Skocz do zawartości
Nerwica.com

nvidialol

Użytkownik
  • Postów

    7
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez nvidialol

  1. Postanowiłam wszystko powiedzieć tej dziewczynie, nie wiem, może nie potrafię inaczej tego przerwać. Niech mnie znienawidzi, to dla mnie lepsze niż ma mi ciągle zawracać dupę. To jest metoda, jak dla mnie najlepsza, za mocno cierpię.
  2. tahela, wiem, że jakbyśmy do siebie wrócili, co w tej chwili wydaje mi się niemożliwe, ale cóż ... życie, to nie obejdzie się bez terapii. Ja teraz to już myślę tylko o sobie a nie o NAS. Wiem, że sama powinnam póść na terapię, bo jestem DDA i widzę jak to wpływa na moje życie. To rozstanie też mnie obciążyło psychicznie a to co się dzieje ostatnio to już w ogóle. Jestem strzępkiem nerwów. Nie mogę mu darować, że mąci mó sprkój, niech by sobie z nią był. Ja się nie prosiłam o żadne słowa typu chcę żebyś wróciła, to on mnie zaczepia co jakiś czas. Ja potem wracam so siebie a on znowu swoje. -- 07 lis 2013, 18:46 -- Zastanawie mnie po co on to wszystko robi, przecież ja nie każę mu rozstawać się z dziewczyną, nie nagabuję, sama się zastanawiam, czy moglibyśmy do siebie jeszcze wrócić, mam wątpliwośći, nie powidziałam mu nigdy że tak, bardzo chcę byśmy byli razem, to on mi wypala, że jej nie kocha, że jest głupia, że zachowuje się jak gówniara, że ma paskudny charakter i inne ble, ble ble. To on sam z siebie do mnie dzwoni, jęczy jaki jest nieszczęśliwy i prosi o spotkanie, żeby coś ustalić i pogadać, śle mi te bzdety i potem ja czytam jego czułe słówka do niej, napisane zaraz po tym jak mi opisze że byłam i będę największą miłością jego życia. Po co to wszystko, przecież może sobie z nią być i mieć święty spokój, możemy się rozwiaść i dależ żyć. A tak, ja się czuję oszukana, tracę do niego szacunek i nic dobrego z tego nie wynika. Wiem, że powinnam go olać i się nad tym nie zastanawiać, ale poprostu mnie to zastanawia. Może ktoś ma jakiś pomysł, bo przecież nie robi tego dla zgrywu. Płacze przy tym i wogóle, raczej nie sądzę, że czerpie z tego przyjemność.
  3. Ja tak się waham dlatego, że jak byliśmy razem to On mnie nigdy nie okłamywał, nie manipulował, zawsze mogłam na niego liczyć, zawsze był lojalny. Przynajmniej w tej kwestii nic nie nogę mu zarzucić. Kiedyś byliśmy ze sobą bardzo blisko, zanim zaczeło się psuć, ale nawet wtedy nie okłamywał mnie. Dlatego ciężko jest mi teraz oswoić się z myślą, że mnie okłamuje. To ja go zostawiłam, On bardzo to przeżył, ale nie straciliśmy w miare dobrych relacji. On zawsze mi się zwierzał i myśli, że teraz też może. Tyle, że teraz te jego zwierzenia to już wytwór chorego umysłu.
  4. Jak myślicie, powinnam powiedzieć wszystko tamtej dziewczynie, że to wszystko to manipulacja z jego strony i co on zamiarza. On mówi, że i tak z nią nie będzie ale musi "ją załatwić". To jakaś paranoja po co mnie w to wciąga. Nie ukrywam, że bardzo mnie korci.
  5. Ja czuję to wszystko co mi napisałyście, szczególnie co napisała MałaMi. Wiem, że gdyby naprawdę chciał nic by mu nie staneło na przeszkodzie. Wiem też że Ona mnie kochał naprawdę. Ja jego zresztą też. Nie napisałam, że w czasie naszego związku (co nie dziwi skoro trwał więcej niż połowę mojego życia) przecjodziłam chotrobę nowotworowę, były ciężkie chwile i On przy mnie był zawsze. Powiedział, że jak ja umrę to On też. Wtedy to nie były puste słowa. Wiem, że nie mógł mnie przestać kochać zupełnie, ale wiem też, że skoro się zakochał to w jego sercu było też miejsce dla kogoś innego. On jest strasznie pogubiony, zraniony bo to je odeszłam, ale najbardziej mnie martwi jego manipulacja. Nie można tak traktować ludzi.
  6. Dziękuję że ktoś przeczytał mój post. To wszystko jest naprawdę bardzo dziwne. Czuję się oszukana. On mi mówi, że ona dla niego nic nie znaczy potem ja czytam ten list i tam to ona jest najważniejsza. Ja nie wiem jak można tak kłamać, bo okłamuje albo mnie albo ją. Mówi, że to nieważne co napisał, żebym o tym zapomniała poczekała, że to tylko słowa i On ma ten swój plan zostawienia jej. Mówi, że chce złożyć pozwe rozwodowy, żeby ją uśpić i potem zerwać. Ludzie to jest chore. Nprawdę jestem załamana. Ja próbuję ułożyć sobie życie (wiem, że nie jest to łatwe, tak przekreślić to co było), ale próbuję. Nie wpieprzam się w jego życie, to On mnie ciągle niepokoi. Jak się do mnie odzywa to mówi, nie myśl, że już nic do ciebie nie czuję i potem to co miał mi oznajmić. Ja tak nie robię, chociaż też do niego coś czuję. Po głębszym zastanowieniu doszłam do wniosku, że On robi casting na :miłość swojego życia" On chyba nie jest pewny czy ona go kocha a mnie zna i wie jak potrwafię kochać, ona go niepokoi. Wiem że jest zimna i trochhę latawica, nawet nie trochę. On jest strasznie pogubiony emocjonalnie, niszczy go tamten związek a nie potrafi go przerwać. Tak jak ona była lekiem po naszym rozstaniu tak chyba teraz ja mam być lekiem na rozstanie z nią. On nie potrafi być sam, zresztą sam to mówi. On che złożyć pozew rozwodowy, żeby ona poczuła się pewnia bo ma nadzieje, że wtedy się otworzy będzie wiedział, że go kocha a może nie kocha, ważne że się dowie. Mi zawraca głowę, żeby móc ewentualnie do mnie wrócić i dlatego gada mi te wszystkie rzeczy żeby mnie znowu rozkochać w sobie i sprawdzić moją miłość. To jest straszne, ale ja nadal coś do niego czuję i boję się, że ciężko będzie mi o tym zapomnieć. Naprawdę jestem załamana. Czuję, że On jątrzy moją ranę. Mam ochotę jej wszystko powiedzieć, niech i ona wie w czym bierze udział. Myślicie, że powinnam. Ona nawet nie wie, że On się ze mną kontaktuje, Ona ciąle się mnie boi.
  7. Witam, pierwszy raz na forum. Joanna. Tyle tytułem wstępu. Pogubiłam się w tym wszystkim. Sprawa naprawdę trudna. Związek trwał 17 lat. Ja miałam 17 on 18 lat. Wielka miłość. Trwała wiele lat. On nerwowy, rodzina ja DDA. Wiele wycierpiałam z jego strony ale wiedziałam zawsze, że on mnie kocha. Po kilkunastu latach jego czepialstwa, chamstwa względem mnie, brakiem szacunku, ale również namiętnych wyznań wiem, że prawdziwych, emocjonalności, miłości, nastąpił KONIEC. Dodam, że wszyscy znajomi uważali nas za parę, która nigdy się nie rozstanie, mimo niepowodzeń. Ale ja przez kilka lat czułam się jak w klatce, ale nie złotej, tylko w takiej w której się trzyma "pieski na zarobek" . Wiem, że on mnie kochał ale miał problemy z emocjami, ja też, wiele porywów, upadków i wzlotów. Zawsze jednak mieliśmy poczucie, że jesteśmy dla siebie stworzeni. Naprawdę. Wiele by trzeba napisać, ale naprawdę tak było. No nie przez tych kilka ostatnich lat. Wtedy był koszmar, moja depresja i choroba nowotworowa, już nie byłam taka sama. Buntowałam się, dochodzili do tego jego nadopiekuńczy rodzice, oczywiście względem niego, nerwy, wiele stresu itp, załamania nerwowe, ale w głębi serca kochałam go, naprawdę, tylko nie umiałam już z nim żyć. W akcie desperacji poznałam kogoś, był spokojny, opiekuńczy, tolerancyjny, to czego mi było potrzeba. Nastąpił koniec. On walczył, ja nie chciałam już wrócić do tego co było. Ciężkie chwile. Po jakimś czasie on też kogoś poznał, zaczął związek. Zabolało, ale taka kolej rzeczy. Ja mam swój on swój. Spotykaliśmy się czasami, wiadomo wspólne sprawy. Nie dodałam, że jest to mój mąż, nie jesteśmy z sobą od około 1.5 roku. Więc kontakt był, formalny i nieformalny tzn. niby przyjacielskie rozmowy. On za każdym razem mówił, że ona nie jest dla niego, że poznał ją bo był zdesperowany itd, Dodam, że on na 39 lat ona 25, jakoś tak. Ja zaczęłam tęsknić, po tych jego "wyznaniach" o niej o naszej wcześniejszej relacji. Miłość się jednak nie wypalił, on też mówił, że tęskni, że jest mu źle. Ale nie powiedział, że zerwie, tylko że chce. Zrywy emocjonalne. Odpuściłam sobie, ona zawsze co jakiś czas się odzywał, z tym samym tekstem, że z nikim już nie będzie mu tak samo, ale nic za tym nie szło. Było tak wiele razy, ja się rozbudzałam z uczuciami on "salwował się ucieczką" Ostatnio zostałam zdruzgotana emocjonalnie i pogubiona. Spotkaliśmy się, wcześniej rozmawialismy przez telefon. On twierdził, że koniec to już kwestia czasu, ma już dość, nie kocha jej, jest do bani. Na spotkaniu rozważania, że może wrócimy do siebie, że nigdy nie poczujemy do nikogo tego co czuliśmy do siebie. Byłam pozytywnie nastawiona, z jakąś wiarą, że może jednak, ale bałam sie, bo on już tak się deklarował a potem jednak nie. Teraz to już miał być sprawa z nimi przegrana, ona się całowała z jakimś kolesiem na imprezie po ich kłótni, powiedział mi o tym na tym właśnie spotkaniu. Powiedział, że chce jej dać nauczkę i z nią zerwać. Potem przeczytałam list, który on napisał do niej, miłosny, bardzo miłosny. Wcześniej napisał do mnie, że jestem miłością jego życia i zawsze będę, potem tego samego dnia pojechał do knajpy w której ona była i przyłapał ją na tym całowaniu się . Potem dzwonił do mnie (nie chwilę od razu, po prostu po tym incydencie) mówił mi tylko, że teraz coraz bardziej jest pewny tej decyzji nie był za bardzo wkurzony (jak ja bym to zrobiła, to chyba by mnie "zabił", dodam, że byliśmy ze sobą 17 lat więc poznałam go) Na ostatnim spotkaniu, jak przeczytałam ten list przedstawił mi plan zostawienia jej, jak dla mnie za bardzo zawiły, jak na sytuację "nie kocham jej, mam dość" po co te ciągłe rozmowy, typu porozmawiam z nią sprawdzę jak się zachowa, co powie itp. Ja się w końcu wkurwiłam porządnie, powiedziałam, że skoro on nie umie to ja go wyręczę i zakończę ten związek z nią. Wtedy panika, że on chce to zrobić po swojemu, zgodnie z jego planem, ale to już przesądzone. Po prosu on musi, się przekonać, że my możemy wrócić do siebie naprawdę, żeby było jak wcześniej, przed tymi 5 latami "kryzysu", ale nie wie czy to możliwe a nie chce być sam, bo zwariuje, tak jak po tym jak go zostawiłam. Zapewnia mnie, że z nią koniec daje mi nadzieje i potem jedzie do niej na kolejną rozmowę, która może być już ostatnia. Ja wiem jak to brzmi, paranoja ale zauważcie 17 lat ze sobą, wielka miłość, naprawdę tak było na początku. I to, że ja wiem, że w głębi serca to była jedyna moja miłość. Co myślą osoby które to przeczytały, jeśli takie się znajdę.
×