Nie wiem od czego zacząć. Nigdy nie pisałam na tego typu forach. Prawdę mówiąc w ogóle nigdy się nikomu nie żalę, to inni żalą się mi, gdyż uchodzę za bardzo silną psychicznie osobę, co nie jest niestety prawdą. W skrócie, jestem niechcianym dzieckiem. Mama urodziła mnie w wieku 40 lat, nie chciała mnie, więc jej matka zorganizowała aborcję. Tato długo się nie zgadzał, ze względu na to, że jest bardzo wierzącym katolikiem, ale w końcu uległ, po czym kategorycznie zabronił aborcji, bo okazało się, że mam być synem. Niestety, urodziłam się ja, dziewczynka, przez co tato wybiegł ze szpitala i upił się, a mama załamała się. Później było tylko gorzej, mama popadła w alkoholizm, a tato ciężko zachorował. Byłam zaniedbanym dzieckiem, zazwyczaj bardzo głodnym. Nikt tego nie zauważał, bo z pozoru moja rodzina była normalna. Z pozoru... Odkąd pamiętam, usilnie szukam miłości. Jako dziecko miałam napady szału, myślę, że chciałam nimi zwrócić na siebie uwagę, ale w rezultacie wywoływało to gniew u osób, które przebywały w moim towarzystwie. Już w wieku 15 lat miałam pierwszego chłopaka, który po kilku dniach znajomości zgwałcił mnie w moim własnym pokoju (rodziców nie było w domu). To był dla mnie tak ogromny szok, że wyparłam tą całą sytuację ze świadomości i bardzo szybko znalazłam sobie drugiego chłopaka. Byliśmy ze sobą rok, przez ten czas nie byłam w stanie uprawiać z nim seksu. On nalegał, a ja się zgadzałam i za chwilę odmawiałam, cały czas nie byłam pewna, aż w końcu nie wytrzymał i zrobił to samo, co poprzedni. Wtedy postanowiłam popełnić samobójstwo, z perspektywy czasu myślę, że tak naprawdę chciałam zwrócić na siebie uwagę. Otrzymałam pomoc psychologiczną i psychiatryczną, której skutkiem była kolejna próba samobójcza, połknęłam całe opakowanie psychotropów. Potem oczywiście nadal korzystałam z psychoterapii, aż do czasu, kiedy poznałam pewną dziewczynę. Szybko się zaprzyjaźniłyśmy i tak oto wciągnęła mnie w świat prostytucji. Na szczęście, szybko z tego uciekłam i postanowiłam wziąć się w garść i ułożyć sobie życie. Poznałam wspaniałego mężczyznę, z którym jestem ponad 10 lat i... no właśnie, dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że uważałam go za wspaniałego, bo nie robił mi fizycznej krzywdy, a w rzeczywistości jest wobec mnie obojętny już od dłuższego czasu. Nie pyta mnie, co u mnie, a kiedy sama opowiadam, nie słucha. Zaczęłam się czuć zupełnie tak samo, jak wtedy kiedy byłam dzieckiem -odepchnięta i niechciana. On z kolei mówi, że o męczę. Czy to normalne u DDA? Może po prostu robię z igły widły? Tak bardzo chciałabym z kimś porozmawiać...