Od kilku lat cierpię, przede wszystkim na depresję, ale to za mało powiedziane...
Przyczyna: tragiczna śmierć mojego dziecka, które niemalże na moich oczach wypadło śmiertelnie z okna.
Dziś: nie mam siły i chęci do życia, odcinam się od ludzi, nie robię nic mimo skończonych studiów. Nie umiem normalnie egzystować. Czuję się totalnie bezwartościowa. Jestem pasożytem dla rodziców i chłopaka, który mnie utrzymuje. Mam problemy z wyrażaniem myśli, percepcją. czuje się jakbym oglądała świat przez szybę, wszystko takie nierealne od tych kilu lat...
Na początku był szok, teraz to już jakiś przewlekły stan.
Nie potrafię zmobilizować się do życia.
Czy to Ptsd? jak mogę sobie pomóc? jak mogę chcieć sobie pomóc?