Skocz do zawartości
Nerwica.com

Court

Użytkownik
  • Postów

    2
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia Court

  1. ala1983, Dziękuję, że odpowiedziałaś :) Sam zastanawiam się nad terapią, ale boję się tego, że będzie tylko gorzej i wpadnę w jakąś depresję, z której nie będę w stanie wyjść. Miałem myśli samobójcze od liceum. A czy na początku terapii nie było choć trochę lepiej, bo w końcu "wzięłaś byka za rogi" i postanowiłaś coś z tym zrobić? Nie odczułaś pewnej ulgi? Jak w ogóle wygląda taka terapia? Jest wycieńczająca psychicznie? U mnie też tak jest. Nawet jak kiedyś ojcu otwarcie powiedziałem, że był fatalnym ojcem, to nawet się tym nie przejął, nawet nie czuł smutku. Nic nie czuł. Największy żal mam do niego o to, że nie nauczył mnie czerpać radości z życia, z małych rzeczy. A ile się nasłuchałem jaki to on nie zadowolony i że chciałby umrzeć.. Lubi mnie tym szantażować emocjonalnie. Jest okrutny. Czasem to tak mi się nie chce, że śpię do 15 albo i dłużej.
  2. Witajcie! Jestem tu zupełnie nowy i nawet nie wiem jak zacząć.. Przez bardzo długi czas uciekałem od pewnych wspomnień z dzieciństwa i starałem się je wyprzeć z pamięci ale nie udało mi się... Przez bardzo długi czas nawet nie wiedziałem, że te wydarzenia wywarły na mnie i moje zachowanie aż tak duży wpływ. Myślałem sobie "to było tak dawno.. to niemożliwe żeby to miało wpływ na moje życie". Ale im bardziej zacząłem analizować swoje zachowanie, tym bardziej jestem przekonany, że wydarzenia z przeszłości po prostu zdominowały całe moje życie! Byłem wtedy w przedszkolu, miałem może z 5 lat... Byłem jakby pośrednią ofiarą molestowania seksualnego. Mój kolega chyba był molestowany (może przez ojca? nie wiem) i pewnego pięknego dnia podchodzi do mnie i mówi, że chce mi coś pokazać. Byłem ciekawy, więc poszedłem z nim. Zaprowadził mnie do kibla w przedszkolu i zaczął się rozbierać i kazał mi się rozebrać. Dotykał mnie itd. Używał wulgarnego języka (jako kilkulatek większości z tych słów wtedy w ogóle nie rozumiałem, byłem zbyt mały). W dodatku pamiętam, że prawie nakryła nas przedszkolanka i ten wstyd jaki wtedy odczuwałem i jej podejrzliwy wzrok będę chyba pamiętał do końca życia. Do dzisiaj kiedy ktoś na mnie patrzy, wydaje mi się, że "on/ona się domyśla", że "chce mnie rozgryźć", że wie że "zrobiłem coś niewłaściwego". To paranoja, ale to silniejsze ode mnie! Byłem zdecydowanie za młody na takie doświadczenia. Gdybym wiedział co stanie się w tym kiblu nigdy bym tam nie poszedł! Byłem ciekawy, jak każde dziecko w tym wieku. Nigdy nikomu o tym nie powiedziałem i mam wyrzuty sumienia, bo jeśli jego ktoś molestował, to gdybym wtedy powiedział komuś dorosłemu o tym, to może dałoby się go "ocalić". I może, gdybym np. poszedł do psychologa jeszcze jako dziecko, to teraz nie miałbym takich problemów. Naprawdę bardzo to przeżyłem. Stałem się chorobliwie wstydliwy, miałem i dalej mam problemy w nawiązywaniu znajomości, a kiedy czuję, że ktoś chce mnie "rozgryźć", to natychmiast zrywam kontakt. I zawsze czułem, że to co się stało, to moja wina, bo przecież poszedłem z nim do tego kibla albo może jakoś go sprowokowałem... Jednocześnie czuję ogromną niesprawiedliwość... Dlaczego to właśnie mnie spotkało?... Generalnie wstydzę się wszystkiego co związane jest z seksualnością.. Nie lubię o tym gadać i pewnie też dla tego w liceum unikałem swoich rówieśników (zwłaszcza kolesi), bo oni z reguły gadali o seksie, a mnie to krępuje. Najchętniej usunął bym tą sferę z życia, bo przywołuje u mnie złe wspomnienia z dzieciństwa. W związku z tym zawsze się izolowałem, nigdy nie utrzymywałem kontaktów z kimś "ze starej szkoły" itd. Czuję, że ludzie zwyczajnie mnie nie rozumieją. Nie mają takich problemów jak ja. Jestem zupełnie sam, ze wszystkim. Nie mam znajomych. Nie mam przyjaciół. Na domiar złego byłem bardzo dziwnie wychowywany, o ile można w ogóle mówić o "wychowaniu". Moi rodzice od zawsze byli bardzo pochłonięci pracą. Nigdy nie mieli dla mnie czasu i sami nie prowadzili zbyt intensywnego życia towarzyskiego. W domu prawie nigdy żadni znajomi rodziców nas nie odwiedzali. To był po prostu dom "zamknięty". Nie przywykłem w ogóle do towarzystwa ludzi, a wychowywaliśmy się z bratem głównie na telewizji.. Mama jest dobrą osobą i sama miała w życiu ciężko (despotyczny ojciec). Pracowała bo musiała ale jak była w domu, to zawsze poświęcała nam tyle czasu, ile mogła. Może i to było za mało ale doceniam jej starania i zawsze czułem, że mnie i brata kocha. Gorzej z ojcem. Nawet kiedy miał czas, to i tak wolał uciekać do pracy i zrzucać wszystko na mamę (sam wychował się bez ojca i chyba nie widział siebie w takiej roli, bał się że nie podoła?) Nigdy nawet nie zabierał nas na mecze, nie grał z nami w piłkę. Kiedy miał wolny czas to albo spał albo oglądał telewizję. Nigdy go nie obchodziliśmy, nigdy z nami nawet nie rozmawiał o naszych problemach - tak po męsku, jak ojciec z synami. Nie miałem skąd nawet brać męskich wzorców zachowań. On był zupełnie obojętny. Zawsze był egocentryczny- obchodził go tylko czubek własnego nosa. Reasumując: miałem naprawdę popaprane dzieciństwo i dopiero teraz (mam 24 lata obecnie) widzę, jak bardzo odbiło się to na mojej psychice. Zastanawiam się, czy jestem skazany na swoją "aspołeczność", na swój wieczny wstyd, na samotność i brak znajomych, czy da się to jakoś zmienić? Jestem nieszczęśliwy i niespełniony. W dodatku to cholernie boli, bo ludzie wkoło obwiniają mnie za to, że taki jestem, a ja wiem, że to przecież nie moja wina, bo ukształtowały mnie właśnie te wydarzenia - niezależne ode mnie. Zwyczajnie wkurza mnie ten totalny brak empatii i jestem coraz bardziej poirytowany. Już nie wiem co robić...
×