Skocz do zawartości
Nerwica.com

wymianann

Użytkownik
  • Postów

    6
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez wymianann

  1. JAK JA ZATRZYNMAC PRZY SOBIE I BY BYLA SZCZESLIWA nie musiala udawac?
  2. jednak odpowiedz znalazlem w plikach w przegladarce i zamieszczam ja - Dzieki Autorowi za odpo. Hm, skuteczna metoda pomocy - ciężko mi powiedzieć, każdy jest inny, to naprawdę indywidualna sprawa, chociaż brzmi to jak slogan IMO, dobrze jest pomóc tej osobie zrozumieć to, co wstukałem jako odpowiedź na Twojego posta. Po drugie, utrwalać w prawdziwym przekonaniu, że jest w stanie się całkowicie wyleczyć - co własne, wydaje się dużo straszniejsze i osoby chore na wszelkie zaburzenia, nie tylko nn (także nerwica lękowa, depresje itp) często naprawdę myślą, że nigdy z tego nie wyjdą, a to bzdura. Chory, jak każdy człowiek, potrzebuje poczucia pewności - tyle, że chory, nawet jeśli tego nie okazuje, ma najczęściej stałe lub czasowe problemy z samooceną. Mimo, że dla Ciebie wydaje się to całkiem nieracjonalne, Ona może mieć w różnych, nawracających momentach odruchy, jakby wątpiła w to, czy chcesz z Nią być. Tak zwaną ''niepewność'',, otoczenia, siebie... Chory dużo gorzej reaguje, gdy bardzo mu na czymś zależy - jeśli się czymś nie przejmuje, idzie mu to jak z płatka, a jeśli bardzo się stara, np. żeby coś wyszło, że bliskej mu osobie było z nim dobrze - może nie dać rady z lękami i działać wręcz odwrotnie. To wszystko kwestia ukrytych lub jawnych obaw i uciekania przed nimi. Jak pisałem, w pewnym momencie uciekanie w nat4rectwa stalo sie odruchem, bledną reakcją na emocje, uczucia itp - od tego ''odruchu" można się "odzwyczaić", ale dzieję się to stopniowo, objawy słąbną aż do całkowitego zaniku, ale nie na ''pstryk''. W procesie zdrowienia zdarzają się oczywiście gorsze momenty - wtedy Ona może mieć wrażenie, że się cofa, czuć się, jakby była w punkcie wyjścia i takie tam - to tylko ułuda. Mi w takich chwilach bardzo pomaga, gdy porównam sobie ostatni miesiąc z kilkoma poprzednimi - nie ma ''bata'', zawsze wyraźnie widać, że jest dużo lepiej, ba, że leczenie nabiera tempa. Bo ono dzieje się coraz szybciej i szybciej i szybciej... Kolejna sprawa, odnośnie tego, co napisałeś. Rozumiem, że bardzo Ją kochasz, ale wybij sobie z głowy jakiekolwiek dostrajanie się do fal... To już ma mniejszy związek z chorobą, ale "You can't be who You're not. You just can't!". Nawet bardzo chcąc, nie udasz kogoś, kim nie jesteś i gdybys próbował, wyszłaby z tego świadoma lub nie maskarada - szkodliwa zarówno dla Ciebie jak i dla Niej. Wiem, że bardzo chcesz Jej pomóc w chorobie, ale pamiętaj - jeżeli chcesz, by chora szanowała siebie i dbała o swoje szczęście, nie poświęcając go na ołtarzu ''życia dla innych'', to sam musisz dawać dobry przykład. Ostatnia rzecz - widzisz, samo to, że kogoś dotknęło cierpienie, to żadna zasługa. Za to olbrzymią sprawą jest wrażliwość, otwartość na problemy innych, którą zyskujemy - zarówno Ci, którzy chorobę przeszli, jak i życzliwe im osoby ''towarzyszące'' - tego nam nikt nie zabierze, a z choroby się wyleczymy. Dlatego, bardzo ważne, by Ona zrozumiała kilka słów, które napiszę poniżej: NIE należy czekać z ''rozpoczęciem szczęśliwego życia'' do ''mitycznego'' momentu całkowitego wyleczenia - bo dopiero wyleczyć się możemy całkowicie, jeśli wcześniej zaczniemy w pełni żyć. Gdy będzie gotowa, uzna, że kontroluje swoje życie - Ona, nie ktoś inny, że nie jest ofiarą choroby, ''victim'', ale ''survivour'', kimś, kto coś przeszedł, że tak dowolnie to przetłumaczę. I że chorobe przeszłą - objawy, oczywiście, nie znikną od razu, będą i gorsze momenty, ale przestanie to mieć jakiekolwiek znaczenie. Po co Ci to wszystko napisałem? ano po to, byś mógł lepiej zrozumieć i pomóc Jej zrozumieć. Nie ma jednej metody, ale gdy rozumiesz, to wierzę głęboko, że będziesz wiedział, co robić, (a że głównie być sobą, to inna sprawa) jak pomagać - wszak z czego biorą się błędy, jak nie z braku zrozumienia? Nawet niecelowy, pojawiający się u osób serdecznych, ale mimowolny dystans bierze się właśnie z niezrozumienia. Jeśli idziesz na spacer z osobą bez jednej nogi, to nie zastanawiasz się cały czas, jak z Nią rozmawiać, by nie urazić, by pomóc itp - jasne jest dla Ciebie, że pewnych rzeczy nie zrobi tak jak inni, ale jest to już dla Ciebie całkiem normalne, oswojone - zachowujesz się normalnie, jesteś z tą osobą, bo mimo braku nogi nie przestaje być ani milimetr sobą. Czemu miałbyś inaczej traktować osobę chora na NN? Może mieć gorsze samopoczucie, może byc spięta, zdenerwowana, a dajmy na to, mieć nawet problemy z koncentracją - ale też w ani miligramie nie przestaje być sobą. Więc, oprócz zrozumienia, warto też zachowywać się całkiem normalnie - jak Ci przyjdzie do głowy ''delikatnie rozmawiać'', to porównuj to sobie do tego braku nogi i zastanów się, czy z osoba bez nogi też byś w takiej sytuacji ''delikatnie rozmawiał''. Czasami potrzebny jest każdemu porządny opieprz i nn nie ma tu nic do rzeczy. Pozdrawiam
  3. przestan o tym myslec [ Dodano: Dzisiaj o godz. 10:49 pm ] da to efekty jak mowilem
  4. Twilight dziekuje za odpowiedz, ale mam nadal prośbe czy moglmys to rozwinac. Mam na mysli - jak reagowac w konkretnych syt. gdy np. osoba sie sama nakreca - jak wtedy jej pomoc itd? Im wiecej czytam tym mam wiecej pytan
  5. Mam pytanie co zrobic i jak aby max. wesprzeć osobe majaca NN. Kocham Ta osobe. Czytam o tym wiele,ale te slowa z medycznym jezykiem sa jakiez bezdusznymi danymi statystycznymi - moge prosic Was o pomoc ! [/b]
×