Skocz do zawartości
Nerwica.com

niedostepna

Użytkownik
  • Postów

    2
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia niedostepna

  1. Tylko teraz jakoś dziwnie myśleć mi o pozytywach. Owszem zdarzają się przypadki,że jestem zadowolona,bo coś się udało i czuję trochę szczęścia. Ale to już co raz rzadziej. Czuję to tylko jak mój D. jest przy mnie albo,gdy miałam psa.Wtedy czułam się zadowolona. A tak nic nie sprawia mi radości. Myślę,że mam jakiś delikatny typ depresji,niestety czytając o tym nie mogę się skupić i nie mogę się zakwalifikować do żadnej. Mógł by mi ktoś podpowiedź,jeśli wymienię kilka swoich niepokojących objawów? -Zazwyczaj jestem smutna,rzadko kiedy coś wzbudza we mnie radość -Mam problemy z zasypianiem-wszystkie myśli wtedy wirują mi w głowie i myślę o wszystkich złych rzeczach -Uważam,że jestem beznadziejna,obarczam się często winą i mam wrażenie,że wszystkim przeszkadzam,dlatego nie mówię o swoich problemach,bo uważam,że już sobie myślą"Ehh znowu dupę zawraca pierdołami". -Wszystko robię z automatu. Obudzę się i wszystko robię automatycznie. Czasem po prostu myślę,że duży procent tych czynności nie wniesie nic szczególnego i jest bez sensu. -Panicznie boję się,że zostanę sama. Że osoba,która mnie kocha odejdzie,znajdzie kogoś lepszego,zdradzi,bo na pewno wszystkie są lepsze ode mnie a ze mną jest z poczucia obowiązku czy z litości. -Coraz rzadziej wychodzę do znajomych. Nie tak jak kiedyś,gdzie wychodziłam na piwo,na kawę. Teraz jest to rzadkością,ale jednak się zdarza. Po prostu źle się czuję pośród ludzi. -Nie wierzę,że życie ma dla mnie jakieś pozytywne karty. Czuję,że nic dobrego mnie już nie czeka i nie widzę swojej przyszłości w pozytywnych barwach. -Jestem za wrażliwa i rani mnie każde słowo,nawet żart i biorę do siebie wszystko co jest powiedziane w moim kierunku a potem się zadręczam myślami. Z góry dziękuję za pomoc.
  2. Witam,Chciałabym opisać swój problem. Miałam kiedyś tu konto,ale nie logowałam się jakiś czas i zapomniałam loginu Otóż: W czerwcu dowiedziałam się,że będziemy mieli dziecko. Było super.Plany,wszystko miało być ok i byliśmy najszczęśliwsi,że w końcu będzie ktoś,kto będzie taki "2 w 1". Ale od początku się modliłam,żeby moje dziecko było zdrowe. Miałam obawy,bałam się-czułam,że nie jest tak jak powinno być. Poszłam na wizytę-5tc 4d. Super. Ale lekarz (poszłam raz,żeby sprawdzić czy to jest prawda i miałam zmienić lekarza,bo to alkoholik i samo zło a miałam zmienić na innego i tak,to w końcu ciąża,to nie byle co) nawet nie dał mi usg a wszystkim daje nawet w 5 tc. Moje schował(siostrze dał też w 5tc4d). Poszłam do innego w 9tc i mówi"Ciąża obumarła tylko nie nastąpiło automatyczne poronienie"-dziwne,że tamten nie zauważył a co ja mogłam na usg widzieć,tam ciałka nie widać tylko pęcherzyk a ja medykiem nie jestem i co ja się znam. I wyniki krwi u tamtego podobno super miałam a ten powiedział,że jest źle. To łyżeczkowanie trzeba było zrobić. Jeszcze w szpitalu dawali nadzieję,że a może jest dzieciątko jednak,może usg niedokładne. I noc przeleżałam. Na drugi dzień wyrok. A to jest najgorsze przeżycie leżeć czekając na zabieg i słuchać jak z sali obok biją serduszka na usg i słyszeć z traktu porodowego płacz dziecka. Byłam w rozsypce. Ja nie wiem jak przeżyłam tamten okres. Do dziś dnia mam obrzydzenie na widok ciuszków dla dzieci,mimo,że kiedyś uwielbiałam oglądać i z reguły kocham dzieci. Wiem,że przeminęłam. I duużo płakałam i myślałam. Kupiłam chomika aby zapełnić sobie pustkę-zdechł. Mój chłopak kupił mi drugiego-to samo. Kupiliśmy psa-labradora. Dziś zmarł na zawał. A dał mi wiele szczęścia i choć trochę się pozbierałam,bo miałam czym się zająć i miałam okazję poczuć bezwarunkową miłość. Zmarł dzisiaj na zawał serca mając 3 miesiące. 13 września 2013. rok o godzinie 13. A 13 lipca miałam łyżeczkowanie. Znowu wróciło wszystko,poczułam się samotna znowu,czuję się beznadziejna i brak mi znowu sensu życia. Nade mną krąży fatum. Moja babcia podobno traktuje mnie jak córkę. Haha,taak. Jak powiedziałam o dziecku to pierwsze co"Po co Ci to było,ehh no trudno". A dzień przed zabiegiem usłyszałam"I dobrze,że się tak stało,chociaż problemu nie masz". O psie to samo powiedziała. Ona wiele w życiu krzywdy zrobiła ludziom,myślę,że ma tzw."złe oczy" -katolicka rodzina w końcu :) Mi siostra dziś powiedziała,że widocznie leży w czymś przyczyna,że zwierzęta mi umierają. Że to mi nie jest dane i może muszę znaleźć sobie inną "rekompensatę". Ale powiedzcie mi jak? Czym ja mam się zająć,aby nie myśleć o tym? To będzie za mną do końca życia chodziło,przy kolejnym dziecku też będę miała te obawy i też tak samo jak z tym boję się,że będę miała takie złe sny i znowu zerwę się o 4 rano z płaczem i dojdę do wniosku,że coś nie gra. Myślałam o stracie codziennie ,często płakałam ale teraz rzadziej. Ale wraca to cyklicznie od 2 miesięcy. Teraz znowu wróciło i uderzyło jeszcze bardziej. Niby tylko pies a był dla mnie wynagrodzeniem moich cierpień. A czuję się samotna mimo,że jest mój chłopak ciągle ze mną i wspiera mnie jak tylko się da. A już nawet przy nim nie umiem się otworzyć,bo on się już pozbierał a myślę,że tylko mu zmartwień dokładam. Dziś przestałam wierzyć w boga. O zdrowie dziecka się modliłam co noc i nic z tego. Jak mam wrócić do normalnego życia? Jestem już tak rozchwiana,że nie wiem nic. Po wieściach,że moje dziecko nie żyję,ja już nawet nie bałam się śmierci. Nie czułam strachu przed tym aby skoczyć z okna czy zasnąć na wieki,jakby Go nie było w domu,czuję,żebym się do tego posunęła. Chcę znowu być szczęśliwa jak przed tym wszystkim. Teraz został mi żal i wiele,wiele cierpienia..
×