Mam 21 lat i na pierwszy rzut oka naprawde fajne życie no ale...
tu pojawia się coś na zasadzie:
uważaj czego pragniesz, bo jeszcze przypadkiem możesz to dostać.
III rok studiuje kierunek którego nie czuje, a na który bardzo chciałam się dostać
mam fajną pracę, ale ja wcale nie chce pracować, chociaż usilnie jej szukałam
w weekendy jestem kimś kim myślałam że chcę być, a tu sie okazuje ze chyba wcale tego nie lubie
ale ludzie mi to wmawiają bo jestem w tym dobra
ale chyba czas się otworzyć... w końcu chyba dlatego się tu znalazłam
boję się, strasznie się boję, czasami czuję się jakbym była obserwatorem własnego życia, jakbym go nie przeżywała osobiście, tylko automatycznie coś robiła. czasami zaczynam się po prostu trząść i ogarnia mnie bezdech. a czasami po prostu chce mi się krzyczeć, płakać, czuje ze tracę kontrole nad własnym życiem w wieku zaledwie 21 lat... od dawna utrzymuje się to wszystko niby były czynniki przy których to się nasilało, zapewne znam też genezę tego wszystkiego... ale byłam wtedy młoda, myślałam taki okres każdy się wtedy buntował i był nieszczęśliwy- to było modne. a teraz? dlaczego to z każdym momentem mojego życia albo nie ustępuje, albo przybiera na sile?
Martwię się że nie poradzę sobie w dorosłym życiu, panicznie martwię się o matkę...
uważam że to krok do przodu, to że się tutaj znalazłam.
może po prostu musiałam wylać wszystko i puścić to w cyberprzestrzeń? nie wiem.
Wybaczcie brak ładu i składu, Witajcie.
A.