Dziękuję za odpowiedzi. Metoda małych kroczków? Nie pomaga. Mam problem z jeżdżeniem samochodem, bo w ubiegłym roku zasłabłam za kierownicą. Uderzyłam w mur..i takie tam..Mam zaledwie kilka kilometrów do pracy, a ja budząc się pierwsze, co myślę - będę musiała prowadzić. Wsiadam, czasem się udaje muzyką zagłuszyć strach. Planuję drogę od celu do celu. Dojechałaś do miasta, jest ok. Dojechałaś do mostu, jest ok, dojechałaś do stacji benzynowej jest ok. Dotarłaś do pracy. Wielkie ufff... Ręce trzęsą mi się tak, że nie potrafię zamknąć samochodu. Nie potrafię wyjść do sklepu, kilkanaście metrów dalej. Gdzie jeszcze rok temu wsiadałam do pociągu byle jakiego i dojechałabym wszędzie...Gdy mam ataki paniki. Duszę się. Biorę lusterko i patrzę, że oddycham. Otwieram okno. Jest lepiej. Złudzenie. Wali mi serce...tu jest gorsza sprawa, bo mam problem z zastawką, więc stan się nasila. Wali mi czasem serce po 180 na minutę...Odwracanie uwagi. Telewizor, dzwonienie po ludziach...sąsiedzi, pogotowie..Czasem, godzenie się - ok umierasz, trudno, zdarza się...Nie mogę na siebie patrzeć. Jestem taka słaba? Z drugiej strony ile trzeba mieć w sobie siły, żeby każdego dnia tak walczyć. Może robię wciąż za mało, a może powinnam się poddać? Nie wiem już sama...