Skocz do zawartości
Nerwica.com

Sandra1992

Użytkownik
  • Postów

    4
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Sandra1992

  1. Od prawie dwóch lat jestem z moim mężczyzną, mam 21 lat On 23 na początku wszystko było super, w ogóle się nie kłóciliśmy. od prawie roku mieszkamy razem... Byłam kiedyś wyluzowaną, pełną energii dziewczyną, do czasu kiedy zmarł mój tata (na raka płuc) dokładnie w lutym tego roku... Nabawiłam się nerwicy lękowej, ciągle jestem na syropach i tabletkach zaczęłam się wszystkiego bać, a szczególnie śmierci mojej jakże bliskiej mi osoby, lub nawet mojego zwierzęcia. Strasznie to przeżyłam i zarazem zrobiłam się strasznie leniwa, opryskliwa, nerwowa, wszystko mi nie pasuje... non stop czepiałam się mojego faceta, że praca zła, że nie ma pieniędzy, że nie myje zębów, nie zmienia skarpetek, że jest leniem etc. U siebie nic nie widziałam... Ale nie tylko dla niego taka jestem. Nie umiem się opanować i muszę zawsze dopiec. No i w tym sęk, że mój chłopak trzy dni temu się wyprowadził do swoich rodziców, bo już nie mógł mnie znieść. (mojego zachowania) wiem, że robię źle, robiłam źle i przepraszałam, a za chwilę było to samo, nigdy taka nie byłam i nie rozumiem też siebie , dlaczego tak się dzieję, kocham go - nad życie , mogę to tak ująć. Pojechał i stwierdził. że mam tydzień na zastanowienie się co robię źle i na naprawienie - siebie. Jest taki dziwny, mało rozmawiamy, nie piszę prawie wcale. Nie dzwoni... To ja wypisuje jak durna , bo nie mogę tego znieść, nie śpię już trzecią noc, ciągle jestem na syropach, non stop myślę co On robi, czy czasami nigdzie nie poszedł, np teraz , jest sobota, w sumie niedziela, ale jest weekend tak, napisał o 19 stej kilka słów i zamilkł, już mam w głowie, że poszedł na imprezę, że pozna kogoś lepszego ode mnie, Uznał, pisząc do mnie wiadomość wczoraj o 16 stej, że mnie kocha i chce ze mną być, ale boi się, że znów Go zawiodę, mamy nabrać dystansu, uznał, że tęskni i mu samemu tam źle beze mnie, no to dlaczego tak mało się odzywa? dodam , że nie jest krystaliczny , ma wady, ale mimo to kocham go tak bardzo, że pisząc to ryczę jak głupia. Nie mogę normalnie funkcjonować, chciałam nawet do niego dziś jechać (mieszka 20 km ode mnie) Ale uznałam, że skoro chce przerwy to nie będę mu zawracała głowy. Mam za tęsknić tak jak i On, wiem że to moja wina i sama do tego doprowadziłam, ale nie wiem co mam zrobić, ja nie wytrzymam bez niego do piątku-soboty , niby tak mówił, że się spotkamy... od wnet dwóch lat jesteśmy nierozłączni, a teraz z dnia nadzień jestem sama , jak palec, nawet nie mam z kim o tym porozmawiać... Co ja mam zrobić? chcę być z nim i przez te 3 dni naprawdę dużo zrozumiałam i zamierzam się zmienić, ale te głupie myśli, że mnie jednak zostawi mnie dobijają...
  2. W najbliższym czasie na pewno się wybiorę, ponieważ moje próby radzenia sobie poszły na marne , sama sobie nie pomogę... eh :/ -- 08 wrz 2013, 03:00 -- Jeśli macie ochotę podzielcie się swoimi radami i tym jak sobie radzicie - radziliście w takich sytuacjach :) z miłą chęcią poznam bliżej osoby z tym '' schorzeniem '' które mam ja
  3. Cześć! miło mi, że odpowiedziałeś na mój post. Czytam, nawet dość sporo. Myślę nad wizytą u psychologa-psychiatry z racji , że bardzo mi to przeszkadza w codziennym funkcjonowaniu, ale... postanowiłam sama coś z tym zrobić i to zwalczać, przecież nie mogę całe życie się bać i ukrywać przed światem, jestem na to za młoda. Tak więc staram się nie robić danej czynności kilka razy tylko raz i koniec. Nie oglądam się i nie wypatruję chorób, nie myślę przed snem o śmierci itp. STARAM SIĘ, nie zawsze wychodzi, ale wiem, że jeśli sama nie zacznę nic robić to będę w tym tkwiła przez dłuższy czas... niepotrzebnie. Jestem jakimś pechowym człowiekiem :) Pozdrawiam Cię serdecznie
  4. Witam. Na imię mi Sandra. Szukając informacji o mojej przypadłości natrafiłam na tę stronę, postanowiłam się zarejestrować i napisać kilka zdań... mając cichą nadzieję, że ktoś mnie zrozumie i wesprze. Tak więc, już w dzieciństwie odczuwałam natręctwa i lęki, takie jak -strach przed chorobami, śmiercią... Gdy się skaleczyłam, myślałam że dostanę zakażenia, że obetną mi z tego powodu palec, gdy jakiś przedmiot leżał, lub stał krzywo-nie po mojej myśli ustawiałam go najrówniej jak mogłam, tak samo z rzeczami w szafie, wszystko musiało być równo i dobrane kolorystycznie... W wieku 16-19 lat zapomniałam o tym, nie dosłownie, ponieważ czasami miałam takie zajawki, że umrę gdy czegoś nie zrobię, ale nie było to tak drastyczne jak w tej chwili... Jeszcze niedawno byłam wesołą, pełną energii, szaloną nastolatką, lubiącą się bawić, nie zważając na nic, - zaznaczę, że mam wrodzoną wadę serca, w przyszłości czeka mnie całkowity przeszczep. W tamtej chwili nie myślałam o takich rzeczach, nie przychodziło mi to na myśl, śmierć ? w życiu. Nocowanie u przyjaciółek, włóczenie się po mieście o 4 rano, picie alkoholu, po prostu , jak większość nastolatek w tym wieku-szalałam. Mimo choroby starałam się żyć normalnie, czerpałam przyjemność z życia. Niestety na początku tego roku wszystko się zmieniło. Śmierć najbliższej osoby, widok cierpienia... To był mój pierwszy poważniejszy atak, pamiętam , luty... późno wieczorem. Oglądałam film - duszności, uczucie , że zaraz zemdleję , że umieram... Mama wzięła mnie do szpitala, zrobiono mi badania, EKG , morfologia - wszystko było w porządku. Stwierdzono napad lęku. Lekarz podał mi coś na uspokojenie i przepisał dwie butelki Hydroxyzyny. Syrop niby miał mi pomagać w chwili stresu, lęku, bezsenności... miał Od lutego do dziś zawsze mam w szafce ten syrop, w razie czego, chociaż nie czuję aby mi nie wiadomo jak pomagał, fakt zasypiam po nim, czasami... gdy go nie biorę dłuższy czas, ale niestety organizm się do niego przyzwyczaja i nie zawsze działa. Po tej akcji dość często mam te ataki, bóle głowy, a lęk przed śmiercią jest na dziennym porządku. Nie było i nie ma dnia-nocy abym o tym nie myślała. Boli mnie głowa - guz mózgu , wylew, udar... zakuje mnie koło serca, serce, brzuch, no wiadomo , nerwy, czasami coś zakuje, zaraz włącza mi się, że to zawał, że rak, pieprzyk jest nie taki jak kiedyś rak, bolą mnie plecy rak, zawał , rak, serce nie wytrzyma... cokolwiek mnie nie zaboli ,mam wrażenie , że umieram. Najbardziej boję się nocy, w dzień jakoś zapominam, ale noc jest tragiczna. Spanie u przyjaciółki, siostry, chłopaka? Nie ma mowy, muszę być w domu przy mamie, bo nie daj Boże coś się stanie , kto mnie uratuje, nikt mnie nie zna tak jak moja mamusia... Perfekcja , wszystko musi być równe, czyste, nie może być okruszka na podłodze, przed spaniem układam równo poduszki, w szafach sprzątam 2 razy w tygodniu... wszystko robię w liczbie nieparzystej, wycieram ręce trzy razy, bo jak tego nie zrobię myślę, że coś mi się stanie. Nie mam już sił. Ta choroba odebrała mi całą radość z życia, nie umiem się z niczego cieszyć. Mój chłopak ma pretensje, ponieważ kiedyś byłam inna. Teraz boję się gdzieś wyjść, pojechać na wakacje, unikam bliskości. Mam 20 lat i co dzień boję się o swoje życie. Nikt mnie nie rozumie, lekarze mnie pocieszają , mówią że niczego nie mam się bać, że jestem młoda, że mam całe życie przed sobą. Boją się dawać mi leki, z powodu chorego serca... Nie wiem jak sobie z tym radzić, czasami chce mi się płakać, bo czuję że ta choroba jest psychiczna ja jestem psychiczna, a najgorsze jest to, że nikt mnie nie rozumie, każdy się z tego śmieje... Miałam napisać kilka zdań, ale musiałam ''komuś'' to powiedzieć, napisać... wyrzucić to z siebie. Jeżeli jest tu osoba, która to przeczytała i cierpi na tę samą przypadłość niech się odezwie, może w końcu poczuję, że nie jestem z tym sama. Pozdrawiam
×