Skocz do zawartości
Nerwica.com

fada25

Użytkownik
  • Postów

    4
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez fada25

  1. Candy i właśnie tak zrobiłam. Chciałam nawet zakończyć tę znajomość, jednak po jakimś czasie zgodziłam się, żeby to naprawić. Mimo, że działo się to prawie rok temu, ja ciągle o tym myślę, zastanawiam się czy mnie zdradził, czy też nie. Dostaje szału... barsinister dziękuje za cytat
  2. Napisałam to w bardzo dużym skrócie. Koleżanka kolegi. Mój partner widział ją może z 3 razy. Byli razem na imprezie w mieszkaniu kumpla i wracali razem bo mieli po drodze. Tak mówił. Później okazało się, że 'koleżanka' nie ma kluczy, a nikt nie odbiera od niej telefonów. Zamiast zaproponować jej odprowadzenie do mieszkania kolegi (którego ONA zna dość długo), zaproponował jej nocleg w naszym mieszkaniu. A telefon wyłączył - bo nie wiedziałby co mi powiedzieć, wolał poinformować mnie po fakcie.
  3. Trauma z przeszłości? Czy może to być niespełnione wyimaginowane uczycie, którym karmiłam się przez 4 lata? Aż do momentu kiedy nie spotkałam obecnego partnera? Dziękuje za wiadomość
  4. Witajcie, Z góry przepraszam jeżeli to nie to forum nie ten dział. Jednak przeglądając bezskutecznie internet wreszcie trafiłam na Was. Szukam porady, bo czuje się wrakiem człowieka. Wszystko przez miłość, lub to co z niej pozostało. Mam partnera od prawie 3 lat. Jesteśmy w tym samym wieku. Na początku wszystko było idealnie - nawet nie wyobrażałam sobie, że może być tak cudownie (pierwszy raz poczułam, że kocham). Nie wypuszczał mnie z objęć, starał się, opiekował, zabawiał, pożądał, uważał za anioła. Ze mną było tak samo, codziennie dziękowałam, że w końcu trafiłam na szczęście. Taka sielanka trwała ok 1.5 roku. Nie wiem czy wszystko zaczęło się psuć po pierwszej kłótni czy po pierwszym jego wybryku. Zdarzało mu się mnie okłamywać (dla mojego dobra...), flirtować (tak mi się wydaje, On się wypiera) z dziewczynami. Zdarzyło się nawet, że pod moją nieobecność zaproponował nocleg koleżance która nie miała gdzie spać (było mu jej żal i nie chciał dziewczyny zostawić na mrozie). Strasznie to wszystko przeżywałam, bo nagle mój idealny związek zaczął się pieprzyć. Prowadziłam z nim rozmowy, zdarzało mi się płakać, prosić, mówić co mnie boli. On przytakiwał i obiecywał, że się zmieni, albo ucinał to zwykłym "wymyślasz". Z czasem stałam się chorobliwie zazdrosna. Zazdrosna aż do takiego stopnia, że nie mogłam znieść moich najlepszych koleżanek i tego że On im się przygląda czy z nimi rozmawia. Ciągle tylko sprawdzałam, czy na nie nie patrzy. Potrafiłam oszaleć gdy On potrafił śmiać się cały wieczór z żartów mojej koleżanki. Wiem żałosne... ja później płakałam w poduszkę, że jestem gorsza, bezwartościowa, nieatrakcyjna i mało inteligentna. Z czasem takie poczucie własnej wartości nabrało na sile. Kiedyś uważałam się za atrakcyjną i rozsądną dziewczynę a teraz czuje się jak niepotrzebny nikomu śmieć, który jest tylko 'opcją'. Nieustannie wyobrażam sobie sytuacje w których mój partner jest z inną kobietą, flirtuje z moimi koleżankami, szuka kontaktów. Mimo to, On zapewnia mnie, że jestem najważniejsza najpiękniejsza itp. Nie potrafię mu zaufać, nie wierzę. Po wszystkim czuje ogromny ból i żal do niego mimo, że On nic takiego nie zrobił. Bardzo dużo sobie wyobrażam. Bardzo boję się, że On mnie zdradzi, że zdradza, że z kimś się spotyka a mnie okłamuje. Nie wiem skąd mi się to bierze. Nie potrafię normalnie funkcjonować, bo gdy On dostanie chociażby smsa ja w ciągu 3 min wymyślam w głowie cały scenariusz. Nie mówię mu o tym, bo wstydzę się. Czasami wybucham i On prawie ze łzami w oczach zapewnia mnie, że jestem najważniejsza. Chciałabym mieć do tego dystans, zaufać i niezależnie od tego co będzie się działo mieć tą pewność, że mogę na niego liczyć. Jednak nie potrafię tego... Kolejną sprawą jest to, że aktualnie czuje się bardzo zaniedbana przez niego. Nie ma dla mnie czasu, zawsze są ważniejsze sprawy. A gdy zdarzy nam się jakaś sprzeczka, On już nie obraca tego w żart tylko wychodzi i nie odzywa się do mnie, tak jakby mu nie zależało na mnie już. Odkłada mnie na dalszy plan. Wiem, jestem potworem. Nie potrafię poradzić sobie ze sobą, z Nim, z zazdrością. Może za dużo od niego wymagam i On nagle stwierdził, że to nie to? Dlaczego On nie chce powalczyć o nas? Czy naprawdę mu nie zależy, chociaż gdy jest ze mną mówi inaczej? Ja nic już nie wiem. Przepraszam, że tak chaotycznie to napisałam. Przepraszam.
×