Skocz do zawartości
Nerwica.com

daw_sam

Użytkownik
  • Postów

    15
  • Dołączył

Osiągnięcia daw_sam

  1. To znowu ja. Nie miałem co robić w pociągu i tak sobie czytałem forum i mi się przypomniał mój dawny temat. I chciałbym się podzielić z Wami moimi odczuciami po latach no i co tam się mniej więcej działo w sferze związków u mnie. Otóż rany długo się goiły, no może nie jakoś bardzo długo ale z pół roku to była dla mnie męczarnia, czułem się tak jak to pisałem w moich poprzednich postach- ciągła nadzieja, płacz itp. Potem zacząłem wychodzić z kokona, że tak to nazwę, w którym byłem przez cały nasz związek. Chodzi mi tu bardziej o przemianę samego siebie. Zauważyłem jak bardzo dziwnym człowiekiem byłem. Klapki na oczach- tylko moja była mnie obchodziła, a każdy facet z którym pisala, rozmawiała powodował u mnie ogromną zazdrość. Nie rozmawiałem prawie z nikim tylko z nią i moim byłym przyjacielem- wtedy teraźniejszym. Byłem bardzo ograniczonym człowiekiem i zamkniętym w sobie, bez własnego zdania na jakikolwiek temat. Po tym wyjściu z kokona zacząłem rozmawiać ze swoją siostrą, z którą przez całe te lata prawie nie rozmawiałem, bo nie czułem takiej potrzeby i nie wiedziałem nawet jak. Zacząłem wychodzić ze znajomymi, poznawać ludzi, koleżanki. Miałem pewien epizod z dziewczyną, która poszła w tango z moim przyjacielem. Ale to była krótka znajomość i szczerze miałem to gdzieś, ale na ziomku się mega zawiodłem. I ogólnie było wszystko fajnie, czułem się lubiany i zauważany. Później pojawiła się kolejna dziewczyna, z którą jestem do teraz, niedługo 5 lat nam mija. Zdrowy związek, bez uzależnienia, bez chorobliwej zazdrości, z obustronnym wsparciem no i ogólnie fajnie jest. Na wiosnę zaręczyny :D. Trzymajcie się tam wszyscy porzuceni, zacznijcie korzystać z tego co dało wam życie, wychodźcie do ludzi i cieszcie się każda chwila, bo nie na jednej dziewczynie/chlopaku świat się kończy.
  2. No i znowu ja. Nie chcę żadnej rady ani nic, możecie napisać co o Tym myślicie. Jakoś tak miesiąc po tym jak do mnie pisała i powiedziałem jej żeby dała sobie spokój znowu się zaczęło, z tym, że teraz było to coś w stylu "Prosze spotkajmy się, musimy pogadać" ryk, i inne takie pierdoły. Spotkaliśmy się, płakała, płakała coś tam gadała o próbowaniu, o tym, że poznała wielu ludzi i ja najlepszy, chłopiec od gitary to dupek i manipulant. Myślę sobię: może zmądrzała, dam jej czasu troszke, może zawalczy albo coś. Chuja XD!. Wczoraj się dowiedziałem, że jest z chłopcem od gitary. End of story. Całe szczęścię, że już się zdążyłem uodpornić na nią, bo byłoby kiepsko xP Nawet chyba dzięki temu jest mi lepiej, brak chorych nadziei. Ale cholernie mnie zawiodła, nie wiem jak można tak nisko moralnie upaść, wcześniej była dla mnie definicją dobroci. Różnie to bywa z ludźmi
  3. Dużo ostatnio myślałem o tym, rozmawiałem z ludźmi, którzy starają się dać mi jakąś radę. Przez kilka dni sie do mnie nie odzywała teraz, troche ostro ją ostatnio potraktowałem jak pisała do mnie. Następnym razem jeżeli coś napisze, przejdę sie do niej i powiem żeby sobie odpuściła Ostatnio jest ze mną lepiej ale też często mam poczucie bliskości i potrzebe jakiegoś ciepła, tego, że na kimś mi zależy. Mam nadzieję, że znajdę kiedyś swoje zagubione szczęście i spokój. Jeżeli coś dalej będzie się działo będę pisał. Dzięki wam za otworzenie w pewnym stopniu oczów.
  4. Witam, trochę odkopię temat. Zerwaliśmy jakoś kilka dni po moim ostatnim poście. Chciała się ze mną spotykać, czasami pisać, wiem, że mnie lubi. Nie mieliśmy kontakty przez miesiąc, 2 tygodnie przechodziłem tragicznie, później było troszkę lepiej, po miesiącu do mnie napisała. "Co tam? jak tam studia" inne duperele, chciała sie spotkać, pogadać, nie zgodziłem się- za bardzo sie bałem. znowu krótki urwanie kontaktu. "Wesołych świąt, co tam?". Trochę pisaliśmy, teraz pisze do mnie prawie codziennie, robi mi głupią nadzieję. Wiem o tym, że w jej życiu jest inny chłopak, chłopak który z każdą dziewczyną się liże, miesza jej w głowie, ale nie chce żadnego związku, nie wiem, ja na takich mówię frajer . Zaprosiła mnie na obiad, mówi do mnie, że "chciałaby żebyśmy się poznali na nowo" i inne tego typu wiadomości, które robią mi wielką nadzieję. Nie wiem, czy ona jest kompletnie nieświadoma tego, że może mi znowu wbić nóż w serce czy po prostu ma to gdzieś i dla niej liczy się tylko jej szczęście i boi się, że w końcu nikt jej nie zostanie i gram tutaj rolę deski ratunkowej. Lubię ją, lubię spędzać z nią czas, możliwe, że nadal ją kocham, choć wiem, że nie powinienem, ale cóż... Każde moje działanie które planuję zrobić wiąże się z podświadomą nadzieją "może zrozumie co straciła i jak głupie teraz postępuje". Chciałbym ruszyć jakoś na przód, może przestać mieć złudną nadzieję. Chcę z nią porozmawiać, powiedzieć jej, żeby przestała robić mi z mózgu galaretkę dała sobie ze mną spokój raz na zawsze i skonczyła te swoje głupie gierki. Ale tu znowu rodzi sie nadzieja "wymięknie, powie, że mnie kocha i będzie jak kiedyś""po jakimś czasie zrozumie i wróci". Każdy mi mówi "olej ją". Nawet jej najlepsza przyjaciółka, która pomagała mi przez to wszystko przejść a wcześniej starała się jakoś naprawić nasz związek. Jednak takie olanie też rodzi we mnie nadzieje. Boję się, że w przyszłości będę miał problemy z innymi związkami z uwagi tego, że nigdy nic nie wskazywało na to co się stało, było stabilnie jak cholera, zero wzmianek o rozstaniu, oboje byliśmy pewni. Bardzo się zmieniłem po jej stracie, zgasłem. Jedyne na co mam ochote to spanie, bierność i oglądanie seriali. Kilka pytań do was: 1. Czy taka nadzieja to coś z czym muszę w jakiś sposób walczyć? 2. Czego ona ode mnie chce? (chociaż możliwe, że ona sama tego nie wie) 3. Przejdzie samo?
  5. Może masz racje. Może za bardzo mi zależy, jestem okropnie stały w uczuciach, dlatego tak to przeżywam może.
  6. W poniedziałek będziemy rozmawiać, prawdopodobnie to już jest koniec. Jednak męczy mnie ciągle to, że czuję to, że ona oszukuje sama siebie, bo już wcześniej nie chciała abyśmy sie przytulali ani nic takiego bo wtedy chce do mnie wrócić a wie, że tak nie może myśleć, nie wiem czemu ale czuję, że ona robi to trochę wbrew sobie, albo się mylę. Mógłby mi ktoś pomóc to zrozumieć? Bo ja za cholere nie jestem w stanie tego pojąć nawet jak wytężam swoje wszystkie szare komórki.
  7. Dlaczego tak sądzisz? Gdyby mnie nie chciała to by mnie zostawiła i już... Wiele razy mi mówi, że ma takie chwile, gdzie chciałaby po prostu powiedziedzieć "wróćmy już do siebie". Myślisz, że ona robi mi nadzieję, żeby mnie jeszcze bardziej zabolało? Nie jest taka, uwierz mi
  8. To znowu ja. Nadal mamy przerwę, ona chce, by czuła, że jestem jej przyjacielem a nie chłopakiem, chce sprawdzić czy nadal pociągam ją jako mężczyzna. Dobrze nam się rozmawia, nie jest to przerwa taka, że udajemy jakbyśmy się nie znali. Piszemy codziennie, czasami spotykami sie na jakiś wspólny wypad, jednak jest to teraz takie typowo przyjacielskie, podczas tych spotkań i rozmów muszę w sobie tłumić wszystkie moje uczucia. Bardzo dobrze mi się z nią rozmawia, dogadujemy się, jednak, gdy czasami rozmowa jakoś zchodzi na temat tego co między nami się dzieję i czasami widzę jej brak zaangażowania to czuję sie strasznie, brakuje mi "tego czegoś" czyli wspacia z jej strony, poczucia tego, że jestem jej potrzebny, jednak czasami jak o tym rozmawiamy, ona mi mówi, że ma takie chwile, że na 100% do mnie wróci i nie wyobraża sobie życia z kimś innym, ale mówi, że teraz potrzebuje troche czasu aby być sama. Mój stan jest chyba dość ciężki, funkcjonuję w miarę normalnie, poza tym, że wszystko odkładam prawie. Ale czasami jak mnie złapie dół to jest w cholerę ciężko. Boję się, że przez to robienie sobie nadziei, że wszystko będzie dobrze, będzie mi bardzo ciężko po rozstaniu ale z drugiej strony myślę, że będzie mi sie łatwiej pozbierać, bo teraz podświadomie czuję, że to ona mi powinna teraz pomóc i tylko ona da rade, po rozstaniu będę wiedział, że mogę liczyć tylko na siebie, natomiast jak byśmy do siebie wrócili, to myślę, że ona pomogła by mi troche pomóc, tyle mi wystarczy aby dalej dążyć do tego, żeby coś ze sobą zrobić, znaleźć jakieś hobby. W tym momencie niestety nie dam rady chyba, potrzebuje jakiegoś kopa, taki jestem.
  9. Od trzech dni mamy "przerwę", gdyż moja kochana dziewczyna zastanawia się czy mnie kocha czy po prostu to było przywiązanie. Każdy, kto ją znał, mówi, że strasznie się zmieniła i myśli teraz tylko o sobie i swoim szczęściu. Dam jej jeszcze troche czasu, może to tylko taki chwilowy zachwyt, ale jeżeli nie to czas to zakończyć i to jak najszybciej Pozdrawiam wszystkie szczęsliwe pary, niech was takie coś nie spotka.
  10. Wiem, że coś z tym trzeba zrobić, wiem, że tak będzie lepiej ale jakoś nie potrafię zaakceptować tej zmiany, chciałbym aby było jak kiedyś lecz wiem, że tak by było gdyby nagle ona straciła wszystkich i miała tylko mnie a nie chce żeby znowu miała depresje. Chciałbym znaleźć jakiś złoty środek, gdzie i jej i mi będzie dobrze.
  11. Mam nadzieję, że wszystko będzie dobrze, staram się teraz jak cholera, nie chce jej stracić, jak coś się będzie zmieniać to na pewno o tym napiszę, byćmoże jutro coś napiszę po rozmowię, która jest poprzedzona dniem wolności na zastanowienie sie co z tym dalej robić. Tak bardzo jej pragnę....
  12. Wczoraj trochę pisałem z dawnymi znajomymi, trochę mi było lepiej. Dzisiaj z dziewczyną postanowiliśmy, że nie mamy ze sobą w ogóle kontaktu i mam się zająć sobą, byłoby dobrze, gdybym tylko rano nie przeczytal smsów (wiem, że zachowałem sie jak ostatnia świnia), które moja dziewczyna pisała ze swoją przyjaćiółką, w których pisała, że imponuje jej pewien chłopak, grał jej na gitarze i pokazywał wiersze. Ogólnie to prawie całe dnie moja dziewczyna z nim czas, jednak mam teraz tak namieszane w głowie bo ten chłopak pisze już z jakąś dziewczyna i ma nadzieje na coś z nią. Powiedziałem mojej dziewczynie o smsach to mi powiedziała, że to tylko dlatego, że tak sobie pisze z koleżanką i to wyolbrzymia i to tak bardziej dla jaj. Teraz doszedł strach przed utraceniem jej. Potrzebuję jakiejś obiektywnej opinii o tym bo sam nie dam rady. Na psychologa mnie niestety nie stać. Dziś po basenie też troche rozmawiałem z ludzmi, poznałem fajnego kolege, będę dalej coś próbować, ale zacznę od małych kroków. Wiem, że to troche wygląda jak historyjka smutnie zakochanej 13-latki.
  13. Nie wiem czy potrafię, nie umiem sobie jakoś tego wyobrazić, w każdej mojej myśli pojawia się ona, nie wyobrażam sobie abym mógł coś robić sam i żeby sprawiało mi to radość.
  14. Wydaje mi się, że jestem od niej całkowicie uzależniony, szczęście sprawia mi tylko sprawianie szczęścia jej oraz sytuacje, gdy czuję, że jestem jej potrzebny. Chciałbym się czymś zająć, może kogoś poznać nowego ale mam jakąś wewnętrzną blokadę, która mi na to nie pozwala.
  15. Witam. Z moją dziewczyną jesteśmy od 2.5 roku, poznaliśmy się na początku liceum,(jesteśmy z tej samej klasy) bywały momenty gorsze i lepsze. Od 3 tygodni zaczęliśmy studiować, wyjechaliśmy z naszego rodzinnego miasta. Strasznie chcieliśmy ze mną razem zamieszkać, jednak w pierwszym miesciacu bylismy zmuszenie do mieszkania w osobnych akademikach. Już w pierwszych dniach czułem sie przytłoczony nowym miejscem, oddaleniem od rodziny i takie tam, jednak miałem ją i to mi bardzo pomagało. Od jakiegoś tygodnia zaczeliśmy się od siebie oddalać, ona znalazła już sobie znajomych z kierunku, ja natomiast zostałem sam, nigdy nie lubilem zawierać nowych znajomoścy, raczej skupiam się na kilku osobach i to mi wystarczało. Teraz, gdy pojawia się temat szukania razem stancji ona nie chce, mówiąc, że musi sie wyszaleć, gdyż w przeszłości była ograniczana przez swoich rodziców. Pomimo tego, że spędzamy ze sobą wiecej czasu niż ostatnio, brakuje mi jej dawniej niż wtedy, gdy spotykaliśmy się raz na tydzien, może troche częściej. Zawsze ja miałem tylko ją a ona tylko mnie. Teraz czuję sie jej strasznie niepotrzebny, caly dzień mam łzy w oczach, nie chce mi sie nic jeść, nic mi sie nie chce. Moja dziewczyna radzi mi, żebym znalazł sobie jakichś znajomych i się czymś zajął, ale ja nie potrafie, nic mnie nie interesuje, straciłem całą moją chęć do życia. Wiem, że teraz dla mojej dziewczyny jestem bardziej ciężarem, w przeciwienstwie do wcześniejszych lat, gdy byłem jej jedynym wsparciem. W naszym związku nie ma już czułości, romantycznych chwil, jest tylko mój płacz i jej denerwowanie się na mnie. Rozmawiałem z nią o tym bardzo otwarcie, wie co się ze mną dzieje, jednak ani ona ani ja nie wiemy, co z tym zrobić, nie chciałbym szukać psychologa. Proszę tylko o jakąś radę, wskazówkę, cokolwiek. Przepraszam za chaos oraz za to, że może to być dla was niezrozumiałe.
×