Witam. Na imię mi Sandra. Szukając informacji o mojej przypadłości natrafiłam na tę stronę, postanowiłam się zarejestrować i napisać kilka zdań... mając cichą nadzieję, że ktoś mnie zrozumie i wesprze.
Tak więc, już w dzieciństwie odczuwałam natręctwa i lęki, takie jak -strach przed chorobami, śmiercią...
Gdy się skaleczyłam, myślałam że dostanę zakażenia, że obetną mi z tego powodu palec, gdy jakiś przedmiot leżał, lub stał krzywo-nie po mojej myśli ustawiałam go najrówniej jak mogłam, tak samo z rzeczami w szafie, wszystko musiało być równo i dobrane kolorystycznie...
W wieku 16-19 lat zapomniałam o tym, nie dosłownie, ponieważ czasami miałam takie zajawki, że umrę gdy czegoś nie zrobię, ale nie było to tak drastyczne jak w tej chwili... Jeszcze niedawno byłam wesołą, pełną energii, szaloną nastolatką, lubiącą się bawić, nie zważając na nic, - zaznaczę, że mam wrodzoną wadę serca, w przyszłości czeka mnie całkowity przeszczep. W tamtej chwili nie myślałam o takich rzeczach, nie przychodziło mi to na myśl, śmierć ? w życiu.
Nocowanie u przyjaciółek, włóczenie się po mieście o 4 rano, picie alkoholu, po prostu , jak większość nastolatek w tym wieku-szalałam. Mimo choroby starałam się żyć normalnie, czerpałam przyjemność z życia.
Niestety na początku tego roku wszystko się zmieniło. Śmierć najbliższej osoby, widok cierpienia...
To był mój pierwszy poważniejszy atak, pamiętam , luty... późno wieczorem. Oglądałam film -
duszności, uczucie , że zaraz zemdleję , że umieram... Mama wzięła mnie do szpitala, zrobiono mi badania, EKG , morfologia - wszystko było w porządku. Stwierdzono napad lęku. Lekarz podał mi coś na uspokojenie i przepisał dwie butelki Hydroxyzyny. Syrop niby miał mi pomagać w chwili stresu, lęku, bezsenności... miał
Od lutego do dziś zawsze mam w szafce ten syrop, w razie czego, chociaż nie czuję aby mi nie wiadomo jak pomagał, fakt zasypiam po nim, czasami... gdy go nie biorę dłuższy czas, ale niestety organizm się do niego przyzwyczaja i nie zawsze działa. Po tej akcji dość często mam te ataki, bóle głowy, a lęk przed śmiercią jest na dziennym porządku.
Nie było i nie ma dnia-nocy abym o tym nie myślała. Boli mnie głowa - guz mózgu , wylew, udar... zakuje mnie koło serca, serce, brzuch, no wiadomo , nerwy, czasami coś zakuje, zaraz włącza mi się, że to zawał, że rak, pieprzyk jest nie taki jak kiedyś rak, bolą mnie plecy rak, zawał , rak, serce nie wytrzyma... cokolwiek mnie nie zaboli ,mam wrażenie , że umieram. Najbardziej boję się nocy, w dzień jakoś zapominam, ale noc jest tragiczna. Spanie u przyjaciółki, siostry, chłopaka? Nie ma mowy, muszę być w domu przy mamie, bo nie daj Boże coś się stanie , kto mnie uratuje, nikt mnie nie zna tak jak moja mamusia... Perfekcja , wszystko musi być równe, czyste, nie może być okruszka na podłodze, przed spaniem układam równo poduszki, w szafach sprzątam 2 razy w tygodniu... wszystko robię w liczbie nieparzystej, wycieram ręce trzy razy, bo jak tego nie zrobię myślę, że coś mi się stanie. Nie mam już sił. Ta choroba odebrała mi całą radość z życia, nie umiem się z niczego cieszyć. Mój chłopak ma pretensje, ponieważ kiedyś byłam inna. Teraz boję się gdzieś wyjść, pojechać na wakacje, unikam bliskości. Mam 20 lat i co dzień boję się o swoje życie. Nikt mnie nie rozumie, lekarze mnie pocieszają , mówią że niczego nie mam się bać, że jestem młoda, że mam całe życie przed sobą. Boją się dawać mi leki, z powodu chorego serca... Nie wiem jak sobie z tym radzić, czasami chce mi się płakać, bo czuję że ta choroba jest psychiczna ja jestem psychiczna, a najgorsze jest to, że nikt mnie nie rozumie, każdy się z tego śmieje...
Miałam napisać kilka zdań, ale musiałam ''komuś'' to powiedzieć, napisać... wyrzucić to z siebie.
Jeżeli jest tu osoba, która to przeczytała i cierpi na tę samą przypadłość niech się odezwie, może w końcu poczuję, że nie jestem z tym sama. Pozdrawiam