Jestem tu na forum pierwszy raz, muszę się przed kimś wygadać bo zwariuję. Nie mam w gronie swoich najbliższych takiej osoby, która na poważnie traktowałaby to co się ze mną dzieje. Wszyscy uważają, że jestem panikarą i będąc żoną i matką powinnam zachowywać się inaczej.
Z nerwicą mam problem od trzech lat. Zaczęło się od bólu w klatce piersiowej, mdłości, zawrotów głowy. Myślałam oczywiście, że jestem na coś chora, pewnie na raka i za miesiąc umrę. Zrobiłam całą masę badań na które wydałam mały majątek. I nic, wszystkie wyniki ok. poszłam do psychiatry za namową lekarza rodzinnego, który już miał dosyć mojej ciągłej obecności w swoim gabinecie. Dopiero psychiatra uświadomił mi, ze nerwica to choroba, która nie polega tylko na natrętnych, negatywnych myślach i strach (a tak zawsze myślałam), tylko bardzo często towarzyszą jej objawy somatyczne. Zaczęłam brać leki, tłumaczyłam sobie, że ból głowy który akurat mam to nie guz mózgu tylko zwykła migrena od stresu itp. Jakoś mi się udało, trwało to długo ale wygrałam z nerwicą na jakiś czas. Już myślałam, ze jestem wolna od tego koszmaru, a tu znowu to samo!!!
Trzy tygodnie temu zmarł mój tata, którym sama się opiekowałam. Nawet nie wiem kiedy wszystkie objawy nerwicy wróciły:(
Jestem ciągle poddenerwowana, serce i wali w piersi, w głowie mi się kręci, mam chwile osłabienia czasem myślę, że padnę na ulicy, przez to boje się wychodzić z domu, jak idę do pracy to jestem mokra od potu, tak się denerwuję tymi objawami. Powiedziałam o tym mamie, mężowi ale oni to bagatelizują, twierdzą że robię z siebie jakąś ofiarę, więc nic już nikomu nie wspominam o tym co się ze mną dzieje. Najgorsze jest to, że ja jak sobie zacznę tłumaczyć, że to tylko nerwy to na chwilę się uspokajam, bo już to przechodziłam, ale po chwili mam myśli :a może ja na coś jestem chora, szukam objawów w necie i się nakręcam, straszne to jest!
Wiem, że muszę iść znowu do psychiatry, ale na moje nieszczęście w moim mieście przyjmuje tylko jeden i terminy są bardzo długie:( No ale zapisze się i poczekam, nie mam wyjścia. Tylko jak ja dotrwam do tej wizyty?! Chyba całkiem zwariuje. A leki jakie ostatnio mi przepisał, to właściwie średnio dawały rezultaty, potem zwiększył mi dawki ale szału nie było. Najbardziej pomogło mi tłumaczenie samej sobie, że nie umieram. Pisząc ten post, też zastanawiam się czy to nerwica wróciła, czy powinnam porobić jakieś badania na te moje dolegliwości. Matko, czy ja już wariuję??