Dzień dobry Wszystkim, jestem nowa chciałabym się przedstawić.
Mam 31 lat i od około 5 moje życie jest do d... (przepraszam).
Trzy lata temu trafiłam do psychiatry i leczyłam się na depresję (venlectine75mg i doraźnie oxazepam). Myślę, że wtedy było to spowodowane wydarzeniem w moim życiu (rozwód), że się trochę załamałam. Leczenie trwało kilka miesięcy- rozwód około roku. Było tragicznie, zostałam sama z dzieckiem i ogarnięcie pracy (do której muszę dojeżdżać codziennie 70km w jedną stronę), dziecka, szkoły, lekcji, obiadów, sprzątania itp.- to koszmar dla mnie. No ale po kilku miesiącach poczułam się lepiej.
Poznałam kogoś z kim jestem do teraz. Tylko ze mną jest coraz gorzej. Chyba wpakowałam się w związek, który nie ma przyszłości. Ja mam tu pracę, rodzinę, dziecko ma szkołę i przyjaciół, a mój facet mieszka za granicą. Widujemy się, raz w miesiącu na 3-5 dni.
Nie wiem co mam ze sobą zrobić. Spotykam się z wypowiedziami takimi jak: "co ty narzekasz, mam zdrowe dziecko, dobrą pracę, mieszkanie- wielu ludzi o tym marzy", albo "masz chyba za dużo czasu wolnego, weź się do roboty, a nie wymyślasz sobie..."
Natomiast ja, CODZIENNIE zasypiam z płaczem, zmuszam się rano do wstawania i z tego powodu, że muszę wstawać chcę mi się znowu płakać, nic mnie nie cieszy- mój chłopak się stara i ma dużo cierpliwości a ja "wyżywam się na nim" i wybucham przy każdej okazji. Mój dzień wygląda tak, że jak mam wolne to śpię do 12stej (zasypiam około 2-3 w nocy, bo nie mogę spać), wstaję bo muszę zrobić obiad dla dziecka jak wraca ze szkoły. Potem albo leżę i gapię się w sufit, albo zamykam się w łazience i dalej wyje.
Przestałam się malować, bo mi się nie chce, do sprzątania w domu zabieram się kilka dni i jest to bardzo męczące dla mnie. Nigdzie nie wychodzę, nie spotykam się ze znajomymi, choć mnie do tego namawiają (ja na to nie mam ochoty).
Trzymam się jakoś jak chodzę do pracy, w pracy idzie mi dobrze, robię to co do mnie należy, choć wcześniej miałam więcej zaangażowania niż teraz. W dzień pracy wstaję o 4tej, dojeżdżam na 6tą z wywalonym jęzorem, pracuję do 14nastej, do domu wracam około 16-17nastej (korki) i juz mi się totalnie nic nie chce. Jak mam dzień wolny i następny do pracy to cały dzień już jestem zdenerwowana, że znowu jutro to samo.
Nikt mnie nie rozumie. Rodzice myślą, że wszystko jest ok, mama twierdzi, że po prostu jestem leniwa i nie mam żadnych powodów do narzekań.
Chyba powinnam znowu udać się do psychiatry, ale przeraża mnie to, że znowu będę na jakichś prochach.
Przepraszam, ze tak chaotycznie piszę, ale może znajdzie się tutaj Ktoś, komu się będzie chciało to przeczytać w ogóle.