Terapeutka wie, oczywiście, jestem z nią absolutnie szczera, ale mam wrażenie, że nie traktuje moich problemów poważnie, ziewa podczas wizyty i mam wrażenie, że męczy ją moja obecność. Rozmawiamy głównie o dzieciństwie, powiedziała, że nie może dać mi żadnych wskazówek, że muszę dojść do tego sama. Dzisiaj powiedziałam jej, że muszę równolegle gdzieś indziej szukać pomocy ponieważ jest coraz gorzej i że chyba zgłoszę się do Ośrodka Interwencji Kryzysowej, na co ona zareagowała dość gwałtownie.
Najgorsze jest to, że jestem zupełnie sama i nie potrafię złapać dystansu, mam jakieś leki pod ręką, ale one pomagają tylko na chwilę, potem jest dużo gorzej. Jestem w tak dziwnym stanie, że przewracam się na ulicy, mam problem z koordynacją ruchów, dwa dni temu spadłam ze schodów, myślę, że to wina tych stłumionych emocji, napięcia. Może znacie jakieś metody radzenia sobie z poczuciem winy, nie wiem czy mogę bez przerwy płakać, czy to faktycznie oczyszcza czy tylko niepotrzebnie się nakręcam. Chciałabym spotkać jakiegoś mądrego człowieka i zapytać o radę, ale nie będę przecież zaczepiać sędziwych staruszków w parku, choć czasem mam ogromną ochotę, żeby tak zrobić.