy to już koniec?