Cześć,
Od pewnego czasu nazwijmy to łagodnie "borykam" się z depresją, zaburzeniami lękowymi i jeszcze kilkoma innymi zupełnie nowymi dla mnie stanami umysłu. Ten stan trwa od mniej więcej roku.
Zarówno lekarze psychiatrzy, psychologowie, psychoterapeuci jaki i najbliższe osoby z grona mojej rodziny i przyjaciół oraz ja sam, zgodnie stwierdziliśmy, że źródłem całego "zła", które mnie spotkało jest praca. Praca (jeden z większych koncernów farmaceutycznych) z wszystkimi jej dobrodziejstwami; począwszy od ludzi, ambitnych obowiązkach, niezłej kasie, perspektywie kariery, a skończywszy na tzw. wyścigu szczurów, wszechobecnym stresie, brakiem czasu na cokolwiek innego co nie jest związane z pracą, kompetencjami managerskimi przełożonych porównywalnymi z kompetencjami managerskimi średnio inteligentnych szympansów w klatce itp.
Jedynym i najprostszym rozwiązaniem według wszystkich było znalezienie sobie innego zajęcia. Tak też planowałem zrobić, aczkolwiek niedawno zmieniłem zdanie i postanowiłem wrócić do pracy, tak jak gdybym wracał z kilkodniowego urlopu.
Dodam tylko, że od końca maja przebywam na zwolnieniu lekarskim spowodowanym udarem mózgu (w wieku 36 lat). Na szczęście fizycznie doszedłem już do siebie, więc teoretycznie swobodnie będę mógł wrócić do swoich zajęć (taką mam przynajmniej nadzieję).
Stosunek pracodawcy do mojego stanu zdrowia jest mi nie do końca wiadomy i znany. Uczciwie informowałem przełożonego o tym co mi jest i z czego wynika moja nieobecność w pracy, ale z tego co wiem wielu moim współpracownikom pojęcie depresja, stany lękowe, zespół przewlekłego stresu kojarzy się najzwyczajniej w świecie z chorobą psychiczną lub też elementami kombinowanego zwolnienia lekarskiego.
O to co myślą inni nie dbam, ale chciałbym się zwrócić do Was z pytaniem. Jak u Was wyglądał powrót do pracy po przerwie spowodowanej tego typu schorzeniem? Być może ktoś z Was był w podobnej sytuacji do mnie i napisze jak to wyglądało w jego/jej przypadku.