Na początek szybko o mnie, mam na imię Maciek, mam 36 lat, jestem żonaty od 6 lat, mamy 5 letnią córkę.
Coś zacząłem podejrzewać (stałem się agresywny) i poszedłem do stosownej poradni w lutym tego roku i od tamtego czasu przyjmuję tabletki. Pierwsze były (nie pamiętam nazwy) z substancją czynną citalopram, teraz biorę 75mg Velaxin ER.
Wszystko to mi teraz tak sztucznie wygląda co napisałem, jakbym jakimś workiem na leki był
Od wczoraj (po rozmowie z siostrą), znów się gorzej czuję, nie mam znów ochoty, a każda myśl o tym że może znów zadzwonić powoduje u mnie nerwoból żołądka. Generalnie boję się że ktoś z rodziny zadzwoni
chciałbym nic nie słyszeć, żyć gdzieś na odludziu, samotnie, bo i tak w życiu nikt nie słuchał tego co miałem do powiedzenia. A gadki o polityce i pogodzie to nie rozmowa
Szukam tu jakiejś podpory, bo tak się miotam i nie wiem co począć. Siostra pocieszyła mnie w stylu: "ile ludzi ma gorszą sytuację życiową" i to miało mnie pocieszyć, a żona powtarza żebym "wyrzucił te tabletki", bo to niby od nich cała choroba mi się wzięła ...
Velaxin biorę rano i w sumie to żyję od dawki do dawki, a za dnia jestem sam, tylko i ja moje myśli. Lekarz mi zasugerował parę razy żebym powrócił do czytania (kiedyś dużo czytałem książek), ale teraz nic już mnie nie cieszy, wieczorem zasiadam do kompa, gram do 2 - 3 w nocy, wtedy zapominam o wszystkim, a potem rano nie mogę się zwlec z łóżka. bo gdy śpię nie pogrążam się w myślach. Od paru dni zaczynam myśleć - po co mi te prochy, skoro to wszystko wokół jest do naprawy ? Zresztą sam już nie wiem co jest popsute, może to ja ?