Skocz do zawartości
Nerwica.com

cioccola90

Użytkownik
  • Postów

    9
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia cioccola90

  1. Tu się zgodzę... Niestety :/ Albo i stety, sama już nie wiem
  2. U mnie kontakt z gry przeniósł się do rzeczywistości i z niektórymi osobami się widziałam na żywo; nie rozmawiamy tylko o grze i stąd jest to chyba bardziej poplątane, niż mogłoby wyglądać:/
  3. Coś w tym jest, ale ta moja to była bardziej fabularna. Niczym simsy, ale pisane. Ale z drugą częścią się zgodzę. Wyzywanie i obrażanie jest na porządku dziennym :/ Ostatnio sama byłam w to wciągnięta i przez to nazwana hejterem, mimo że nikogo nie obraziłam w żaden sposób.
  4. I tak właśnie było. Pierwsza myśl zaraz po wstaniu. Przez cały rok, aż ktoś brutalnie mi to.. zamknął i wykluczył? Ale dalej wstaje rano z myślą o wejściu i wchodzę, czytam i wychodzę... :/ Po roku mi się to nie znudziło
  5. Sama nie wiem po co. To był impuls, potem przerodził się w coś, co naprawdę polubiłam. Poznałam przy tym mnóstwo świetnych osób.
  6. A jednak. Są zajmujące i uzależniające. Obecnie jestem na innym forum o tematyce rpg, ale to nie to samo, co pierwsze, od którego w dalszym ciągu jestem uzależniona. Wchodzę chociażby popatrzeć, jak piszą inni.
  7. Codzienne wchodzenie, rano, popołudniu, w ciągu pracy. Chęć napisania czegokolwiek. Wchodzenie tam nawet mimo zakazu, a w obliczu tego zakazu chęć znalezienia innego takiego forum, gdzie się zarejestrowałam. Jednak ciągle utwierdzam się w przekonaniu, że to nie to samo, co tamto... pierwotne. Gdzie spędziłam cały rok.
  8. Mój drugi post na tym forum. W sumie chyba właśnie po to się zarejestrowałam. Żeby uzyskać jakąś... radę? Opinię z zewnątrz? Otóż zarejestrowałam się na pewnym forum dyskusyjnym na temat mojego ulubionego serialu, dokładnie rok temat. Przez jakiś czas chyba po prostu nie zdawałam sobie sprawy z problemu. "Gra - problemem? Nie, mnie to nie dotyczy". Jednakże dotyczy w dość sporym stopniu. Zaczynałam wiązać relacje z użytkownikami i postaciami, które prowadzili. Zostałam w sumie wciągnięta w kłótnie pomiędzy forumowiczami, a następnie w konferencje na gg, która ujrzała światło dzienne. Otrzymałam zakaz stadionowy na dział rpg, co wywołało u mnie dziwne uczucie pustki. Rozgoryczenie, zażenowanie, smutek. Niczym jakiś narkoman. Tylko moim narkotykiem stała się gra, którą na początku nie traktowałam tak bardzo poważnie, a jedynie jako rozrywkę. Moment, w którym otrzymałam zakaz nieco mnie otrzeźwił, jednakże ten problem wciąż jest we mnie. Czytanie tego, co piszą inni i... w sumie łudzenie się tym, że kiedyś zniosą ten zakaz. Czy mieliście kiedykolwiek uzależnienie od czegoś takiego, jak gra. Niepozorna gra z innymi, opierająca się na pisaniu i byciem wymyśloną przez was postacią? Jak daliście sobie z tym radę, minimalizując to? Jak postrzegacie taki problem? :/
  9. Rok temu byłam poniekąd innym człowiekiem. Zmieniła mnie pewna relacja, w którą weszłam pod wpływem gry w rpg - co jest w sumie odrębnym tematem do dyskusji, gdyż to podciąga się pod uzależnienie. Mniejsza o to. Relacja pomiędzy 23-latką, a 16-latką. Przyjaźń. Głęboka, odznaczająca się wsparciem w trudnych życiowych momentach i przeżywaniem radości oraz smutków. Wiek nie był tutaj problemem, aż do kulminacyjnego momentu, w którym zamiast rozumem, w grę wchodziły emocje. Jednakże nie zwróciłam uwagi na coś bardzo istotnego, a może... zwróciłam, ale było to jeszcze do przeżycia? Była zazdrosna o wszelakie kontakty z innymi ludźmi. Była zaborcza i skłonna do manipulacji mną, a ja oczywiście z zaślepieniem, "klapkami na oczach" się na to godziłam. Doszło nawet do momentu, w którym łzawym telefonem wymusiła na mnie, bym zrezygnowała z tego spotkania, na które ja tak bardzo chciałam pójść. Koniec końców, moja relacja z osobą, z którą miałam się spotkać rozpadła się poprzez ujawnienie "hejtowania" w kilka osób innych osób. Poszły w grę wyzwiska. Nie jestem osobą, która wyzywa, tak więc trzymałam się na boku w tej rozmowie. Jednakże to odbiło się na moich kontaktach z osobami, które otrzymały obraźliwe "przydomki" i nie tylko. Stałam się osobą mało wiarygodną i w ich oczach... sama nie wiem, fałszywą? Po tej sytuacji zaczęłam analizować, do czego doprowadziła ta przyjaźń; relacja. Wpływała na moje zdanie, sympatie i antypatie, na mój tok myślenia. Bo gdybym zrobiła coś "wbrew" jej, raniłabym ją. Przynajmniej tak właśnie myślałam. Tak utwierdziła mnie w tym przekonaniu. Tyle razy pisała mi, że ranie ją tym, co mówię albo co robię. Więc z czasem chyba się wyłączyłam, moje myślenie i unikałam domniemanych sytuacji, w których niby ją raniłam. Jednakże to właśnie siebie raniłam wtedy najbardziej, odsuwając się od ludzi, którym na mnie zależało. Odsuwałam się od zdrowych relacji dla toksycznej przyjaźni z nastolatką. W tą sprawę uwikłane są także dwie inne osoby; dwie przyjaciółki. W sumie jest nas czwórka. Do niedawna myślałam, że one są fair w stosunku do mnie oraz do tej drugiej dziewczyny (jesteśmy w tym samym wieku, tak więc dużo dojrzalsze niż one, jednak niestety zdominowały nas do tego stopnia, że aż ogłupiły), ale przypadkowe odczytanie rozmów z drugą uświadomiło mnie, jak bardzo się myliłam. I nie tylko mnie. Odzyskałyśmy rozsądek i zdolność myślenia w sposób... obiektywny? To oczywiście nie spodobało się dwóm nastolatkom, które przyzwyczaiły się do takiego stanu rzeczy. Cechy zdrowej przyjaźni, takie jak szacunek, szczerość, zaufanie, lojalność i dyskrecja upadły, pozostawiając za sobą uczucie... pustki, wykorzystania i oszukania? Według tego, co piszą psychologowie... "porozmawiajcie poważnie o problemie" nie jest tutaj wyjściem, które cokolwiek naprawia. Takich rozmów było w ostatnim czasie bardzo dużo, każda kończyła się wyrzuceniem sobie tego, co zaczęło boleć. Sama nie wiem co powinnam w tym wypadku zrobić. Ta "przyjaciółka" jest dla mnie bardzo ważna. Nie wiem czy to wpływ "uzależnienia się" od jej osoby czy po prostu traktuje ją jak bliską mi osobę bez "uzależnienia". Zastanawiam się, co powinnam zrobić. Jak dać jej skutecznie do zrozumienia istotę jej problemu? Wbrew temu, że jest to "dziwna" relacja, jest dla mnie kimś bliskim i nie chciałam kończyć tej relacji. W sumie nie należę do osób, które rezygnują z kontaktów tak łatwo. Dodam także, że nie jest to jedynie przyjaźń, która opiera się tylko na internecie, bo spotkałyśmy się na żywo. Spędziłyśmy ze sobą w sumie sześć dni i wymieniałyśmy telefony, tkwiąc w długich rozmowach. Ja wspierałam ją, ona wspierała mnie. Wiem, to co piszę brzmi naprawdę śmiesznie. Żałosna sytuacja. Żałosny obraz przyjaźni. Jednakże chyba po prostu potrzebuje jakiegoś spojrzenia osoby z boku tego wszystkiego. Co uważacie i przede wszystkim - co powinnam dalej zrobić? :/ Jak odbudować stare kontakty, tak by ponownie odzyskać wiarygodność?
×