Witam.
Piszę, gdyż wierzę, że jest tu wiele osób które są w stanie mi pomóc. Od kwietnia szukam pomocy wszędzie - u rodziny, psychiatry, psychologów, w Kościele, jednak nie czuję aby miało to jakiś wpływ.
Mam 19 lat. Ataki lękowe zaczęły się w kwietniu. To może się wydać śmieszne, ale bałam się po prostu, że jestem.. opętana. W środku nocy obudziłam się z krzykiem. Od tego momentu nie czuję się sobą. Mam wrażenie totalnej depersonalizacji, boję się WSZYSTKIEGO. Psychiatra przepisał mi leki - Poetra 25 mg i Setaloft 25 mg, nie funkcjonuję bez Hydroksyzyny, każdy dzień to totalna walka o przetrwanie - boję się wieczorów, momentu, w którym zaczyna robić się ciemno, gdyż kojarzy mi się to z sytuacją wielkiej paniki w nocy. Wówczas, o godz. 3 nad ranem, wybrałam się do ciotki, gdyż chwilowo byłam zmuszona mieszkać sama - a mama, największe moje wsparcie, przebywała za granicą. Nie wiedziałam, co mi się dzieje, pojechałam do szpitala, lekarz stwierdził, iż somatycznie nic mi nie jest. Od 2 miesięcy jesteśmy razem, mam komfort, ze przy niej nic mi się nie stanie, jednak ze wzgledu na ostatnie wydarzenia (jak spotkanie po 19 latach z własnym ojcem) jestem totalnie pocharatana psychicznie.
Boję się że to jakaś inna choroba, boję się zostać w szpitalu na przebadanie, boję się tego, że umrę, po prostu - wszystkiego.
We wtorek idę do psychiatry dla dorosłych. Być może coś to pomoże. Mam naprawdę dość uczucia niepewności ktore trwa już tyle miesięcy!
Czuję się, jakbym nie była sobą.
Czy ktoś może mi powiedzieć, jak reagować w takich sytuacjach, jak ataki nerwicowe? Mimo tego, iż cały dzień od momentu przebudzenia czuję wielki niepokój, to wieczór jest dla mnie koszmarem. Marzę o tym by wrócić do normalności, iść na imprezę, spotkać się ze znajomymi.
W momencie takich ataków czuję że umieram, i żadne fizyczne zajęcie nie jest w stanie mi pomóc.
Błagam o jakiekolwiek rady, jak z tym sobie poradzić, gdyż po prostu boję się sama siebie..