Skocz do zawartości
Nerwica.com

takatam29lat

Użytkownik
  • Postów

    2
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia takatam29lat

  1. Swój problem opisywałam już w wątku, który był o tej tematyce, nie tworzyłam nowego, bo nie chciałam zaśmiecać forum, ale tamtego wątku już nikt nie czyta. Jestem zrozpaczona, ponieważ weszłam w coś, co mnie zabija. Nie mogę sobie z tym poradzić, potrzebuję pomocy, ale nie mam do kogo się zwrócić. Chociaż wiem, że moje winy są tak wielkie, że i tak mnie wszyscy tutaj skrytykują... Jestem uzależniona od swojego Kochanka. chociaż mam chłopaka. Moje życie wymknęło mi się spod kontroli. Mogłam mieć w miarę normalne życie, ale zepsułam to wszystko. Miałam chłopaka, który wciąż mi powtarzał, że jeszcze mnie nie kocha, że może pokocha z czasem. A jednak był ciągle ze mną. Było mi źle z tym, że ja wszystko robię by związek byl udany, a ciągle słyszę, że mnie jeszcze chłopak nie kocha. Na takim etapie swojego życia poznałam kogoś innego... Zaczął się mój długi pełen bólu romans. Wiele win, wiele łez, szał, paranoja. Zbyt dużo na jeden post. -- 24 lis 2013, 14:47 -- zbyt duzo na jeden post, ale jeśli napiszę dalej, zanim ktokolwiek mi odpisze, to i tak wszystko złączy się w jedną długą wiadomość, której nikt nie przeczyta... A tego nie chcę.
  2. Można... Jest to najgorsze z możliwych uzależnień. Najgorsze bo rzutuje totalnie na wszystko. Jeśli chce się wyjść z nałogu alkoholu, albo innych używek wie się, że ta substancja nie będzie płakała, nie będzie cierpiała. A ten od którego ja jestem uzależniona, to żywy człowiek, istota, która czuje. Nie potrafię sobie poradzić z moimi problemami, zaplątałam swoje życie tak, że przy każdym kroku lina zacieśnia mi się na szyi. Miałam chłopaka, kochałam go, a on mnie nie. Ciągle powtarzał mi, że może kiedyś pokocha. Niby nie kochał, a nie rozstawał się ze mną. Dziś po 9 latach zastanawiam się dlaczego? Co by się stało, gdyby wtedy odszedł... Może teraz sytuacja byłaby mniej dramatyczna. 5 lat temu, poznałam kogoś innego... Kto bardzo nagle i bardzo mocno zaczął mnie kochać. Na początku nie dopuszczałam go do siebie, bo przecież byłam w związku, kochałam swojego faceta. A potem gdy po raz kolejny mój mi powiedział, że jeszcze mnie nie kocha dopuściłam do siebie zaloty tego drugiego. Nagle byłam tak kochana, jak sobie wymarzyłam, ciągle chciał mnie widzieć, ciągle chciał mnie słyszeć. 400smsów na dzień, opis każdego gestu, każdej myśli. Zaczęłam żyć tym, żyć tą miłością, tym mężczyzną. Mówił mi, że da się kochać więcej niż jednego partnera na raz. A ja w to uwierzyłam, a może nie tyle uwierzyłam, co chciałam uwierzyć. Bo z każdym dniem moje uczucia były bliżej tamtego mężczyzny tworząc mur między mną a moim chłopakiem. Coraz trudniej mi było. Tamten człowiek nie był wolny, miał jeszcze kogoś poza mną. Ja byłam gotowa dla niego zrezygnować z mojego związku dotychczasowego, a on dla mnie nie. W 2010 roku miałam kryzys... Byłam na stałe z moim chłopakiem, a chciałam być z tamtym drugim mężczyzną. Ale ukrywanie zdrady mnie przerastało. Czułam się źle... czułam się winna zdrad i kłamstw, czułam się źle musząc nosić telefon ze sobą nawet do toalety. Chciałam spokoju, normalności, męża, dziecka. Chciałam żyć jak inni. Poznałam przypadkowo 3 mężczyznę, kolegowaliśmy się jakiś czas, potem wyznał mi miłość. Chciałam do niego odejść. Zostawić swojego chłopaka i swojego kochanka i zacząć żyć jak człowiek. Nie dałam rady... nie wytrzymałam łez mojego chłopaka, ani łez kochanka. A ten trzeci jak dostał kosza, to też płakał. A ja nie chciałam by ktokolwiek płakał. ja tylko chciałam być szczęśliwa, a im bardziej do tego dążyłam, tym bardziej krzywdziłam innych. Nie chciałam swojego szczęścia budować na krzywdzie innych ludzi, tym bardziej, że mi zależało na nich. Na wszystkich trzech z tymże najbardziej na kochanku. A on jeden nigdy nie mógł być tylko mój, bo sam był w związku. Próba wyrwania się z trójkąta zakończyła się tym, że mój chłopak wpadł w depresję, moj kochanek też się załamał, a ten trzeci mężczyzna uznał, że już nigdy nie pokocha kobiety, bo już nie ufa nikomu. A ja? Gdzie w tym ja?? Ja nadal byłam nieszczęśliwa, nadal nie wiedziałam co mam robić, a na swoich barkach dźwigałam winę za skrzywdzenie trzech facetów. Minął rok z hakiem - trudny rok. Nie odezwałam się w tym czasie do tego trzeciego mężczyzny, ale nadal byłam z moim chłopakiem i z moim kochankiem. Uzależnienie od kochanka rosło. I znowu kogos poznałam i podjęłam w 2011 roku kolejną próbę wyrwania się i ułożenia sobie nowego życia. Ale znowu nie udało się. Okazało się, że ten ktoś jest w związku i wcale nie chce ze mną być na stałe. A ja zdradziłam mojego kochanka i chłopaka. Mój chłopak o tym nie wie. Ale kochanek zna mnie lepiej niż samego siebie od razu się domyslił. Karał mnie za to, oraz chciał się zabić, przeżył ciężkie załamanie. A ja również, bo widok jego załamania mnie załamywał. Potem były dwa lata, gdy ja się prawie wycofałam z życia, ciągle czekałam na wizyty i telefony mojego kochanka, nie poświęcał mi już tyle czasu co dawniej. Wtedy zauważyłam, że jestem od niego tak uzależniona jak od narkotyków. Gdy nie dzwoni nie mogę nic zrobić, na niczym się skupić, boli mnie serce, boli mnie głowa, czuję pustkę i okropny strach. On chyba myslał, że ja przesadzam. Ale to co się ze mną działo było trudne do zniesienia. Przyszedł czas, że musiałam żebrać o nasze spotkania, żebrać o seks... do tego nie miałam pracy... A z moim chłopakiem też się nie układało. Było mi źle, coraz gorzej... W końcu września zdradziłam mojego kochanka z kolegą poznanym w maju. Kochanek i tym razem się zorientował, kazał mi się przyznać, powiedział, że nie wyciągnie konsekwencji... Ale życie jest inne, konsekwencje są zawsze. Od miesiąca on nie może spać, ja też nie. Od miesiąca jest chuśtawka, raz mówi mi bym się nie bała, że jakoś to przetrwamy. A raz mnie wyzywa i mówi, że zniszczyłam mu życie. że seks z kolegą oddałam za cenę jego życia. Boję się gdy dzwoni telefon. Boję się gdy milczy. Boję się spotkań z nim i boję się ich braku. Nie mam siły. Co chwilkę myślę o samobójstwie, ale nie chcę by kochanek musiał żyć z poczuciem winy... Ja już z takim żyję. Około 2 tyg po tym, gdy się przyznałam do zdrady rozmawiając ze mną przez tel jechał wprost pod cięzarówkę. Ja o tym nie wiedziałam, usłyszałam nagle huk, a potem ciszę. Taką ciszę przerażającą... bo słyszałam, że przestał mówić, ale radio wciąż grało, więc to nie zasięg nawalił. Słyszałam, że był wypadek, nie wiedziałam czy on jest nieprzytomny, czy martwy. Nie wiedziałam gdzie jest, gdzie go szukać, nie wiedziałam jaką drogą jechał i gdzie już był. Wiedziałam tylko z jakiej miejscowości do jakiej jechał, ale ta droga ma 40km i można wybrać pare tras. A ja nie mam samochodu nie miałam szans jechać go szukać. Mijają kolejne tygodnie, a ja nie umiem sobie poradzić, on tez nie... -- 18 lis 2013, 14:28 -- Pewnie nikt mnie nie przeczyta, bo ostatnia wypowiedź w tym wątku była z maja. Poza tym napisałam długą wypowiedź, a pewnie nikomu nie będzie chciało się jej czytać... Myślicie zapewne, że jestem beznadziejna, że sama sobie zgotowałam swój los. Pewnie tak... Ale ja chcę to wszystko jakoś naprawić, nie potrafię odejść od mojego kochanka, nie potrafię bo wiem, że mnie kocha. Nie potrafię, bo nigdy sobie nie wybaczę, jeśli go zostawię, gdy jest załamany przeze mnie. Nie potrafię odejść, bo ja nie umiem bez niego żyć, wszystko ma sens tylko z nim. Każdy mój sukces jest sukcesem tylko wtedy, gdy on się z niego ucieszy. Jesli nie, to nie ma sukcesu. Każda pogoda jest ładna, jeśli on jest. Nawet sztorm. Jeśli go nie będzie nawet słońce będzie brzydkie. Przez 5 lat robiłam wszystko dla niego - nie myślałam o sobie a o tym, żeby on mnie za to pochwalił, żeby był ze mnie dumny. A gdy dopuszczałam się zdrad, było to w chwilach kryzysu, gdy czułam, że moje uzależnienie mnie przerasta i chcę się z niego jakoś wyrwać. Albo gdy czułam, że on mnie zbywa, że bagatelizuje moje problemy. Ja nie chciałam go skrzywdzić... On uważa, że mnie chodzi jedynie o seks, byle jak najwięcej i z byle kim. Nie jest tak, mi chodzi o niego. A on jest zajęty, on nigdy nie będzie tylko mój - a jego kobietę musiałam poznać. To jest coś, czego nie daje się dźwigać. Sama wiedza o jej istnieniu budzi zazdrość. A gdy ją znam, gdy wiem, ile czasu on ma dla niej ile dla mnie, gdy widzę o ile ona jest lepsza niż ja... To prowadzi do szaleństwa. Dlatego te 3 razy chciałam coś w swoim życiu zmienić. Spotkać się z kimś, kto będzie miał dla mnie dużo czasu. Kto sprawi, że chociaż przez jakiś czas nie będę myślała o moim kochanku. A za każdym razem on tego się domyślał i było coraz gorzej... Nie mam z kim o tym rozmawiać... Nie mam siły by sobie poradzić sama
×