Skocz do zawartości
Nerwica.com

centra1991

Użytkownik
  • Postów

    1
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia centra1991

  1. Witam wszystkich zebranych. Mam 23 lata i pracuje w dużej korporacji jako operator wózka widłowego, praca lekka przyjemna atmosfera spoko ludzi w porządku nie mam co narzekać. Tyle tytułem wstępu . Zarejestrowałem się na forum , gdyż nurtuję mnie pewna sprawa, mianowicie miałbym jedno pytanie do psychologa (muszę pisać w tym temacie, gdyż nie wiem dlaczego nie mogę dodać tematu w dziale pytań do psychologa :) ) pytanie nie dotyczy mojej osoby tylko mojego przyjaciela , martwię się trochę o niego. Niestety w przedstawieniu jego problemu nie będę mógł pominąć dość szczegółowej charakterystyki mojej skromnej osoby oraz opisu moich przyjaciół. Praktycznie od dzieciństwa przyjaźnie się z dwoma osobami mieszkam na blokowisku więc w temacie dzieciństwa nie muszę mówić specjalnie dużo więcej niż kilka słów : trzepak, plac zabaw , boisko , dom na drzewie , dragon ball , klocki lego , bójki po szkole , wagary , oblewanie dziewczyn w tramwajach na śmingusa :) wiadomo , że tego typu zabawy odbywają się w dużych grupach ale z biegiem lat te tzw paczki zaczynają maleć, krystalizować się, ludzie dobierają sobie towarzystwo według swoich potrzeb, przekonań itp. tak było i w naszym przypadku, w trakcie gdy większość towarzystwa mniej więcej w wieku gimnazjalnym wybierało drogę palenia trawki, eksperymentowania z narkotykami weekendowych imprez i alkoholowych patologii. My chociaż myśleliśmy o rzeczach takich jak ojczyzna samodoskonalenie się duchowe , ćwiczenie tężyzny fizycznej, samorealizacja własnych celów, co oczywiście nie znaczy, że nie spróbowaliśmy wyjść na imprezę podrywać dziewczyny czy pić do upadłego bo odludkami też nie jesteśmy:) . Co do naszego podejścia do życia to można dodać jeszcze, że myślimy dość mocno prawicowo , zgadzamy się w tym , że w życiu popłaca tylko ciężka praca i , że warto wyznawać ogólnie pojętą dobroć bez płaszczyka tolerancji do wielu wynaturzeń pseudo tolerancyjnego świata , co nie znaczy też, że jesteśmy jakimiś bezmózgimi łysolami, kibolami czy coś w tym stylu:) , myślę , że to wystarczy tytułem wstępu co do opisania naszej 3 osobowej ekipy, którą trzymamy się już tyle lat. Następny wątek, który pragnę poruszyć to opisanie naszego kolegi ,którego to dotyczy ten wątek, przyjmijmy, że ma na imię Józek. Dzieciństwo Józka i generalnie całe jego życie byłoby idealnym scenariuszem do fajnego filmu psychologicznego:) Mianowicie Józek pochodzi z dość specyficznej rodziny. Jego babcia jest nauczycielką gry na pianinie w szkole muzycznej , którą zresztą Józek ukończył w okresie podstawówki z wyróżnieniem. Należy dodać , że babcia kojarzy się z postacią demonicznej pani nauczyciel , która karci uczniów za niesubordynacje:) dziadek jegomościa natomiast jest członkiem zespołu składającego się tylko i wyłącznie z muzyków grających na perkusji , i do tego bardzo trzeba przyznać , że obdarzony jest niebywałą siła , gdyż w wieku 70 lat można go spotkać jak śmiga w okolicach poznańskiej malty na rolkach ze słuchawkami w uszach i do tego owinięty czerwoną bandaną :) dodajmy jeszcze , że medytuje codziennie od jakiś 30 lat i odbył 2 oczyszczające wycieczki do tybetańskich mnichów to tworzy nam z dziadków mieszankę wybuchową:) Dziadków Józka od strony matki nie znam osobiście natomiast z jego opowiadań wynika , że babcia była wspaniałą kobietą trzymająca na swoich barkach całe swoje potomstwo pijanych synków oraz męża pijaczka , który podobno był człowiekiem w stylu Vito Corleone tyle , że w skali małej mieścinki pod niemiecką granicą. teraz słówko na temat rodziców Józka na temat ojca nie wiem zbyt dużo oprócz tego, że miewał problemy z alkoholem . Matka natomiast zapalona motocyklistka. Wracamy do postaci Józka. Znam go od czasów pierwszej klasy podstawowej, w szkole był raczej kiepskim uczniem , który toporniej od innych radził sobie z wpajaniem wiedzy. Był za to jakby to powiedzieć geniuszem muzycznym co akurat może nie dziwić biorąc pod uwagę to jakie geny posiada , mimo to był tzw klasowym popychadłem , choć co prawda z mojej strony mieliśmy jakieś wspólne zainteresowania , np astronomia więc nie brałem raczej czynnego udziału w zaczepkach na Józka. Był on dzieckiem o meeeeeeeeega bujnej wyobraźni co chwila rysował własnych wymyślonych super bohaterów nazywając ich , np. Super Józek, albo JózekMan , opowiadał jak lądowało mu UFO na balkonie a pewnego razu namalował sobie dwie kropki pisakiem na szyi i mówił , że został pogryziony przez wampira. Do końca podstawówki trzymaliśmy jednak kontakt , jakoś na początku gimnazjum rodzice Józka rozwiedli się i Józek wyjechał razem z siostrą i matką do rodziny ze strony matki. Kontakt na jakiś czas się urwał i choć czasem dzwoniliśmy do siebie nawzajem to z czasem to zagasło. Jakoś po 3 latach Józek wrócił do Poznania jako człowiek , który cały czas zmaga się z opuszczeniem 1 klasy gimnazjum coraz częściej gustuje w narkotykach nie myśli o przyszłości para się kradzieżami i ogólnie w naszej ocenie dno i wodorosty. Jednak była pewna rzecz , która była pozytywna zajął się mianowicie produkcją podkładów muzycznych za pośrednictwem oprogramowania komputerowego, i wychodziło mu to suuuper bo muszę przyznać , że mimo iż nie trafiał w mój gust (zbyt amerykańskie) to ze strony technicznej nie można się było do niczego przyczepić (znam się na tym trochę) po krótkim okresie czasu Józek ruszył dalej w Polskę minęło trochę czasu Józek skończył gimnazjum i musiał wyjechać z pozbawionej perspektyw małej przygranicznej wioski. W międzyczasie Józek zwiedził dużo miejsc w Polsce pracował jako pomocnik kucharza w Białymstoku ale, krótko bo dwa trzy miesiące i pizzeria zbańczyła. Potem spróbował szczęścia w Warszawie i można powiedzieć udało mu się trochę mimo , że dwa tygodnie żył prawie jak bezdomny . W stolicy był telemarketerem czy jak tam się nazywa gość , który dzwoni do ludzi i wciska im kablówkę W Warszawie był rok , jednak znowu powinęła mu się noga i musiał szukać czegoś nowego, postanowił wrócić do Poznania zamieszkać u dziadków i spróbować na nowo. Zaraz po przyjeździe odwiedził nas na osiedlu. Wyglądał jak ćpun z dworca brudny chudy i bez grosza przy duszy. Przygarnęliśmy go do naszego grona i próbowaliśmy mu pomóc w jakiś sposób. Nie chciał mieszkać u babci bo uważał, że mężczyzna musi dawać radę sam więc złożyliśmy się dla niego we trzech po 200 zł i wynajął sobie pokój, daliśmy mu po stówce na początek żeby miał na jedzenie. Józek zaczął po pewnym czasie interesować się historią świata , historią Polski zaczął ze mną nawet codziennie trenować bieganie a po jakimś czasie dołączył do klubu sztuk walki do którego uczęszczam. Zaczął pracę w zakładzie , w którym pracuję również ja . W moim miejscu pracy jestem zastępcą szefa swojej zmiany i mam duży wpływ na cały przebieg 8 godzinnego trybu zmiany i trochę rzeczy ode mnie zależy , mam niestety też prawo jak i obowiązek opieprzyć czasem kogoś kto nie pracuję za dobrze. Józek w pracy był można to tak powiedzieć moim uczniem , uczyłem go jazdy wózkiem i wszystkiego co mu potrzebne w naszej pracy. wiedzę chłonął raczej topornie i nie wykazywał w ogóle zainteresowania tym co robi. Działał jak maszyna , która potrafi wykonywać jedną czynność na raz. Nie mógł myśleć na raz o obsłudze wózka i bezpieczeństwie ludzi do okoła jego co akurat w każdym zakładzie pracy jest ważne. Coraz częściej słyszałem skargi od szefa na to kogo ja mu poleciłem , że to idiota i , że przez niego ja stracę pracę, więc presja na rozwój Józka stawała się coraz to większa. Józek był gnojony non stop przez resztę brygady i szefa ale się nie poddawał. Niedawno zacząłem zauważać jak wyraz twarzy Józka zaczął robić się coraz bardziej otępiały jakby gdzieś odpływał , po tym wszystkim wyjechaliśmy do Warszawy na Marsz Niepodległości. Razem z dwójką moich przyjaciół i Józkiem nie mieliśmy na celu brać udziału w jakiś burdach byliśmy pokojowo nastawieni ale akurat w czasie incydentów pod rosyjską ambasadą nasza paczka została rozdzielona i ja zostałem z Józkiem w tej części marszu, która nie była ogrodzona kordonem policji. Postanowiliśmy na własną rękę dostać się na koniec trasy marszu i tam spotkać naszych przyjaciół. Po powrocie do Poznania Józek był jeszcze bardziej roztargniony, niszczył coraz więcej w pracy przez co ja miałem więcej problemów i i musiałem naciskać go jeszcze mocniej i cisnąć go nieprzyzwoicie. Jakoś po tygodniu czasu Józek przestał chodzić do pracy mimo iż zaczął w końcu radzić sobie coraz lepiej i naciski się skończyły. Mówił , że nie odnajduję się już w naszym otoczeniu , że wywieramy na nim coraz większą presję ,że nie chcę być na samym dnie chierarchi w grupie, że nie rozumie własnego ja , że to co robi jest bez sensu, mówił że potrzebuję jak to określał : "pańcia" , który będzie mu mówił krok po kroku co robić w życiu , i od tego czasu zerwał z nami kontakt nikt nie może się z nim skontaktować ani ustalić tego gdzie jest i co robi, mimo iż jego babcia mówi , że go widuje i że nic mu nie jest. Nie chodzi o to , że nie wierzę w to co ona mówi chodzi o to że strasznie szkoda mi i moim kolegą naszej włożonej pracy w pomoc Józkowi, zastanawiam się co mogło spowodować takie zachowanie i czy jest to rodzaj jakiejś choroby ? czy w ogóle o co chodzi temu człowiekowi, z góry dziękuje za odpowiedzi i przepraszam za takie długie wywody ale myślę , że tak długie opisy pomogą w interpretacji problemu. Pozdrawiam i dziękuje serdecznie za przeczytanie oraz za wszystkie odpowiedzi
×