Cześć.
Trafiłam tutaj, bo szukam gdzieś pomocy i zrozumienia. Mam ponad 20 lat i w sumie to myślę, że jestem sama. Mój ojciec pił, nie żyje od roku, z tego co zdążyłam poczytać o DDA przez kilka lat to wydaje mi się, że nim jestem. Poza tym łapie mnie strach ogromny, kołatanie serca, zbiera na wymioty, ciągle wszystko muszę analizować - a szczególnie relacje międzyludzkie. Muszę niektórym ludziom się wygadywać, a za chwilę ich tracę bo przytłacza ich to, że tak dużo gadam o sobie. Dla innych ludzi jestem wręcz złośliwa, a w szczególności dla facetów, którzy mi się podobają i coś mnie do nich ciągnie, a wiadomo, że takie zachowanie kończy się klapą. Ostatnio dnie spędzam leżąc i siedząc, wyjście do sklepu traktuje jako wielką atrakcję - a sklep jest pod blokiem. Czasem wydaje mi się, gdy wychodzę do ludzi, że wraz z robieniem makijażu faktycznie nakładam maskę pt. "uśmiechaj się, będzie dobrze", a wcale w to nie wierzę. Potrafiłabym zajebiście mocno i wiernie pokochać, lecz jakoś nie trafia się nikt zainteresowany, czym jest zdziwiona moja rodzina i znajomi, bo przecież "ani brzydka ani głupia nie jestem"...i co z tego? Mam też określone wymagania co do przyszłego ewentualnego partnera - słyszę, że po co lub, że "oni to czują". Z tym, że ja nie chciałabym brać pierwszego lepszego z ulicy, to nie dla mnie.
Często siedzę i myślę, dorabiam różne historie, oczywiście złe - nie panuje nad tym, po prostu tak mam. Kiedyś dużo działo się w moim życiu, teraz jest to podróż pomiędzy pokojem, kuchnią i łazienką, a najchętniej to w dresie i...po co wychodzić. A tak lubię jasne czarno-białe sytuacje między ludźmi, szkoda, że oni nie...
póki co to tyle co mi przyszło na myśl
witam się, myślę, że zostanę z Wami na dłużej