Wybaczcie, jeśli piszę w złym dziale, ale nie do końca wiem gdzie mogę przyporządkować to, co chcę napisać. I w sumie nie wiem również, od czego zacząć i jak w ogóle zwerbalizować, to co od miesięcy kłębi mi się w głowie.
Myślę, że mój problem polega z grubsza na prawie całkowitym emocjonalnym dystansowaniu się od ludzi w moim otoczeniu oraz na tym, że jedyną emocją, którą jestem w stanie zidentyfikować, jeśli akurat ją odczuwam jest złość, albo jej pochodne. Irytacja, frustracja, czasami smutek. Przez reszte czasu, nie mam pojęcia o co mi chodzi, to coś jak ciągłe szumy, zakłucenia, które nie pozwalają mi na poprawne myślenie w tym zakresie. Nie robię tego celowo, to nie jest tak, że przeszłam przez jakieś traumatyczne wydarzenie, albo ktoś mnie zranił i w ten sposób próbuję sama siebie ochronić. Nie jestem nawet do końca pewna, kiedy zaczęłam się odcinać emocjonalnie, od tego co dzieje się w moim życiu. Pamiętam, że byłam bardzo pogodnym dzieckiem, tzw. "przylepą", może aż za bardzo, bo do 11 r.ż nie byłam w stanie zasnąć, nie trzymając matki za rękę, co, zadaję sobie doskonale teraz sprawę, nie było normalne. Ale chodzi mi o to, że zawsze byłam roześmiana, kochająca wszystkich i wszystko dookoła. I gdzieś w przedziale 14-17, trochę się pogubiłam, ale przez ostatnie 3 lata, sprawy się mocno pogorszyły. Teraz mam 21 lat, nie jestem w stanie zbudować żadnej trwałej i bliskiej relacji z drugą osobą. Posiadam co prawda znajomych, nawet teoretycznie przyjaciółkę, ale nie jesteśmy na tyle zżyte, żebym mogła jej powiedzieć cokolwiek z tej chaotycznej paplaniny, którą teraz tu odprawiam. Nie mam pojęcia kiedy się kogoś "kocha", jak to się czuje, kiedy się wie. Jestem prawie pewna, że żadnego chłopaka nigdy nie pokochałam, ale co martwi mnie bardziej, nie jestem pewna, czy kocham własną rodzinę. Pomijając fakt, że pogardzam swoim ojcem i tego jestem akurat stuprocentowo pewna, to nie jestem w stanie poczuć, czy kocham siostrę albo matkę. WIEM, że je kocham, ale nie czuję tego. Czy to ma w ogóle jakikolwiek sens? Notorycznie uciekam przed każdym facetem, który wyrazi przynajmniej odrobinę zainteresowania przeniesieniem znajomości na bardziej zażyły poziom, a potem zadręczam się, że nie jestem wystarczająco dobra, dla kogokolwiek, kto chciałby mnie pokochać, bo jestem emocjonalnie wybrakowana. Moje życie jest obecnie, od kilkunastu miesięcy z resztą, jednym wielkim bałaganem. Tak samo jak moja głowa. Jestem na studiach, których nie lubię, nie mam pojęcia co mam zrobić ze swoim życiem i czuję, że na przestrzeni ostatnich lat w ogóle nie zmieniłam się psychicznie, ani emocjonalnie. Myślałam, że gdy dorosnę, sposób w jaki będę na siebie patrzeć, w jaki będę prowadzić swoje życie będzie zupełnie inny, że poczuję się inaczej, będę odpowiedzialna za wszystkie decyzje, które podejmuję. Okazuje się natomiast, że w głowie kłębi mi się miliard myśli, których nawet ja, nie jestem w stanie w żaden sposób uporządkować ani zrozumieć.