
Annulka
Użytkownik-
Postów
66 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
Treść opublikowana przez Annulka
-
Wydaje mi się, że "łatwiej" przyznać się do tego, że jest się inwalidą, że jest się nękanym przez rówieśników (wiele takich wątków już się tam pojawiało) czy że nie ma się rodziców niż że ma się depresję czy/i stany lękowe. Pierwszy raz spotykam się z taką historią w tym programie. Osobiście podziwiam dziewczynę za odwagę do przyznania się do tego oraz wystąpienia przed tak ogromnym audytorium. Oby takich ludzi było jak najwięcej, szczególnie w mediach - może dzięki nim zmieni się choć trochę sposób postrzegania osób z zaburzeniami lękowymi czy depresją na lepsze. Przecież wciąż wiele osób uważa, że tego typu zaburzenia/choroby to istny wymysł, lenistwo, wymigiwanie się od obowiązków, itp. Mnie bardzo podniosła na duchu wypowiedź jurora, który przyznał, że sam ma anxiety disorder i że jest to ogromne cierpienie. Mimo całej otoczki medialnej, robienia show pod publiczkę w takich programach sądzę, że tego rodzaju występy są pokrzepiające i potrzebne :)
-
Nie wiem czy widzieliście, warto obejrzeć :)
-
Tak, w pewnym stopniu ulżył Citronil (citalopram). Choć oczywiście nie uwalił derealki ale mogę zacząć próbować z nią walczyć i w miarę funkcjonować. -- 05 lip 2014, 23:21 -- P.S.1 Padło pytanie czy komuś przeszło. Tak, mi przeszło po paru latach. Wytraciło się w jakiś sposób ale i włożyłam masę pracy w jeżdżenie po mieście (bo z tym był kłopot). I zmieniłam miejsce zamieszkania oraz poszłam na drugie studia. Wszystko bez leków i jakiejś dobrej terapii. Natomiast wydaje mi się, że każda odsłona derealki jest nieco inna, inni jesteśmy też my i inaczej traktujemy kolejne remisje (mam na myśli przypadki osób, którym derealizacja wraca, tak jak np. mi). P.S.2 Zauważyłam jedną rzecz, która charakteryzuje wiele postów zamieszczonych tutaj. Bardzo dobrze rozumiem stan, w którym się znajdujecie (sama przeżywam go codziennie) i wiem jak wielką może powodować frustrację, złość, niechęć, utratę sensu życia, panikę, przerażenie, lęk, nienawiść do świata i siebie, zniecierpliwienie, smutek, żal, zazdrość a przede wszystkim - ogromną bezsilność. Wszystkie z tych odczuć są naturalną konsekwencją naszego stanu, niemniej, niektóre z nich (nie wszystkie) powodują to, że może być ciężej zmienić nasz styl myślenia a tym samym - wyjść z derealizacji. Kluczem do wyzdrowienia czy podjęcia prób wyjścia z derealki (co JEST jak najbardziej MOŻLIWE) jest zaakceptowanie naszego stanu i życia. Jest to jedno z zaburzeń, tak samo jak inne. Najbardziej pozytywna wiadomość jest taka, że jest ono jak najbardziej odwracalne. Jeśli wciąż będziemy zastanawiać się "czy tu jestem", "czy to miejsce jest realne", "czy ja istnieję", jeśli będziemy wciąż pilnować żeby wszystko czuć, odbierać, żeby się nie zgubić, żeby tylko mnie to nie złapało to tym samym utrudnimy sobie wyjście z tego stanu. On jest. Pewnie będzie mi towarzyszył przez jakiś czas, krótszy lub dłuższy. Jest wynikiem mojego ogromnego stresu, odgrodzeniem się od świata, w którym wyrządzono mi krzywdę; miejsca, w którym dane mi było przeżyć tak wiele negatywnych emocji. Przeszłości i ludzi nie zmienię ale mogę postarać się krok po kroku wychodzić z mojego odgrodzenia się od świata teraz. Muszę zaakceptować tę reakcję i uwierzyć, że NIGDY NIC mi się nie stanie. Odczuwam derealizację, nie mogę iść dalej/wyjść z domu/pojechać gdzieś/normalnie funkcjonować. Akceptuję to. Ok. Teraz chcę podjąć kroki, które pozwolą mi powoli wychodzić z tego. Bo jest to możliwe. Mam czas i daję sobie czas. Tyle ile trzeba. Staram się myśleć pozytywnie, cieszyć się z każdego sukcesu, układać sobie życie na swój sposób (jest to możliwe). Wszytko się ułoży. Wyjdę z tego. Moje życie ma sens. Jestem mocnym człowiekiem. Dam radę.
-
Tak, uważam, że ci, którzy to polecają mylą się. Przy derealizacji (to zaburzenie nie jest synonimem nerwicy, pamiętajmy o tym) mózg jest "wyłączony", nie odbiera świata jak należy broniąc się przed nim w taki właśnie sposób. Trzeba jak najbardziej zając się rzeczywistością. Im bardziej się w niej odnajdziemy, tym mniej się będziemy bać a zatem - będziemy mniej spięci. Nie chodzi mi o życie na pełnych obrotach wbrew sobie ale o odnalezienie spokoju w świecie, od którego nasz mózg ucieka. O akceptację tego, czego boimy się a co de facto nie jest groźne. To, że chcesz "wyłączyć" mózg nie sprzyja na skupianiu się na tym co na zewnątrz. To wciąż swego rodzaju ucieczka. Przeżyłam kilkanaście lat z derealizacją i z czystym sumieniem mogę stwierdzić, że jestem już "starym wygą" jeśli chodzi o tego typu kwestie. Miałam dużo czasu na przeanalizowanie tego zaburzenia. Wszystkie wnioski są konsekwencją wielu lat przemyśleń, doświadczeń, prób i cierpień. A także wyjścia z derealizacji na jakiś czas. U każdej osoby z derealizacją na podłożu nerwicowym (nie mówię tu o schizofrenii) zaburzenie to przejawia się w trochę inny sposób, sądzę jednak, że pewne kwestie są wspólne.
-
5-15 minut czegoś takiego dla osoby z derealizacją czy depersonalizacją to istny "gwóźdź do trumny". Trzeba zająć czymś myśli, zająć teraźniejszością, czymś co realnie istnieje a nie wprowadzać się w głębsze stany pseudo-rozluźnienia, powodujące de facto rozbicie, odpływanie, odseparowywanie się od siebie, itp. Czyli wszystko to czego powinniśmy unikać a co, pod płaszczykiem poprawy samopoczucia, tak naprawdę powoduje więcej spustoszenia niż mogłoby się wydawać. Nie wsłuchujmy się w siebie, nie wgłębiajmy się w nasze wnętrze. W tym momencie jest ono chore i pełne lęku. Derealizacja czy depersonalizacja wymagają wyjścia na zewnątrz, wyjścia w przestrzeń, przed którą się chronimy. Nie uciekania "w głąb siebie". Pozytywne emocje przyjdą jeśli uda nam się pokonać choćby pół procenta lęku przed tym co nas naprawdę przeraża - przed światem, życiem, ludźmi, przestrzenią, wychodzeniem z domu, itp. Trzeba wyjść do świata a nie jeszcze bardziej chronić się przed nim. Świat i nasze życie są takimi jakimi je widzimy. Jeśli pokonam siebie na zewnątrz odczuwam niebywałą satysfakcję a wówczas także i szczęście, zadowolenie, pozytywne emocje. Jest to faktem. Nie potrzebuję wzbudzać w sobie na siłę "pozytywnych emocji". Myśl powoduje emocję (negatywną lub pozytywną). Trzeba nauczyć się panować nad negatywnymi myślami a nie uczyć się wchodzenia w nie wiadomo jak "pozytywne stany" w momencie gdy czujemy panikę, lęk czy strach. Bardzo dobrą alternatywą niniejszych "medytacji" jest modlitwa, która pozwala na kontakt nie tylko ze sobą lecz na wyjściu na zewnątrz, na kontakt z osobowym Bogiem, na rozmowę z Nim. Która angażuje nie tylko nasze emocje. Która nie powoduje, że tracimy łączność ze sobą czy odpływamy. Która jest bezpieczna.
-
1. Po pierwsze - nie bać się go. Nic Ci nie zrobi. Nie zwariujesz, nie stracisz świadomości, nie zgubisz się. Wszystko pracuje jak należy. To jedynie (albo aż) paskudne odczucie, które przeraża ale jednocześnie jest zupełnie nieszkodliwe. 2. Przetrwaj atak. Istnieje coś takiego jak krzywa lęku. Taka górka. Najczęściej gdy osiągamy jej szczyt wycofujemy się. Sęk w tym żeby przetrwać apogeum lęku/paniki/złego samopoczucia; po jakimś czasie to mija i wówczas nasz mózg koduje sobie to bardzo dokładnie. Skoro mija i nic mi nie robi to nie jest szkodliwe ---> nie boję się już tego (i jego skutków) aż tak bardzo jak wcześniej. I tak krok po kroku. Ciężka terapia ale najskuteczniejsza. 3. Staraj się zająć czymś myśli. Jeśli myślisz o czymś innym nie myślisz o baniu się derealki a wtedy ona albo tak nie doskwiera albo czasem i na jakiś moment przechodzi. Jeśli jest źle - zadzwoń do kogoś, pogadaj o zwykłych sprawach. Wiszenie na telefonie naprawdę na początku bardzo pomaga w derealizacji, odciągając od Ciebie lękowe myśli. Możesz też wejść do jakiegoś sklepu, zająć się oglądaniem produktów, książek, zapytać o coś sprzedawczynię, itp. 4. Uprawiaj sport (to już ogólnie odnośnie derealki i zaburzeń lękowych). 5. Pracuj nad myśleniem. Przekuwaj negatywne myśli (albo ich zbieranie się) od razu na pozytywne. Nie pozwól aby negatywne myśli mogły zadziałać. To Ty możesz mieć nad nimi władzę a nie one nad Tobą. Jeśli to osiągniesz - to "jesteśmy w domu". Nie nakręcaj się, nie idź za swoimi negatywnymi emocjami; spróbuj nabrać dystansu, nawet i pośmiać się z tego. Każdy zdobyty przez Ciebie punkt da Ci ogromną satysfakcję i powód do dumy :) 6. Ćwicz oswajanie ataków paniki czy derealizacji (patrz: punkt 2) - oswojone nie są już tak straszne a z czasem mogą ustąpić. 7. Jeśli nie ma ataku - nie czekaj na niego. Nie ma go, jest ok; jeśli nadejdzie będę mieć wspaniałą okazję do przećwiczenia olania go, oswajania go, dania mu w tyłek Przecież i tak mi się NIC nie stanie. Nie myśl - "co będzie jeśli"; myśl "no i co z tego" (to z Bronwyn Fox, genialna rada). 8. Uwierz, że to minie. Być może nie od razu ale minie na pewno. To tak na szybko. Jeśli będziesz mieć jakieś pytania - pisz śmiało!
-
1. Tak, derealka zawsze na dworze, z większym lub mniejszym nasileniem ale jest i dokucza. Bez napadów paniki, no chyba, że jest mega napad derealki to i od razu panika/strach/lęk/uciekaj, itd. Ale raczej sama derealka i lęki ją powodujące/nią spowodowane (czasem nieuchwytne). Kiedyś miałam derealkę bez poczucia lęku - mózg się do niej po paru latach po prostu przyzwyczaił. 2. Mi osobiście nie ale mogą przy dd występować. Każdy ma trochę inne objawy ale ich spektrum jest szerokie.
-
Może dodam od siebie - im większy stres i długotrwałe napięcie tym wieksza derealka. U mnie derealkę spowodowała właśnie długoletnia trauma w szkole.
-
To jest właśnie "najzabawniejsze" - nikt, nikt dosłownie nie jest w stanie domyślić się, że inna osoba boryka się z derealką. Taki "niewidzialny wózek inwalidzki". Nie rozumiem tylko dwóch rzeczy - tak jak już wcześniej pisałam i się dziwiłam, że ludzie z tym funkcjonują w sensie technicznym, jeżdżą do pracy, oddalają się od domu na duże odległości, itd. A druga niezrozumiała rzecz to brak emocji, o których piszecie. Ja miałam tak wielkie emocje, że dopiero działanie leku spowodowało, że są na normalnym poziomie. Wróciło mi poczucie humoru i większy "olew", który był jednym z najbardziej niemożliwych do osiągnięcia odczuć wcześniej. Biorę Citronil - nie zneutralizował na maxa derealki ale pomógł w lepszej percepcji i uwalił napady lękowe, wytonował i pozwolił na pracę z terapeutą. Raz jest lepiej, raz gorzej ale jednak bardziej stabilnie niż przed wzięciem leku.
-
To jest właśnie "najzabawniejsze" - nikt, nikt dosłownie nie jest w stanie domyślić się, że inna osoba boryka się z derealką. Taki "niewidzialny wózek inwalidzki". Nie rozumiem tylko dwóch rzeczy - tak jak już wcześniej pisałam i się dziwiłam, że ludzie z tym funkcjonują w sensie technicznym, jeżdżą do pracy, oddalają się od domu na duże odległości, itd. A druga niezrozumiała rzecz to brak emocji, o których piszecie. Ja miałam tak wielkie emocje, że działanie leku spowodowało, że są na normalnym poziomie. Wróciło mi poczucie humoru i większy "olew", który był jednym z najbardziej niemożliwych do osiągnięcia odczuć wcześniej. Biorę Citronil - nie zneutralizował na maxa derealki ale pomógł w lepszej percepcji i uwalił napady lękowe, wytonował i pozwolił na pracę z terapeutą. Raz jest lepiej, raz gorzej ale jednak bardziej stabilnie niż przed wzięciem leku.
-
Nie za bardzo da. Ja nie mogę w ogóle nigdzie dalej się poruszać bo nic do mnie w dalszej odległości od domu nie dociera i boję się, że się zgubię, stracę świadomośc, itp. Mam wtedy wyłączone odbieranie świata jako realnego. Jestem tylko bardzo realna ja i jakaś magma wokół, której moje zmysły nie odbierają. Jak żyć z czymś t a k i m? P.S. Dlatego sie dziwię, że niektórzy z tym funkcjonują.
-
Ważne, że wiesz co to jest. Ja zmarnowałam parę lat (sic!) nie wiedząc co mi dolega, w związku z czym nic z tym nie robiłam przez ten czas.
-
Dla mnie ogromna. Im dalej od domu tym większa derealka. W domu jej nie mam.
-
Mi chodzi o odległość od domu. Jakim cudem możecie odchodzić/odjeżdżać od domu z derealizacją? Jeśli nic nie dociera to jak można się poruszać?
-
Czasem czytam, że niektórzy z derealką jeżdżą w różne miejsca. I zastanawiam się jak tego dokonują bo u mnie to jest największe zło, które mi derealka wyrządza. Niemożność przemieszczania się.
-
Nie wiem czy to zdanie do mnie ale - jeśli derealka trzyma to lęk jest. Ja go czuję mimo leków choć te w jakimś stopniu przynoszą ulgę i pozwalają się z derealką zmierzyć. Ludzie w autobusach mnie nie przerażają, najbardziej oddalanie się od domu.
-
Czy ktoś z Was z powodu derealizacji nie może jeździć autobusem/samochodem, etc.? (chodzi o odległości).
-
Jestem na lekach, stąd moje pytanie
-
No właśnie - co z braniem leków przez dłuższy czas? To pytanie padło jako temat osobnego wątku ale jestem ciekawa. Nie sądzisz, że długotrwałe branie leków może w jakiś sposób odbić się negatywnie na pracy organizmu? I w jaki sposób będziesz mogła poradzić sobie z lękami, myśleniem, itp. Tzn. - w jaki sposób wyzdrowiejesz skoro środek do celu (leki) przestał pełnić swoją rolę.
-
Mogę odnieść się jedynie do swojego przypadku, tj. nerwicy lękowej, której dominującym objawem jest derealka napędzana przez lęk, który czuć prawie namacalnie. Rozwiń proszę swój punkt widzenia bo bardzo interesuje mnie tematyka farmakoterapii i leczenia zaburzeń dysocjacyjnych. Rozumiem, że sama brałaś leki - jeśli tak, napisz jaki lek był najskuteczniejszy/pomógł.
-
Myślę, że trzeba skupić się na przekonwertowaniu myślenia i podejścia do świata oraz wypracować metody reakcji na stres, problemy, a także czasami i przewałkować niektóre z nich (bo doskwierają, ciążą jak balast, itp.). To samo z samooceną. Bronwyn Fox twierdzi, że zdrowa samoocena (nie za niska i nie przesadnie wysoka) i nerwica wzajemnie się wykluczają. Coś w tym jest. Wydaje mi się, że w taki sposób (czyli dobra terapia, na której trzeba z siebie dużo dać, plus pomoc farmakologiczna) można się wyleczyć. Zapominanie o tym, że coś nam doskwiera chyba nie jest nalepszym wyjściem - bo w jakimś celu nasz organizm przekazuje nam takie a nie inne sygnały. Ignorowanie bólu zęba na dłuższą metę nie jest efektywne, tak samo przesadne skupianie się na nim. Być może ból minie ale nieleczony może wrócić. Mi derealka wróciła bo nie była do końca wyleczona. Chodzi mi o to, że jeśli reagujemy dysocjacją na stres to musimy wypracować taką siłę i metody myślenia, że w momencie kiedy złapie nas jakakolwiek dysocjacja będziemy spokojni na tyle, że przejdzie (a przynajmniej lęk, który ją spowodował). Bo skoro to olewamy ale nie przechodzi to jest jakiś lęk, który to podtrzymuje. To tak na moją logikę. Nie wiem czy wyzdrowienie ma oznaczać, że od razu będę mogła "latać po świecie". Może to po prostu lepsze samopoczucie i możliwość spokojnego funkcjonowania, pewność, że mogę dojść w różne miejsca, podjąc pracę, itd.
-
Przy objawach dysocjacyjnych warto brać leki, choćby po to żeby mieć jak zacząć pracę nad sobą i własnym, nakręcającym d/d myśleniem bo w tym przypadku dosyć trudno zacząć pracę bez pomocy leków (choć nie jest to wykluczone). Jeśli objawy dysocjacyjne mają podłoże nerwicowe to jak najbardziej są powodowane przez lęk, wywoływany z kolei przez nasz sposób myślenia. Jak każdy inny objaw nerwicy, w zależności od tego jak dany organizm reaguje. Tak jak pisałam - skoro antylękowe benzo redukuje derealkę (np. w moim przypadku) to ewidentnie powodowana jest ona przez lęk. Leki jedynie zaleczają a nie leczą. Musielibyśmy brać je przez całe życie jeśli nie zamierzalibyśmy zmienić niczego w naszym sposobie myślenia, na którym wszystko się opiera (to tak jak branie Ibupromu zamiast pójścia do dentysty). Sądzę, że połączenie farmakoterapii z psychoterapią jest wyjściem najrozsądniejszym.
-
Ja gdybym nie miała nerwicy to bym się stresowała tłumem ludzi na ślubie. Więc najlepiej zaprosić tylko bliską rodzinę, nie robić weseliska a jakieś fajne, kameralne przyjęcie a ślub wziąć bez mszy, w skróconej wersji jeśli nie możesz wytrzymać w kościele tyle czasu. A tego dnia weź mocny lek antylękowy. Teraz przez pół roku chodź na psychoterapię - naprawdę może wiele zdziałać do tego czasu. Głowa do góry!
-
Zmiana podejścia nie jest łatwa bo trzeba zmienić cały sposób myślenia. Do tego potrzeba czasem długoletniej psychoterapii (w przypadku chęci poradzenia sobie z dd czy innymi przykrymi objawami w konkretnym momencie życia - terapii poznawczo-behawioralnej). Produkując takie a nie inne myśli (np. skupiając się wciąż na sobie i oczekując derealki) wywołujesz lęk. Lęk powoduje derealkę, nic innego. Skoro to Ty produkujesz myśli powodujące derealkę to i od Ciebie (na logikę) zależy produkcja myśli pozytywnych, dzięki którym mozesz poradzić sobie z lękiem a tym samym z objawami, ktore on powoduje. Trudność polega na tym, że trzeba wytrzymywać napady lęku i objawów z nim związanych uświadamiając sobie na własnej skórze, że nic Ci nie zrobią. Im większa tego typu świadomość tym mniejszy lęk przed lękiem i objawami przez niego powodowanymi. Błędne koło podtrzymywania lęku zamieniasz na koło osłabiania go. Czyli: nie powinieneś martwić się tym, że może Cię złapać derealka i że może nie puścić. Im mniej się tego będziesz lękać tym mniej będzie Cię ona dręczyła aż w końcu jej objawy się osłabią a ataki staną się coraz rzadsze. Tak samo jeśli Cię dopadnie - im bardziej to olejesz (wiem, nie jest to takie proste), tym stopniowo będzie mieć mniejszą "moc rażenia".
-
Majkel86 - na pewno wywołałeś dd tym, że go tak bardzo nie chciałeś dostać. To się pojawia często przy myślach typu "muszę" (gdzieś dojść), "nie mogę" (nie dojść, zawalić tego), itp. Automatem wytwarzasz presję na samym sobie i derealka gotowa. Najlepiej dać sobie furtkę pt. - jeśli mnie dopadnie to nic, świat się nie zawali, pojadę innym razem/będę i tak cieszył się z wyjazdu/i tak już daleko zaszedłem w leczeniu, itp. Czyli pozytywy. Pozytywne myślenie jest Ci teraz baardzo potrzebne. I cierpliwość, jak zawsze eurydyka1, odpowiedź na Twoje pytania napiszę na priv