Witam... Zdiagnozowałem u siebię depresję około 3 lat temu, od tego czasu to się nasila, czuje się bezustannie gorszy, dużo gorszy od innych ludzi... Miewam huśtawki nastrojów, przez godzine czuje się w miare dobrze, a za chwile następuje taki silny atak, że nie mam pojęcia co zrobić... Nieraz jest to ból nie do zniesienia, dlatego nadużywałem przez te 3 lata różne leki, bardzo różne... Sytuacja wygląda tak, że w ciągu dnia jestem może godzine, dwie w dobrym nastroju, reszta jest nudna, szara, beznadziejna, a jeszcze kawałek jest męką psychiczną, kiedy biegam podomu i szukam wśród leków czegoś, czym mógłbym się odurzyć... Ale zazwyczaj nic nie ma... Nie przesypiam nocy, nienawidze się... Wszyscy idą do przodu, zdobywają świat, a ja zdycham jak śmieć... nie podszedłem nawet do matury przez to wszystko i czuje się jak śmieć, czuje się dużo gorszy od innych... Bo ludzie w moim wieku mają matury, już studiują, poznają nowych ludzi na tych studiach, mają już prawa jazdy, dziewczynę... A ja zdycham i byle tylko znaleźć dobry sznur do powieszenia się... O samobójstwie praktycznie myśle codziennie, nieraz fantazjuje przed zaśnięciem jakto by było nażreć się leków, podciąć sobie żyły i odpłynąć tam, gdzie spokoju zaznam... Nie mam przyjaciół, mam tylko paru znajomych którzy raz na pare miesięcy przypomną sobie o mnie, ale nie mają pojęcia o tym, jaki jestem... Że tak cierpię, nawet matka, z którą nadal mieszkam pod jednym dachem. Przez te lata nauczyłem się doskonale maskować, ukrywać uczucia, emocje... Nie potrafie jej ani nikomu innemu o tym powiedzieć, kłamstwo i ukrywanie prawdy stało się dla mnie chlebem powszednim. Chociaż nieraz starałem się dawać jakieś znaki tego, co się dzieje, wolałem, żeby sama się domyśliła, że coś jest nie tak, ale nic z tego... Czuje, że zniszczyłem matce życie, że przez te lata tak nadszarpałem jej nerwy, że przeze mnie umrze 10 lat wcześniej... Że zhańbiłem całą tą rodzine, która i tak jest bardzo nieliczna, bo nie poznałem nigdy nawet swojej ciotki, babci... dziadek mnie nie lubił, od strony ojca nikogo nie znałem, opuścił dom gdy miałem 12-13 lat, zdradzał matke z jakimiś dziwkami z serwisów SMSowych i sextelefonów... W zasadzie nie wiem co mógłbym zrobić, żeby sobie pomóc... Przez te 3 lata myślałem, że to taki głupi wiek, że to trzeba przejść, później już uświadomiłem sobie, że to może być nawet depresja, ale bagatelizowałem to, liczyłem, że to samo zniknie... Aż do dnia dzisiejszego, kiedy jest coraz gorzej...
Jakby to kogoś interesowało to w styczniu mam 20 lat.. Pozdrawiam.