Skocz do zawartości
Nerwica.com

lelizalla

Użytkownik
  • Postów

    3
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia lelizalla

  1. Rozumiem, że potrzebuje bliskości. Nie wiem tylko czy on zdaje sobie sprawę, że czekają go obowiązki nawet bez ślubu - wciąż trzeba płacić rachunki i stawiać czoła każdemu dniu. Kokos jak ty sobie radzisz z tym wszystkim? Piszesz, że masz podobne objawy. Powiedz, jeśli oczywiście nie masz nic przeciwko, że pytam, co sprawia Ci najwięcej radości? Co Cię cieszy? I czego oprócz bliskości oczekujesz od drugiej osoby? Co mogę zrobić by czuł się lepiej?
  2. Oboje bardzo go polubili. Jednak raz na spotkaniu rodzinnym ktoś zapytał mojego taty jakie mamy plany, a Kamil był przy tym i mój tato odpowiedział "to ich sprawa, jak im się tak podoba to niech żyją na kocią łapę". Kamil nic nie odpowiedział tylko się bardzo tym przejął, stwierdził, że to nie jest tak, że on chce żyć na kocią łapę tylko nie potrafi zrobić kroku do przodu. Od tamtej pory w sumie unika moich rodziców, chyba boi się pytań. W ogóle ma problem, że boi się ludzi. Wiem, że tata lubi go ale oczekuje od niego deklaracji. Dlatego też myślę, że powinniśmy się wyprowadzić, żeby nie czuł presji. Może będzie mu łatwiej, jak ja też nie będę tej presji czuła.
  3. Witam, potrzebuję wskazówek od życzliwych osób, które zmagają się z problemem depresji w związku. Opowiem Wam moją historię i być może, ktoś da mi kilka dobrych rad. Mamy po 25 lat. Poznaliśmy się ponad 2 lata temu. Kamil od początku nie ukrywał przede mną swoich chorób - depresji i nerwicy natręctw. Zaskoczyło mnie, że tak wesoły i o wielu zainteresowaniach chłopak miał takie problemy. Mówił, że z nerwicą natręctw ma spokój od kilku lat (leczony był farmakologicznie), a został my tylko zwyczaj mycia rąk i unikania kładzenia rzeczy na podłodze (no i parę innych drobnostek). O depresji natomiast mówił, że wraca co jakiś czas i zawsze boi się tego momentu. Pomyślałam OK - teraz jest dobrze, a jak będzie gorzej to sobie poradzimy i tak też mu powiedziałam. Jako, że jesteśmy z innych miast, po 1,5 roku pojawiła się dla Kamila okazja do zmiany pracy i przeprowadzki do mnie. Zapytał co o tym myślę. Wyznałam mu, że dla mnie zamieszkanie razem to poważny krok i jeżeli jest na to gotowy i poważnie myśli o naszej przyszłości to nie widzę problemu. Powiedział, że myśli poważnie. Zamieszkaliśmy razem u moich rodziców. Wydawało mi się, że jest OK. Kamil poszedł do nowej pracy, poznał nowych znajomych, z którymi wychodzi. Jednak po kilku miesiącach rodzina (i mam tu na myśli moich i jego rodziców, dziadkowie) zaczęli delikatnie podpytywać czy mamy jakieś plany, co do ślubu i w ogóle. No i się zaczęło... Zaczęłam się nad tym zastanawiać i dostrzegłam, że faktycznie my nigdy nie rozmawialiśmy o przyszłości, planach, o niczym co ma się dopiero zdarzyć. Zawsze tylko o teraźniejszości i przeszłości. Co do przeszłości Kamil zawsze rozmyślał jak to nie mógł pójść na studia ani normalnie funkcjonować przez nerwicę, jak bał się ludzi i nie wychodził z domu przez wiele miesięcy, jakie miał przez to problemy ze skończeniem szkoły. Popadał wtedy w taki kilkudniowy smutek. Mówiłam mu wiele razy, przekonywałam, że wszystko przed nim, że jeszcze tyle wspaniałych rzeczy może zrobić, że przecież poszedł na studia, że możemy gdzieś pojechać ale do niego to nie docierało. Takie wspominki zawsze powodowały smutek. Zaczęłam go nieśmiało podpytywać o przyszłość. O ślub, dzieci, dom (w końcu mieszkaliśmy razem i było nam dobrze). Zawsze unikał tematu, mówiąc, że bardzo chce tego, ale na tym temat się kończył. Nigdy nie chciał mówić nic więcej. Co jakiś czas go podpytywałam, myślałam, że przecież chodzi o naszą wspólną przyszłość, więc mam prawo wiedzieć co on o tym myśli. Kamil jednak zaczął zamykać się w sobie coraz bardziej. Pytałam go, czy dobrze się czuje u mnie w domu, czy może wolałby wynająć ze mną mieszkanie. Zawsze mówił że jest OK. Ale ja czułam, że nie jest. Coraz mniej rozmawialiśmy, coraz częściej chodził zamyślony - był zupełnie gdzieś indziej. Zaczęłam na siłę wyciągać z niego informacje: co mu jest? Dlaczego jest taki? A on nic - uciekał od odpowiedzi. Raz używając po nim komputera sprawdziłam, że czytał to forum - tematy dotyczące depresji. Wiedziałam już wtedy co mu jest. Wiedziałam, że ma depresję. Zapytałam go o to spokojnie. Powiedział jak jest, że to wszystko wróciło, że on nie widzi przyszłości, że boi się cokolwiek planować, że wie że nie da rady. Powiedział też że nie czuje się dobrze u mnie w domu i że bardzo chce ze mną być ale boi się, że nie będziemy się dogadywać, że on sobie nie poradzi, że nie poradzi sobie nawet z przygotowaniami do ślubu nie mówiąc już o całym życiu (kredytach, zobowiązaniach). Nie wiedziałam co mam zrobić, zaczęłam przekonywać go, że przecież nikt nie jest pewny przyszłości i tego co będzie ale to nic nie dało. Widzę, że on jest po prostu załamany. Mówi, że ja nic nie rozumiem, chociaż bardzo się staram zrozumieć. Zaczęliśmy się kłócić. Wczoraj pokłóciliśmy się bardzo. A wszystko przez to, ze powiedział: "Nie jestem gotowy, wiem, że nie dam rady wziąć z Tobą ślubu, chociaż bardzo chcę." Był płacz i wzajemne pretensje. Ja mówiłam a on słuchał i płakał. Powiedziałam mu wiele niemiłych rzeczy. On to podsumował tylko: "Ty nic nie rozumiesz". Tylko jak mam cokolwiek zrozumieć, gdy on nic mi nie mówi? Wiele razy mnie okłamał, teraz już wiem, że mówił to co chciałam usłyszeć - mówił, że wiedział, że jeśli mi powie prawdę to będę zła i nie zrozumiem. Nie wiem dlaczego tak twierdził, skoro ja zawsze słuchałam go uważnie i nawet jak mi mówił gorsze rzeczy, to starałam się go rozumieć. Zatoczyliśmy błędne koło. Poprosiłam by się wyprowadził... Tak bardzo się staram, podpytuję, interesuję wszystkim. Bardzo go kocham i nienawidzę tego uczucia, gdy się poddaję i nie daję rady. Nie wiem co mam robić, jak sobie z tym poradzić? Poszłam spać, a gdy rano obudziłam się przytulał mnie mocno. Z trudem namówiłam go by pojechał do szkoły. Nigdy nie poznałam lepszego człowieka, o większym sercu. Nigdy nikt nie uszczęśliwiał mnie jednym uśmiechem bardziej niż on. Szkoda tylko, że tego uśmiechu nie widziałam już długo. Bardzo się boję. Nie wiem co będzie, nie wiem co robić. I dlatego mam kilka pytań: 1. Czy konieczny jest psycholog? Kamil mówił, że tego potrzebuje ale nie poszedł się zapisać. Czy mam ja to zrobić, czy po prostu go przekonać? 2. Czy wyprowadzka ode mnie z domu coś zmieni? Czy warto wynająć mieszkanie byśmy byli tylko my dwoje i mógł poczuć się swobodniej? 3. Czy mam prawo mówić o swoich uczuciach, czy powinnam skupić się na jego gdy kolidują ze sobą? 4. Jaka powinna być moja rola, czy powinnam wyciągać z niego to jak się czuje, czy raczej nie utrudniać mu tego, nie pytać ale po prostu wspierać? Nigdy nikogo tak nie kochałam i wiem, że mogłabym z wielu rzeczy zrezygnować dla niego. Chcę go wspierać tylko nie wiem jak i nie wiem czy nie wyrządzam mu większej krzywdy? Jakie są wasze odczucia? Jeśli chcecie mnie skrytykować to proszę. Co robię źle i jak powinnam się zachować, chociażby w sytuacji gdy po raz 100 mówi, "a czy to ma sens?" albo "po co"?
×