w poście chciałbym opisać swoją historię schizofrenii. Jeśli ciekawi ciebie takie opowieści możesz przeczytać.
Kuba tak mam na imię. Szczęśliwe dzieciństwo, radość, w szkole nieosiągalne dla mnie dobre oceny, zabawa i rodząca się ambicja.
Pod koniec 5 klasy szkoły podst. miałem śr 4.3 i byłą we mnie potrzeba ciągłego o tym myślenia. Byłem przeciętny ale cyferka 4 coś bardzo mi się podobała. Potem gimnazjum. Skrajnie nieśmiały, przestraszony nową szkołą, brak kolegów ( w podst. miałem) i informacja wychowawczyni o najwyższym odznaczeniu w tej szkole- złotym medalu. Jak to mieć złotu medal? Tak jak zachwycały mnie dyplomy, póki co żadnego nie dostałem, medal był czymś z dziedziny odległych bogów.
Uczyłem się jak szatan. Na pamięć. Wynik- pierwszy pasek na świadectwie i 2 m w konkursie hist.
Klasa druga, ambicji jeszcze więcej, ponad 5 śr i 1 m w konkursie hist. I informacja o wojewódzkim konk. hist. w trzeciej gmimnazjum. Miałem ambicję, marzenie. Podr. do klasy 3 - 5 dni znam na pamięć. Potem dziwne powtarzanie w głowie nazw, trochę natrętne.
3- klasa, finalista konkursu( uznałem to za porażkę chciałem wygrać) i jeszcze osiem innych konkursów na różnych szczeblach z nagrodami.
Efekt- złoty medal, nieosiągalna nagroda, przyznana mi. Nie sprawił mi radości uznałem nagrodę za naturalną.
Liceum, klasa pierwsza, prymus, klasa druga... i tu właściwie zaczyna się historia.
Dziwne, wtedy jeszcze wierzyłem w Boga. Pasja naukami przyrodniczymi, internet, uświadomnienie. Po okrutnej nocnej walce umysłowej zostałem ateistą. Nie nawidziłem religii, uświadomiłem sobie jej patologie. Ale nie byłem szczęsliwy. w smutku przeglądałem internet i odkryłem buddyzm. Objaiwnie, coś nieprawdopodobnego. Pojołęm, wiedziałem co będę robił. Przemnienie siebie i stanę się łagodną dobrą, oświeconą istotą. Bóg? Śmierć ? W czasie pierwszej medytacja, poczułem tak wielką ulgę że to nieprawdopodone. Uznaję tamto wydarzenie jak najszczęśliwsze w moim życiu. Stres szkolny staną obok, światło wypłyneło ze mnie. Byłem jak kamnień w wodzie, rzucony na miliardy lat i przez nieskończoność czasu tak szczęśliwy że to nieprawdopodobne. Innym razem jako źdźbło trawy rosłem i tylko myśli jak wiatr przenikały i odchodziły. Stałem się kimś innym. Byłem nieprawdopodbnie świadomy, łagodny bez stresu, uczyłem się jeszcze lepiej bez wysiłkowo. Ale też podejmowałem dziwny trening. Gdy dostawałem 6 pilnoweałem się aby mój umysł się z tego niecieszył niechciałem karmić ego.
Byłem jakąś świetlistą istotą ( nie miałem normalnej świoadomości jak normalny człowiek lecz coś jakby światło duchowe stanowiło moją istotę.
Jednak tak wrażliwą i piękną duszę łatwo zasmucić. Byłem świadomy jakiegoś nieprawdopodbnego piękna a one było smutne. Już nie medytowałem, oglądałem specyficzne filmy AMV. Potem żyłem w świecie gry Oblivion. Przed updakiem gdy byłem w galerii handlowej chciałe m podjąć wybór: czy zostać w konwencjonalnym świecie myśli, czy pójść dalej, jeszcze dalej poza wszelkie granice, poza życie i smierć.
Rzuciłem Bogu ( w którego niewierzyłem) wyzwanie: mógłbym pójśc do piekłą a siłą umysłu bym przekroczył nawet piekło, cierpienie i śmierć. Przekroczyłbym Boga, byłem od niego lepszy.
A potem taki smutek nad smiercią, pokazane mi było takie piękno, że nie wierzę by było coś ponad tamto doświadczenie. Ale wtedy i zakradła się śmierć. Pamiętacie histroię mnie jako ucznia? Doświadczyłem światła, a teraz zawisła nade mną kara. Jaka?
Zaczeło się tak wszystko, absolutnie i kompletnie, nawet pszczoła, kojarzyło mi się ze słowem kujon. Mózg je powstarzał parę razy co sekunde, co parę sekund mocniejsze bardziej bolesne skojarzenie. Walczyłem medytacja, wierzyłem że wygram,a wyszło na to, że tak rostroiłem swój umysł, że nie byłem już w stanie przerzywać emocji. świadomość runeła. Poszedłe do psychiatry, pierwszy lek, straszne skurcze, lęk, urojenia z tym słowem ( np wierzyłem że naiwększą tragedią i koszmarem świata jest słowo kujon i twierdziłem że gdybym kogoś o tym poniformował zaraz i on by miał straszne problemy) i pamięć o jeszcze nie tak dawnym życiu. Wycie w rozpaczy, budzenie się o czwartej rano z tak nieprawdopodobnym strachem że chciałem wyskoczyć przez okno. Brak jakich kolwiek emocji ludzkich, brak afektu, brak ciągłości myśli. Zupełny brak myśli oprócz specyficznych tortur. Zmiana leku, lekka poprawa, brak skurczy, pozytywny efekt- senność, to znaczy możliwość ulgi w śnie. Szkoła- nauczanie indywidualne, niepewnośc co do matury, w końcu zdana matura- słabo. Nieorzność czytania, jakichkolwiek emocji podczas lektruy, maksymalnie godzina bez zapamniętania, tortruy w czasie czytania- każde słowo mi się kojarzyło za słowem na k., a brak innych myśli sprawiał że nie mogłem z tym walczyć.
Wakacje -podjęta walka, zapisanie się na studia, straszna męka- postanowiłem przecz. 10 tomową historią polski, przeczyłem niczego nie pamiętając no ale próbowałem sobie uświadamniać to o czym czytałem. 3 godziny dziennie- po wstaniu, potem spacer ( i moje odkrycie energi drinki zacząłem je pić).
Nowa tortura- palący duszę ogień, całkowicie rozbijający umysł, coś nienzwanego, nie ma na to nazwy medycznej. Nie wiem jak to opisać, ale było to nieprawdopodobnie straszne. Mimo to poszedłem na studia- porażka, częste tortury ogniem, mieszkanie w akademiku, gdy nie było ognia ciągłe urojenia o słowie k..
Ogień był niepokonany- musiałem zasnąć i gdy się budziłem znikał. mama przyjerdzała i zabierała mnie z akademika do domu ( godz. drogi).
Porada psychiatry- propozycja szpitala. Zaakceptowałem. Oddział dla dorosłych, starszne cierpienia, próżne szukanie ukojenia we śnie, więcej psychotropów, okropne uczucie psychiczne- paranoidalne urojenia i cierpienie z powodu złej reakcji na psychotrop. Potem oddział dla młoadzieży. Pewna ulga, stałem się nagle dziwnie rozgadany, miałem kolegów i koleżanki, zacząłęm dużo mówić ale byłem też bezkrytyczny w tym co mówiłem. Napady śmiechu, skurcze i moja prawdziwa ulga przypisany lek przeciwko skurczom: AKINETON. Działał na mnie 3 -4 godziny, pierwsza prawdziwa ulga. Stawałem się lekki i moja dusza zaczeło coś czuć i było jej przez te 3 godziny dobrze. Inne działeanie akineton potrafił odpędząć torture duchowego ognia- 30 minut leżenia i jakby światło wypływało ze mnie, byłem bardzo lekki i tak mi było lekko. 3 h dziennie działania Akinetona pozostały czas było ciężko. Moje możliwości psychiczne nadal były tragiczne. żeby zilustrować: obejrzenia choćby filmu było dla mnie niemożliwą torturą. Próbowalem oglądać, po 30 minutach wspaniałych filmów czułem mękę: wiedziałem że film np jest wspaniały, ale mózg nie był wstanie produkować żadnych odczuć z obrazem, tylko bawił się skojarzeniem ze słowem k.
Po szpitalu miałem urlop i było mi nieco lepiej: spacery, odpuszczenie wszelkiej pracy. Wakacje, nadal ciągłe urojenia, mimo wiosennej ulgi- myśli samobójcze. Drugie podejście na studia- znowu nie wypał, zmiana na zaoczne, też nie. Mama Znalazła prace w Belgii, pojechałem tam z mamą. Mineło półtora roku choroby. Nastołpiła straszna ewolucja urojeń. Kujon ewoluował tak:
1. Myśl że byłem kujonem , więc nie mam prawa do żadnych odczuć, jak je miałem to i tak niezminiało to faktu że byłem kujonem więc ich nie miałem. Trzymało się 3-4 dni.
2. Myśl że belgowie myślą że wszyscy polacy to kujony, nie znaczy to że dużo się uczą ale że nie są ludźmi. 3-4 dni okropność, niemożność posiadania nawet prostych logicznych myśli.
3. Poza tematem tego słowa : każda myśl jest nieralna, świat to iluzja, ludzi nic nie łączy i dlatego panuje tu takie rozerwania, tak okropnie bolesny. Każda myśl łącząca z kontekstem ludzkim była więc fałszywa: ergo blokada nawet najprostszych myśli związanych z istnieniem innych ludzi.
4. Najgorsza tortura: mózg mój dostawał informacja że jest dla mnie ratunek, muszę napisać książkę, która musi zostać wydana i wyśmiana przez całe społeczeństwo, poniżenie moje przed światem, jeśli nie napiszę tej książki będę powtarzał swoje życie w nieskońćzoność aż to zrobie. Nie zrobiłem tego.
W belgii zapomniałem swoje życie w Polsce, było takie odległe, lata szkolne to jakaś dziwna prehistoria, jakaś nostalgia, umiałem j odczuć i próbowałem pielęgnować ją gdy miałem chwilę ulgi od urojeń. Szkoła śniła mi się co noc: dostawałem szansę powtarzania 3 klasy, wszyscy moi znajomi ze szkoły tam byli, dostawałem świadectwo z paskiem. Tylko zawszę się dziwiłem: przecież szkoła już była skończona. i budziłem się. Chodziłem na kurs języka niderlndzkiego, nie mogłem się skupić ale jakoś sobię radziłem. Gdy wracałem do Polski na 2 tygodnie, dziwnie się czułem. całą Polską zapomniałem, w Belgii czytałem o niej w książkach ( znowu zacząłem, teraz już z większym sukcesem) i gdy byłem na lotnisku słyszałem Polski język, jakoś dziwnie mi było, Polska była krajem mojej śmierci, ale też prawdziwego długiego życia. Ostatni wiek Polski o którym czytałem wpływał na to jak widziałem ludzi na lotniksu. Byli dla mnie bardzo prawdziwi ( Belgowie nie).
Kurs niderlandzkiego kolejn y rok, czytanie, relugularne urojenia 3-4 dni, 2 dni spokój i znowu inna wersja 3-4 dni.
4 i 5 rok choroby- skończenia kursu języka, niechęć do studiowania w Belgii. Brak wiary w siebie. Namowy mamy, moje oburzenie ( wierzyłem że tylko we wschodniej europie jest "prawdziwie". Koniec końców poszedłem na Filologie słowiańską na Unw gandawie.
Nieustanne spacery, rzadkie wizyty na Univer. Akineton, zaniknięcie urojeń, możliwość myślenia, radość. Z każdym miesiącem większa.
Odzyskanie gruntu pod nogami, cofnięcie się astralnego świata nostalgii i uczuć, wrażeń zbyt eterycznych do głebia świadomości.
Naprawa nastąpiła między 4-6 rokiem choroby, praktyczne wyjście z urojeń i w tej chwili mogę powiedzieć ze schizofreni.
Poczułem w sobie nową iskrę: uczę się 7 języków obcych z radością i sukcesem. Na studiach zaczęło mi się powodzić. Ogień nie naiwiedził mnie już od długich miesięcy, w lustrze widzę swoją twarz ( zapomniałem wcześniej napisać: w trakcie choroby nie widziałem swojej twarzy w lustrze, tylko plamę, która przypoimała mi jakieś straszydło).
Jakież wspaniałe życie, jakież szczęście ! Żal mi dawnego mnie, jednak popełniłem w młodości konkretne błędy i w połączeniu z czy predyspozycją genetyczną, demon schizofrenii przez 6 lat patrzył na mnie okrutnym wzrokiem. Nie ma we mnie smutku, strachu
czy złości. Nie byłem w stanie pokonać piekła tak jak pełen pychy wierzyłem, ale pewna łaska i dobro widząc moją walkę zerknęło na mnie łagodniejszym wzrokiem.
Tamten świat nie wróci, szkoła, rówieśnicy, marzenie o wielkiej miłości.... Ale nie ma we mnie smutku. jest radość wynikająca z działającego mózgu, wolnego od tortur i piękna ambicja, bez aroganckiej pychy młodości. nauka języków obcych i tłumaczenia.