Skocz do zawartości
Nerwica.com

S♂♂

Użytkownik
  • Postów

    32
  • Dołączył

Treść opublikowana przez S♂♂

  1. Mnie już nie boli zdrada. Po prostu nie wierzę, że w życiu będę miał szansę spotkać kogoś lepszego. A nie chcę żyć z przeświadczeniem, że to co najlepsze już za mną. A zmiana otoczenia jest tu raczej niemożliwa bez zmian w życiu. Studia na tej samej uczelni/wydziale. Mieszkanie w tym samym akademiku. Wspólni znajomi...
  2. Witam, Potrzebuję tego, żeby ktoś mnie wysłuchał. Może doradził. Nie wiem na ile mój przypadek jest rzadki/częsty, wiem za to, że dla mnie to najgorsza rzecz na świecie. Ale domyślam się, że skala problemu zależy od punktu widzenia. Może dla was będzie się wydawało to mało znaczące, ale mimo wszystko przedstawię to. W dotychczasowym życiu można by powiedzieć, że miałem z górki. Kochająca rodzina, garstka znajomych, przyjaciel czy przyjaciółka. Zero podstaw by w przyszłości mogło zdarzyć się to co się zdarzyło. No ale do rzeczy. Jestem studentem. Od kilku lat mieszkam w akademiku, i tu też poznałem pewną dziewczynę. Nazwijmy ją X. Do tej pory miałem już za sobą jakieś mniejsze/większe związki i po ich skończeniu, jakoś szybko potrafiłem się pozbierać, ale z X jest inaczej. X poznałem przypadkiem, gdy trafiła jako współlokatorka mojej znajomej. Jeśli ktoś wierzy w miłość od pierwszego wejrzenia, to mogę mu zagwarantować mu, że to było to. Od razu przypadliśmy sobie do gustu. Niestety był pewien problem. Ona już z kimś była. Wiedziałem o tym, ale nie robiłem sobie wiele z tego, dlatego przy naszym drugim spotkaniu (na pierwszym udzielałem jej korepetycji) już się do siebie zbliżyliśmy. Później było między nami burzliwie, ale byłem tak zafascynowany X, że nie za bardzo potrafiłem racjonalnie myśleć. Dlatego miałem z Nią kilkumiesięczny burzliwy romans (zdradziła ze mną swojego obecnego partnera, z którym prawie 4 lata), który zakończył tamten związek a mnie pozwolił być w końcu z X. Sielanka trwała prawie 2 lata, kiedy to mieszkaliśmy razem. Przez ten czas ja tylko głębiej zapadałem się w tą miłość. Jak w każdej sielance w końcu zaczęło się psuć. Zacząłem być zazdrosny o wspólnego znajomego. Zaczęły się awantury. Widziałem, że się ode mnie zdystansowała. Następnie mnie zostawiła. Kilka dni po rozstaniu dowiedziałem się, że mnie zdradziła przed zostawieniem mnie. Z tą osobą, o którą byłem zazdrosny. I teraz finalna część: Minęły 2 miesiące od tego co opisałem. Rozumiałem, że po tym wszystkim każdy byłby przybity, więc starałem się żyć dalej. Znalazłem pracę. Zacząłem grać na klawiszach. Odnowiłem wszystkie kontakty z znajomymi, których zaniedbałem przez to, że starałem się być tylko dla X. Mimo tego wszystkiego nie potrafię sypiać, ciągle chodzę niewyspany i zmęczony. Nie potrafię się z niczego cieszyć. Nie pamiętam kiedy ostatni raz zapomniałem o niej, albo uśmiechnąłem się. X mieszka kilka metrów obok mnie [zalety ciasnych akademików] i słyszę ją ciągle. Ba, czuję zapach jej perfum jeśli tylko wyjdę przed pokój. Nie mogę jeść. Zmuszam się do tego jeśli już jestem strasznie słaby. Ciągle mam łzy w oczach bo nie potrafię uwolnić się od myśli o Niej. Ciężko mi oddychać, już w zasadzie cały czas. Nie widzę sensu, żeby wstawać rano z łóżka a sen nie przynosi spokoju. Nie wierzę, że w życiu może spotkać mnie jeszcze raz takie uczucie, dlatego nie mam motywacji, żeby robić cokolwiek. Do tego widzę, że przyjaciele starają się mi pomóc, pocieszyć, podnieść na duchu, ale to nie działa. Przez co przejmują się mną jeszcze bardziej, co tylko pogarsza moje samopoczucie. Ostatnio doszły do tego myśli samobójcze. Mam wrażenie, że w życiu osiągnąłem już szczyt szczęścia, i wszystko co najlepsze za mną. Korzystałem z pomocy psychologa, niestety człowiek ten, albo nie nadaje się do swojej pracy, albo po prostu nie był w stanie mi pomóc. Zamierzam wybrać się do psychiatry po pomoc w ciągu najbliższych dni, ale bardziej liczę już chyba na jakieś "prochy" niż na faktyczną pomoc. Myślę też o próbie odzyskania X bo w zasadzie nie mam nic do stracenia. Każdy dzień jest męczarnią. Wiem, że mój problem jest błahy dla ludzi, którzy naprawdę dużo przeszli i mają w życiu ciężej. Niestety nie jestem w stanie poradzić sobie z tym sam i mam zamiar szukać pomocy gdzie tylko się da. Chciałbym was spytać jak znaleźć w sobie wiarę w lepsze jutro skoro nie mam siły walczyć i najchętniej odciąłbym się od tego wszystkiego byleby nie cierpieć już dłużej. tl;dr Zostałem zdradzony i porzucony przez osobę, którą mijam codziennie i w której ciągle jestem szalenie zakochany. Wpadłem w depresję. Nie chce mi się żyć. Jak walczyć o siebie?
×