Skocz do zawartości
Nerwica.com

tuberoza

Użytkownik
  • Postów

    2
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez tuberoza

  1. Witam! Nie mam dobrych relacji z moją Mamą. Odkąd pamiętam była pełna złości, nie panowała nad swoimi emocjami i urządzała dzikie awantury. Wiem, że wynikało to z bycia DDA i osobą współuzależnioną (mąż/mój ojciec też jest alkoholikiem), ale możliwe, że w grę wchodziły inne zaburzenia. 10 lat temu, w wieku 42 lat, po raz pierwszy trafiła do szpitala psychiatrycznego. Była w nim przez kilka miesięcy, zdiagnozowano nerwicę lękową, określono ją także jako osobowość histrioniczną. Po pobycie w szpitalu czuła się zdecydowanie lepiej, potem sytuacja rodzinna bardzo się załamała, straciliśmy dom, ja wyjechałam na studia i nie miałam z nią częstego kontaktu. Sporadyczne wizyty kończyły się krzykiem, płaczem, awanturami, a jedna z nich kolejnym pobytem w szpitalu, z podobną diagnozą. Potem wszystko zaczęło wracać do normy. Wróciła na Śląsk, skąd pochodzi, z pomocą rodziny udało się znaleźć pracę i mieszkanie, regularnie chodziła na terapię i przyjmowała leki. Niestety, dwa lata temu nasiliły się jej histeryczne stany i pojawiło się coś nowego - urojenia. Trafiła do szpitala po raz trzeci, zdiagnozowano u niej zespół urojeniowy. Po miesięcznym pobycie stanęła na nogi, brała leki, chodziła na terapię, ale w którymś momencie choroba zaczęła brać górę. Nasiliła się mania prześladowcza, pracodawca wysłał ją na L4, ale ona nie chce się leczyć, uważając, że "nie jest chora" tylko "wszyscy chcą ją wykończyć". Sytuacja jest o tyle skomplikowana, że Mama jest w trakcie rozwodu i ma bardzo zadłużone mieszkanie, za chwilę mogą ją eksmitować. Bardzo chciałabym jej pomóc, ale kompletnie nie wiem jak. Wszelki kontakt z nią jest utrudniony. Ostatni, 3-dniowy pobyt był koszmarem - zmienne nastroje, oskarżenia, słowa, które chciałoby się wymazać, tak bolą. Interweniowała rodzina, ale spotkanie z nią i próba łagodnej perswazji nic nie zmieniła - nie chce się leczyć. Mimo, iż twierdzi, że nam ufa, nie przyjmujedo wiadomości, że jest chora. Co zrobić? Nie jestem w stanie z nią być, podawać jej leków, znieść huśtawki emocjonalnej i wysłuchiwać jaka jestem podła, choć to właśnie ja staram się pomóc. Sama nie mam pracy, żyję z dorywczych zajęć, jest mi bardzo ciężko. Czy szpital jest jedynym rozwiązaniem? Ale co potem? Przecież kolejny pobyt nie rozwiąże problemu...
×