Skocz do zawartości
Nerwica.com

jakas3

Użytkownik
  • Postów

    1
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez jakas3

  1. Mam potrzebę ogromnego wyżalenia się, ponarzekania, usłyszenia choć kilku ciepłych słów właśnie od was kobiety. Mam potężny problem. Jest nim.. mój "ojciec". Dlaczego piszę w cudzysłowie? A no dlatego że ja go nie traktuje jako kogoś, kto mógłby być moim ojcem. Ale od początku.. Jestem młodą kobietą. Mam 23 lata. Miesiąc temu obroniłam tytuł licencjata matematyki, za rok wychodzę za mąż. Mam wspaniałego mężczyznę którego kocham ponad życie. Prócz tego mam również mamę, rodzeństwo i całą resztę rodzinki. Do tego wszystkiego wlicza się również "ojciec" - tyran (choć nie wiem czy to jest dobre określenie). Moje rodzeństwo jest sporo starsze ode mnie. Pamiętam, praktycznie odkąd się urodziłam, że "ojciec" kłócił się o byle co z moją siostrą - a to że nie zrobiła czegoś tak jak on chciał, a to że za dużo prądu używa, a to że często myje włosy i to za dużo wody idzie. Do tego ciągłe kłótnie "jego" z moją mamą. Z bratem w zasadzie też, ale brat jak to brat - po prostu to olewa. Rok temu mniej więcej w marcu "tata" dostał udar mózgu. "Na szczęście" nie przykuło go do łóżka. Jest w pełni sprawny, mówi (choć dużo słów nie pamięta). Odkąd pamiętam zawsze miał ciężki charakter. Zawsze był niezgodliwy. Do pewnego czasu mnie to w ogóle nie dotyczyło. Byłam jeszcze dzieckiem i w zasadzie było mi to na rękę bo mnie w jakiś tam sposób "bronił" przed awanturami z rodzeństwem albo z mamą o oceny tylko że w końcu dorosłam i zaczęły się takie mini awantury ze mną. Na początku niewinne o np. pozmywanie. Ale odkąd dostał udar, to zrobił się z niego totalny furiant. Są dni, gdy jest spokojny, opanowany, w zasadzie super "ojciec" - nawet w dzień obrony poszedł ze mną po tort czekoladowy (choć takiego nie cierpię.., ale liczy się gest). Ale są też takie dni, w których obie z mamą boimy się że nas kiedyś pozabija. Jest to osoba której zawsze trzeba przyznać rację - jak to się robi, to jest się jego najlepszym kumplem (ale sęk w tym że niestety on bardzo rzadko ma rację.. i zazwyczaj to, co chce zrobić, jest po prostu idiotyczne). Tak naprawdę osoba która jest chora uprzykrza życie innym. I tak właśnie jest z nim. Ja nie daję sobie już rady psychicznie. Jestem bardzo słaba. Byle drobnostka doprowadza mnie do łez. Jak mam sobie z tym poradzić? Jak podwyższyć mój stan psychiczny? Zaznaczam że nie chciałabym iść do psychiatry i szpikować się lekami - to właśnie robi moja siostra bo totalnie nie dawała sobie rady, zwłaszcza po wyjściu za mąż. "ojca" już nie zmienię, jednak bardzo boję się o mamę. I nie tych awantur itd, tylko tego że on jej coś zrobi albo jej się coś stanie. Ona ma problemy neurologiczne, nie powinna w ogóle mieć jakichkolwiek nerwów - a tu praktycznie dziennie "on" się o coś czepia..
×