Skocz do zawartości
Nerwica.com

gwladys

Użytkownik
  • Postów

    1
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia gwladys

  1. Witam, jak w temacie. Pedantyzm mojego męża po 16 latach doprowadził do tego, że ja już nie mam sił. Wszystko się kręci wokół sprzatania. Każda rozmowa, kłótnia... oczywiście ja i dzieci jesteśmy tymi, którzy ciągle robią bałagan (choćby nie wiem jak było czysto), który mąz MUSI posprzątać. Po pracy wpada do domu i nic nawet nie musi jesc, tylko od razu idzie i "porządkuje". Jestem sama. Wieczorami już nie rozmawiamy, bo on ciągle sprząta. Czeka, aż dzieci poójda spać, bo przecież nie może pozostać na noc zadna nie umyta szklanka, ani przypadkiem nie ułożone ubrania w koszu do prania. Jestem sama. Ciągłe pretensje o to, że jak już on CHCIAŁBY pobyc ze mną te parę chwil, to ja np. zaprosiłam KOLEŻANKĘ do domu na kawę... a to już rujnuje jego plany, chodzi nakręcony, bo jak tu przy obcej osobie sprzątać... potem wybuch agresji, takiej niemej - nie odzywaniem się karze nas za to, że nie mógł swobodnie sprzątać...Przez pierwsze kilka lat myślałam, że to ze mną jest coś nie tak, że to ja faktycznie jestem jakimś brudasem, co nie potrafi nawet posprzatać i on musi to poprawić, ale od jakiś 5 lat wiem dobrze, że to nie ja mam z tym problem, wlaściwie dotyczą mnie tylko konsekwencje, ale są one już tak trudne do zniesienia... jestem SAMA już tyle lat, jest to takie upokarzające, kiedy ktoś, kto miał byc mi bliski traktuje mnie i moje dzieci z najwyższą obojętnoscią (to wtedy, kiedy mu zchodzimy z drogi w czasie sprzątania) albo jest delikatnie mówiąc nieprzyjemny, bo staram sie reagować... co doprowadza do klótni, po której on ma święty spokój, bo ja staram sie znowu zniknąć z pola widzenia i on może znowu sprzątać... i tak w kołko. Nie mogę używać samochodu (wspólnego). bo potem on musi posprzątać..., a nie daj Bóg jak kogos zabiorę do auta... Mam dość,zaliczyłam depresję, właściwie jej kilka nawrotów, leki, leczenie, teraz znowu wszystko wraca, mam dość, nie chce mi sie ani trwać w tym związku, ani walczyć, ani żyć dalej. nie jest to prośba o ratunek, po raz pierwszy po prostu otwarcie o tym powiedziałam. gdzieś głęboko we mnie jest nadzieja, jej jakis zalążek, że pozbieram się jakoś (dla dzieci), ale na razie we mnie jest przemożna chęć skończenia z tym wszystkim, wszystko jedno jak. Przepraszam za błędy, ale jak zacznę poprawiać tekst, zaczę go też cenzurować i znowu nie wyślę.
×