Skocz do zawartości
Nerwica.com

PrzegrałemZycie

Użytkownik
  • Postów

    12
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez PrzegrałemZycie

  1. Witajcie, słowem wstępu kiedyś pisałem tu wątek o tym, że przegrałem życie http://www.nerwica.com/popadam-w-depresje-chce-sie-wygadac-t45579.html... było to przed zdaniem matury i egz. zawodowego. Nie wiem czy o tym wspominałem. Otóż zdałem maturę o dziwo (podobno wyniki w miarę ok) zdawalem same podstawy ale to mniej istotne. Egzamin zawodowy również zaliczony tak więc mam teraz średnie wykształcenie techniczne. Po skończeniu szkoły zrobiłem operację na którą czekałem rok, a mentalnie całe życie ale z moim szczęściem nie obyło się bez komplikacji, lekarze mówili że mam pecha i taki przypadek jest jednym na 1000. Liczyłem, że po operacji (po korekcji wady która jak myślalem była jedną z przyczyn mojej niskiej samooceny i strachu o czym pozniej) życie zmieni się diametralnie o 180°. Co było oczywiście głupie i narodziło tylko w mojej głowie mylny obraz idealnego życia PO... nabranie pewności siebie itp. W szpitalu po operacji 2h po przebudzeniu dowiedziałem się, że matura jest zdana, przez chwilę się cieszylem ale po całkowitym 'wytrzezwieniu' z narkozy stwierdziłem: super, zdałem i co z tego? skoro nie mam planu na życie. Dni w szpitalu mijaly ciężko, zdawało by się, że powinienem się cieszyć kiedy ja w sobie tłumię emocje od dobrych paru lat. Dla niektórych wyda się śmieszne, że tak przejmuje się szkoła i ja to rozumiem ale kto nie martwi się o swoją przyszłość? W sumie ja się nie martwię tylko jestem nią załamany. Ludzie pytają czy mam jakiś problem, martwią się podobno, nie potrafię się śmiać czy cieszyć. Mogę pisać i pisać bez końca co jest dziwne i jest totalnym moim przeciwienstwem poza wirtualnym życiem gdzie potrafię naprawdę lać wode a w realnym jestem zwykłym nudziarzem który tylko stoi i słucha kto co ma do powiedzenia, poczucie humoru mi zanikło, a raczej nigdy takowego nie mialem, zanudzam ludzi swoją osobą przez co nie mam ani przyjaciół ani kolegów/koleżanek. Idąc aktualnie na studia myślałem, że "to może być to" tzn. droga do rozwiązania mojej nieśmiałości(?) a może lepsze slowo to aspołecznosc? Ale nawet jak do kogoś uda mi się "zagadać" to jak wyżej tematów brakuje po minucie, rozmowa o ile można to tak nazwać 'jest bo jest' zdaje mi sie ze ktos odpowiada raczej z grzecznosci, a w myślach mowi niech juz ten gosc sobie idzie (jak z kimś nowym ze szkoly ide to panuje niezreczna cisza) mam chyba cichy charakter. Studia o których wspomniałem znalazłem w nocy tzn. wrocilem ze szpitala poźnym wieczorem, a rano juz skladalem papiery. Wybrałem niszowy kierunek - tutaj adnotacja; w sieci, a glownie w opisywaniu epizodow z mojego zycia staram sie unikac faktow po ktorych ktos znajomy moglby mnie zdemaskowac - dziwne? nie mam pojecia ale tak czuję sie bezpieczniej. Poszedłem więc na niszowy kierunek na którym myślalem, że dam rade. Ale pierwszy tydzień i wykłady zbiły mnie z nóg, jezu jakie ja mam zaległości! Od razu pierwsza mysl ktora mi przyszla do glowy - zrezygnowac, to nie dla mnie. Tak na prawdę od kilku lat chodze przybity, nie wychodze do zadnych klubow, znajomych itp. Nawet na imprezach rodzinnych siedze cicho za stolem w oczekiwaniu na koniec. Sam nie wiem gdzie szukać przyczyny. Jestem materialistą, czy to choroba? Szkoda mi kazdej wydanej złotowki, procz wydanej na pasje (w sumiee chorobe) ktora to jedyna daje mi usmiech na twarzy ale tez jest kosztowną zabawą. Ostatnio myślę juz tylko o tym by znaleźć jakakolwiek prace byle by realizowac marzenia, ale czuję ze wtedy bede żalowal rezygnacji ze szkoly mimo iz wiem ze to nie dla mnie, tak... NIE CHCE MI SIE UCZYC. I rady "to niech ci sie zachce" mnie totalnie nie przekonują. Kiedyś czulem stres przed matura, wiedzialem ze to ważny egzamin dojrzalosci, dosc szybko mi przeszło i na sama mature poszedłem "z marszu". Bez przygotowania, jak to młodzież teraz mówi "mam wyje**ne" :) Na studiach teoretycznie sa osoby ze slabszymi wynikami ode mnie, ale wiekszosc jest tych lepszych, głupio mi siedziec na wykladzie, kiedy ja nic nie rozumiem a inni wszystko łapią ot tak. Wypalilem się? Do tego np. jezyk angielski, gdzie slysze na korytarzu ile to osob zdawalo rozszerzenie i uznalo je za latwe... Czy ja jestem taki tępy? Niedlugo mamy mieć autoprezentację z moją aspolecznonieśmialą osobą to jest katorga. W sumie od pewnego czasu jak pisalem zalezy mi tylko na jednym realizacji, a jak widzę ludzi na studiach, rozgadanych, śmialych, chetnych do nauki to na prawde opuszczaja mnie sily i chodze przygnebiony... Na koniec napisze ze nie wiem w sumie po co to z siebie wyrzucilem - tak mi lżej, choc mase faktow pominalem, reszte zapomnialem - pewnie istotne ale mniejsza. Pisze bardzo chaotycznie wiem o tym, ale to przyplyw emocji i piszę wszystko jednym ciągiem nie czytając tego. Pozdrawiam - Student
  2. Rozumiem, że jeszcze dużo przede mną Ale czas wyboru szkoły, nie chcę odwlec wyboru rok bo wiem, że powrót byłby cięzki do zrealizowania o ile nawet nie niemożliwy Tak tak, lepiej nie iść wcale niż mam iść na szybko, poza tym studia nie są potrzebne do pracy. Dziwne ale ja czuję taką potrzebę by iść Znajomości nie mam, wiec po technikum bez umiejętności nikt mnie nie zatrudni. Mam nadzieje, że niektorzy rozumieją
  3. Medycyna odpada 19 lat młody wiek ale na to już za późno, za wysokie progi. Nie sugeruję się niczyją opinią, jestem indywidualistą, introwertykiem, mam swoje zdanie. Niestety w tym kraju (nie mam pewności jak za granicami) z mojego hobby ciężko wyżyć, zwłaszcza takiemu 'szaraczkowi' jak ja. Szukam więc alternatywy, mam trochę żal do siebie, że za młodu nie dążyłem do jakichś celów, poszerzania zainteresowań, byłem ograniczany, a dziś? Umiem parę rzeczy po łebkach, bez żadnych specjalności, szczególnych zdolności czy talentów. Dzięki za wsparcie :)
  4. Wiem, że mam w sobie coś z materialisty ale cóż... chyba każdy chce godnie żyć, ja nie widzę w tym nic złego.
  5. Witajcie, problem dosyć prosty dla niektórych, dla innych staje sie utrapieniem i obsesją tak jak u mnie. Nie wiem czy uda mi się napisać posta krócej, a nie jak poprzedni mój wątek Nie daje mi to spać po nocach i pogłębia mój dołek emocjonalny więc wolę to napisać, ot tak. Od 2 lat jak posiadam depresję (tak mi się wydaje) zastanawiam się gdzie iśc dalej do szkoły? co chce robić w życiu? kim być w przyszłości? Domyślam się, że nie ja jeden taki problem posiadam z tym, że czas mnie goni (19 lat na karku, matura w tym roku). Tutaj powiem, że kończę technikum informatyczne, tat szkola chyba była jednym z większych błędów w moim życiu, poszedłem bo w zasadzie nie miałem gdzie iść, a ta stosunkowo blisko i swojego czasu przy wybieraniu średniej szkoły (w gimnazjum) byłem raczej z tych lepszych 'komputerowcow', jednak po 3 latach technikum myślę, że to nie dla mnie, minąłem się z powołaniem. Wiele osób mówi, żeby robić to co się lubi, co sprawia przyjemność... Nie jest to takie łatwe. Zainteresowaniami za bardzo kierować się nie mogę, lubię motoryzację (wszelakiej maści) kocham motocykle od małego, miałem już sztuk kilka, są moją pasją - pierwsza myśl warsztat motocyklowy, ale nie mam wystarczającej wiedzy na ten temat no i wiadomo, funduszy. Podobnie jest z informatyką, niby umiem więcej niż przeciętny Kowalski ale to ciągle za mało na kierunke informatyczny studiów (tak mi się wydaje). Nawiazując do informatyki, wydaje mi się, że "wypadało" by kontynuować to co zacząłem tzn. po technikum status informatyka, więc dalej iść w tym samym kierunku. Przemioty maturalne na razie mam same podstawowe (ostatni tydzień na dodanie/wykreślenie). Przez moją głowe przewijają się skrajne kierunki studiów w zawrotnych ilościach. Tanatolog, Tanatopraktor (jestem dziwny, nie odrzucają mnie te zawody, wręcz przeciwnie), protetyk, dentysta przez inne które mi teraz uciekły z głowy. Nawet nie wiem jakie przedmioty musiałbym zdawać (z moim zapałem to i tak ciężko) medycyna odrazu odpada, wiadomo. Myślalem o policji, nie wiem czy mam jakiekolwiek szanse. Zostaję "ostatnia deska" tzn. myslalem nad ratownikiem i zawodowym kierowcą, ale to szczyt moich marzeń nie jest, zwłaszcza, że hobby mam kosztowne, a wiązanie ledwo końca z końcem nie jest godnym życiem w mojej opini. Cięzki wybór, pisane "na spontanie" więc niektórzy mogli zwątpić co do mojego wieku heh:)
  6. Wyobrazenie o lekach mam inne, potrafia leczyc przeziebienie ale zmiany emocjonalne? w glowie? hmm brzmi wlasnie jak abstrakcja @grsec mam identyczne zdanie, w zasadzie czuje sie jakbym to ja pisal... pojecie "zycie jest w twoich rekach" jest kompletna abstrakcja i tylko prowadzi do frustracji dokladnie, prosta 'diagnoza' ale jakos na mnie bardziej negatywnie dziala niz motywuje do dzialania
  7. Skoro to ma mi pomóc... Przed psychiatra mimo, ze nie pije bede musial "na odwage" Leki co maja za zadania wskórac? Pytam z ciekawosci, ze tak powiem "na co'' one sa
  8. Psychiatra, leki, terapia... zaczynam naprawde czuc sie jak hmm cpun ( zle slowo ale synonimu brak ). Leki naprawde cudownie pomoga?
  9. I takie zdanie mnie wystarczająco demotywuje. Nie chce wszystkiego od zaraz, od już ale perspektywa kilku lat hmm brzmi zatrważająco i totalnie mnie zniechęca. Psycholog, psychiatra czy to pomoże? Nie doradzi, wygadam się i to wszystko, o ile w ogóle byłbym w stanie się otworzyć przed nim. Jeśli już połowę faktów bym pominął by ukrócić wizytę do minimum. Bez porównan z forum, tutaj wiem ze jestem anonimowy, z ta swiadomoscia latwiej pisac.
  10. Nie szukam powodu dla NIE ratowania życia, chciałbym je zmienić lecz jak wiadomo nie wszystko się da. Zgadzam się z kolegą po całości
  11. Wielkie dzięki za odzew Nie ukrywam, że liczyłem na krytykę z miejsca Była taka rozmowa, pedagog rozłożył ręce. Nie lubię tak w 4 oczy opowiadać o intymnych wręcz dla mnie rzeczach. Nie dam rady się skupić, jakoś nie ciągnie mnie do tego Hobby mam lecz... drogie, aktualnie nie stać mnie na nie, nie zanosi się na zmiany. Czytam jakieś artykuły nie mające nijakiego sensu w większości, oglądam YT i inne. w zasadzie sam nie wiem jak szybko i gdzie ten czas się ulatnia. Ale nadmienię, że nie jestem stereotypowym grającym maniakiem, gdybym tylko miał możliwość oderwania się... @Atalanta Dzięki jeszcze raz Może ktoś mnie zrozumie
  12. Witajcie W sumie nie wiem od czego zacząć i po co tak właściwie to piszę, nie wiem czy to szukanie pomocy czy może chęć poużalania się nad sobą, a może po prostu wygadania się. Nie jestem w stanie określić swojego „problemu”, ciężko jest go jasno sprecyzować. Dodam na początku, że humanista ze mnie żaden do tego tekst który czytacie ( zapewne: JESZCZE CZYTACIE ) jest pisany z głowy na bieżąco po prostu spontanicznie dlatego też przepraszam za wszelkiego rodzaju błędy. //Podchodzę do pisania drugi raz//. Wypadało by powiedzieć słowem wstępu coś o sobie** tak więc, jestem 19 letnim spokojnym, opanowanym i raczej cichym chłopakiem mieszkającym w małej miejscowości, chodzę do 4 klasy szkoły średniej – klasy maturalnej ( kierunek raczej nie dla mnie, jak to mówię minąłem się z powołaniem – informatyka ), moją pasją są samochody ale to wydaje mi się mało istotne :) Ostatnie dwa lata w moim życiu minęły nad wyraz szybko, jak mrugnięcie oka… do teraz doskonale pamiętam wydarzenia z ubiegłych wakacji, roku szkolnego czy też sylwestra ( o czym potem ) jakby to miało miejsce ledwie kilka dni wstecz. Stało się tak bowiem myślę, dużo myślę…bardzo dużo myślę jak to mówią „o wszystkim i o niczym” ale nie są to w każdym bądź razie optymistyczne myśli, bo wydaje mi się ( tak, znów WYDAJE MI się, niczego nie jestem pewien), że jestem z natury pesymistą, a może realistą? Sam już nie wiem. Ahh myślę, że warto dodać dlaczego nie podałem swojego imienia na początku wypowiedzi? Ano dlatego, że jestem cholernie nieśmiały, w zasadzie nie wiem czy to jest jeszcze nieśmiałość czy już fobia społeczna. **Po przemyśleniu stwierdziłem, że się jednak NIE ujawnię kierując się myślą, że ktoś znajomy może rozpozna moją osobę ( dla niektórych to głupie ), tak samo moja pasja/hobby o którym wspominałem powyżej. Nieśmiałość… myślę, że to jeden z głównych punktów mojej depresji… Tak! Miałem, a raczej mam nadal depresję, myśli samobójcze, nawet „plan” jak skończyć o którym myślę lepiej będzie gdy nie napiszę, oczywiście jest dość „tchórzowski” jak cała moja persona. Nieśmiałość tak mocno się udziela, jest tak dokuczająca, że nie potrafię załatwić podstawowych spraw, mam nawet problemy by spokojnie zrobić zakupy w sklepie, nawet samoobsługowym ( tu może przesadzam ale przy kasie czuję przyspieszone bicie serducha i drżenie głosu , plączę się rozmawiając przez telefon, a w szkole gdy mam coś powiedzieć przy np. odpowiedzi pocą mi się ręce i serce podchodzi do gardła. O jakichkolwiek występach publicznych czy innych wygłoszeniach nie ma w ogóle mowy, zadukałbym się na śmierć i został pewnie wyśmiany– zawsze podziwiałem i zazdrościłem jednocześnie ludziom śmiałości i ogółem swobody w każdej sytuacji. O relacjach damsko męskich nie wspominam bo to już jest sprawą oczywistą. Nie ma mowy o jakimkolwiek ( podobno „normalnym” w moim wieku) zarywaniu, czy innych, w ogóle nie widzę siebie w takiej roli. Niska samoocena to mój drugi punkt do depresji i właściwie można go podpiąć pod nieśmiałość, pewnym czynnikiem do tego na pewno będzie wada postawy ( to akurat miło brzmi ), piszę to tutaj bo wprost bym tego nikomu nie powiedział, zresztą niczego co wyżej napisałem… mam przemieszczony mostek, tzw. Zapadniętą klatkę piersiową… kto nie wie, niech wpisze w Google, pewnie większości osób w moim wieku wytworzy się w głowie obraz „klata jak szczur czoło” i ja zdaje sobie z tego sprawę. Tu kolejny ból, ‘koledzy’ ( do tego też wrócę zapraszają, a raczej zapraszali mnie niejednokrotnie na plażę, nad jezioro. Musiałem się wykręcać często „debilnymi” wymówkami, lecz gdy sytuacja była naprawdę krytyczna, jechałem z nimi i mimo 35 stopniowego upału siedziałem sam nad brzegiem, naturalnie – ubrany… Kolejny przykład basen, dla niektórych to niepojęte wręcz, ale nikt nie zrozumie problemu dopóki sam go nie doświadczy, motyw na przytoczonym basenie miałem zawsze prosty, rozebrać się w szatni tak by nikt nie widział przez co wydawało mi się, że wyglądam nawet podejrzanie, następnie jak najszybciej wskoczyć do wody. Wyjście podobnie – tak by nikt mnie nie zobaczył. Potrafiłem siedzieć 10 minut dłużej w niecce, jeżeli kręciło się nad taflą więcej osób… Wiadomo, że ludzi uniknąć się nie da, dlatego też wielokrotnie widziałem spojrzenia chłopaków pod prysznicami, w szatni czy też innych ludzi, dziewczyn, ratowników gdy przechodziłem obok, nie raz zdarzało się wytykanie czy głupie docinki. Szkolny WF pomijam, sytuacja podobna jak powyżej z tym, że ludzi na np. basenie nie znam co mnie mniej obchodzi aniżeli ludzie których widuje na co dzień. Zakodowałem sobie tak w głowie i zostało. Pewnie nikt tego już dawno nie czyta ale mi trochę może ulży jak wyrzucę z siebie wszystko . Wracając do sylwestra itp. Nie zapraszano mnie nigdzie i to oczywista rzecz, zresztą nie miał kto… KOLEDZY ograniczają się tylko do znajomości na terenie szkoły. Po podstawówce kontakt ze wszystkimi zniknął, po gimnazjum to samo. Teraz w technikum jest tak samo, ewentualnie czasem ktoś napisze baaaaardzo rzadko „po coś”. Utrzymywane relacje o ile można to tak nazwać ograniczają się do mówienia „cześć” na ulicy ale i to nie zawsze. Dawno przestałem się tym przejmować ale z drugiej strony szkoda patrzeć na ludzi z którymi niegdyś się świetnie dogadywałem tak po prostu mijają mnie na ulicy odwracają bądź spuszczają wzrok. Ponadto mówię wprost: przyjaciela nigdy nie miałem, nawet nie mam kolegów z którymi mógłbym wyjść poza lekcjami. (Nie uległem trendom i nie mam nawet „facebooka” bo po co skoro znajomych brak? hasło: nie masz ‘facebooka – nie żyjesz’, teraz widzę, że coś w tym faktycznie jest). Chociaż w szkole myślę, że nie jestem uważany za kogoś z problemami, raczej jak kogoś normalnego. Dodam, że na studniówkę się nie wybieram jako jedyny z całej 25 osobowej klasy. Cały mój dzień można przedstawić prosto i wygląda pi razy drzwi tak: wstać, zjeść, pójść do szkoły, wrócić do domu, komputer, jem obiad, komputer, kolacja, komputer, i idę spać. Niekiedy wplotę w to jakiś wypad rowerowy czy bieganie. Trochę złe miejsce wybrałem na dodanie notki ale później zapomnę, a sam nie wiem czy to istotne informacje. PRAWDOPODOBNIE mam dużo z materialisty, odkładam każdy grosz ciągle szukam sposobu by jakoś „chapnąć” trochę kasy, ale… kieszonkowych od rodziców nigdy nie brałem wiedząc jaką mamy sytuację finansową. Nie jesteśmy biedni, nie powiedziałbym tego, ale starcza „do następnego” i w zasadzie na nic więcej, na żadne przyjemności sobie nie pozwalam. Trochę smutne, że muszę patrzeć na wszystko przez pryzmat pieniądza, odmawiam sobie wielu przyjemności, nie kupuję nawet ubrań jeśli nie ma takiej potrzeby. Jadąc samochodem gdziekolwiek myślę o spalaniu samochodu, nie wiem czy tu się śmiać ? Zajeżdżając na stacje bliżej jednak do płaczu. Sylwesterrr… sylwestra spędziłem na mieście ( zaczyna się jakbym nie miał żadnego problemu, brzmi nieźle co?) z tym, że byłem się zwyczajnie w świecie przejść, w ustronne ciemne miejsce z dala od wszystkich ludzi, swoją drogą gdzie bym nie poszedł o 24.00 wszędzie pustki. Więc założyłem słuchawki i wyruszyłem porozmyślać, a refleksja o tej porze w takich okolicznościach jest naprawdę silna. Rozmyślałem i nadal rozmyślam o niczym innym jak o swoim życiu, doszedłem do wniosku, że dla takich ludzi jak ja w społeczeństwie po prostu nie ma miejsca. Parę faktów o mnie: nie jestem w niczym dobry ( nie ma tu ani trochę przesady), nie wiem co chcę robić w życiu, pesymistycznie patrzę na świat, ostatnio stwierdziłem, że w życiu nic nie osiągnę, straciłem dobry kawałek życia mimo młodego wieku. Pewien czas temu myślałem: jakoś to będzie, ułoży się ale nie! Złudne oczekiwanie do niczego nie doprowadziło, w sumie nie wiem czemu byłem taki naiwny. Ostatnio sporo myślę nad tym co robić w życiu czego się chwytać, opcji NIBY od groma ale nie wszystkie dostępne dla szarych ludzi ( jestem bez znajomości) począwszy od ratownika, policjanta, lekarza (śmieszne ale od czego są marzenia), aż do np. kierowcy ( mały kontakt z ludźmi/ czytaj podpunkt: nieśmiałość) i tak dożyć starości? A może spróbować dalej ciągnąć informatykę na studiach? – Mam tzn. miałem, tzn. mam … sam nie wiem, zamiar iść na studia, w końcu ludziom po studiach łatwiej o pracę ( generalizując ). Uczę się NIBY nie najgorzej, tzn. nie uczę się bo w domu skupić się na niczym nie mogę, tylko rozmyślam. Doszedłem do wniosku, że jedyne czego chcę w życiu to ŻYĆ. Znaleźć coś co lubię robić, dobrze płatne ( może za duże wymagania? – żyłka materialisty), by nie „wiązać końca z końcem” by się usamodzielnić, zejść z głowy rodzicom, kontynuować i poszerzać pasję aż do realizacji marzeń. O związku nie myślę, nigdy nie miałem dziewczyny i myślę, że nikt by takiego ponuraka nie chciał. Chociaż podobno najbrzydszy nie jestem :) Czy może… SKONCZYC Z TYM WSZYSTKIM ? Na razie to tyle, dzięki, że mogłem się wygadać, napocić trochę przy pisaniu tego tekstu, chociaż literki same się układały i jak wspominałem na początku przepraszam za wszystkie błędy językowe, ortograficzne itp. Itd. Orłem nie jestem w żadnej dziedzinie, a zwłaszcza w języku pisanym :) Chciałem tylko przypomnieć jedno zdanie: „**Po przemyśleniu stwierdziłem, że się jednak NIE ujawnię kierując się myślą, że ktoś znajomy może rozpozna moją osobę ( dla niektórych to głupie ), tak samo moja pasja/hobby o którym wspominałem powyżej.” Na początku tego tekstu zakładałem, że zakończę puentą „przegrałem życie”. Ale jakoś wygadanie się poprawiło mi humor i powstrzymam się :) Dzięki.
×