Skocz do zawartości
Nerwica.com

Yuzuki

Użytkownik
  • Postów

    4
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Yuzuki

  1. po co mialby obwieszczac calemu swiatu ze byl u psychiatry? Sama byłam ździwiona takim publicznym wpisem. Dlatego myślałam, że to jakiś żart, a tu nie, że na serio. No dla mnie to było "wtf". Może twierdził, że problem nie jest aż tak poważny, żeby to trzymać tylko między nami... sama tego nie rozumiem x) Nie tyle zaistnieć, co się wyżalić, ochłonąć, szukać porady u innych, nie tylko wśród znajomych. Niestety jestem osobą, która lubi robić z igły widły, a ulgę znajduje w wyżalaniu się. Mój dotychczasowy spokój został zburzony i teraz wpadam w panikę (niesłusznie zapewne), ale taką mam naturę. Sama też planuje wizytę u psychologa, bo czuję że moje zachowanie, brak pewności siebie i ogólny strach ma zapewne głębsze podłoże (no cóż, rodzinka moja podchodziła pod patologiczną, na takiej rodzinie normalna nie mogłam wyrosnąć). Zobaczymy co z tego wyniknie. Mysle ze dobra opcja dla Was byłaby wizyta u psychoterapeuty- konkretnie chodzi mi o terapie dla par. jeśli faktycznie nam się nie poprawi, to pomyśle nad tą opcją, ale to już w ostateczności. Jak już abraxas powiedział/a, musimy nauczyć się rozmawiać o swoich problemach, bo inaczej to psychoterapeuta będzie naszym nowym miejscem spotkań xD
  2. No właśnie problem mamy taki, że boimy się sobie mówić o rzeczach, których nam nie pasują (myślałam, że tylko ja to mam, ale teraz widać, że i partner ma z typ kłopoty), kłócić się nie kłóciliśmy chyba nigdy. Pewnie bał mi się powiedzieć w twarz co myśli, bo wie, że jestem bardzo wrażliwa i pewnie się bał, że mu zejdę na oczach lub się rozpłaczę. I pewnie szukał porady "jak on ma mi to powiedzieć". A do psychiatry poszedł pewnie dlatego, że nie odróżnia go od psychologa xD (tak myślę).
  3. Jeśli chodzi o sam temat, mam trochę podobnie. Tylko trochę, gdyż wiem, że partner mnie kocha i ja kocham jego. Po równo. Umiemy sobie okazywać pozytywne uczucia i nigdy nie nadużywamy słowa "kocham", ale wiem kiedy sobie to mówić :) natomiast w tej chwili czuje inny lęk ( o którym możecie poczytać w moim poście "Kłopoty" w związku?"). Bo jeśli chodzi o mówienie sobie 'co się nam nie podoba" to oboje mamy z tym kłopot. Nie kłócimy się. Np. mnie się ostatnio nie podobało, że partner siedzi tylko na kompie, że nic mu się nie chce za bardzo, co przekładało się na moje chęci i takie tam. Nie mówiłam mu tego, bo nie przeszkadzało mi to aż tak, nie widziałam w tej naszej rutynie kłopotu (bo rutyna to rzecz, która każdego czeka), a tu nagle ni z gruchy ni z pietruchy dowiaduje się tego i owego (to też w moim poście opisałam) i teraz chcielibyśmy zmian, ale boje się, że nawet gdy będzie nam dobrze, to on tak naprawdę nie będzie szczęśliwy. I w tej chwili czuje taki strach, czy spełnię oczekiwania partnera, czy ja nagle nie zacznę za dużo wymagać itp. itd. Nie jest to jakiś duży strach, bo raz znika, raz się nasila. Ale przyznam, chetnię posłuchałabym jakieś porady :) jeśli chcielibyście mi coś poradzić/wyjaśnić, to zapraszam na mój temat! (I może to zabrzmi samolubnie, ale teraz widzę, że naprawdę nasz "kryzys" to nic w porównaniu z kłopotami niektórych ^^")
  4. Witam, jestem nowa na forum, gdyż mam pewien kłopot i szukam porady lub wyjaśnienia. Otóż żyje w szczęśliwym związku z partnerem prawie 5 lat. Jesteśmy zaręczeni prawie od 2 lat. Ostatnio żyliśmy dość rutynowo, zwłaszcza, że partner kilka miesięcy temu stracił pracę i głównie siedzi w domu. Nie mieszkamy razem, zarówno on jak i ja mieszkamy z matkami i z rodzeństwem, więc zawsze wpadałam do niego tak na 3-4 dni w tygodniu. Wszystko było ok, ale do czasu. Gdyż pewnego dnia dowiedziałam się, że mój partner zapisał się do psychiatry (dowiedziałam się tego z jego wpisu na Facebooku a nie z jego ust), kiedy w końcu mi powiedział (dopiero po wizycie u psychiatry), to okazało się, że nie jest do końca szczęśliwy w związku i że szukał pomocy. Oczywiście się zestresowałam, bo nie rozumiałam o co chodzi, gdzie był powód. Kiedy się zobaczyliśmy w 4 oczy to wyjaśnił, że (głównie) przeszkadzało mu to, iż ja potrzebuje w życiu być "prowadzona za rączkę" (w sensie, ze mam problemy z podejmowaniem decyzji, boje się iść do pracy, nie wierzę w siebie), no i że częściowo go rutyna męczyła, (ale rutyna to nie był główny powód). Ale też dodał, że psychiatra sam go ochrzanił z góry na dół za jego podejście w związku, powiedział, że wina jest obustronna i że te 3-4 dni widywania się przez 24h na dobę to za dużo i mamy to ograniczyć. W sumie się ucieszyłam z takiego obrotu spraw, bo faktycznie nie byłam może najszczęśliwsza ostatnio, ale ja ogólnie mam dość małe wymagania i mi po prostu to nie przeszkadzało (aż tak), więc cieszyłam się, że nastąpi w naszym życiu zmiana. Oczywiście na lepsze. Gdzie tu jest problem zapytacie... otóż właśnie nie wiem, bo chodzi o to, że czuje strach. W sensie po tej rozmowie o psychiatrze nie widzieliśmy się 2 dni, ale potem jak do niego pojechałam, to wszystko było normalnie, w sensie dzień jak co dzień można rzec i właśnie od tego momentu JA mam problem... gdyż pod koniec tego dnia poczułam strach gdy zobaczyłam minę swego partnera. Wydawała mi się znudzona. Co w tym dziwnego, ale ja jakoś odebrałam to źle i w głębi ducha zaczęłam się stresować, że "och nie, dziś dzień znowu był rutynowy, nic takiego dziś nie zrobiliśmy, co on sobie w tej chwili myśli, pewnie zastanawia się nad sensem naszego związku" i inne tego typu myśli. Następnego dnia, ten lęk znikał (gdy widziałam, że z partnerem wszystko jest ok np. że się śmieje, normalnie zagaduje) a czasami wracał. Od wczoraj jestem teraz u siebie i dziś też ten nie do końca zrozumiały przeze mnie lęk narasta i znika lub jest umiarkowany. I tu mam ten kłopot. Te ciągłe banie się, nawet gdy o tym nie myślę, mnie wykańcza (bo kiedy się martwię, to kurczy mi się żołądek i nie jem lub jem mniej). Nie wiem jak się tego pozbyć, bo wiem, że ten strach po prostu sobie sama podkręcam. Osobiście uważam, że boje się po prostu tego, że nie spełnię oczekiwań swego partnera (chociaż poza tym, że mam zmienić podejście do życia, to nie wiem czego on ode mnie oczekuje), i że będę chciała nas uszczęśliwić "na siłę", a tego nie chcę. Myślę, że być może straciłam do niego po części zaufanie, w sensie, że nawet jeśli ja będę sądzić, że jest nam dobrze, to niekoniecznie on będzie tak myśleć. Ja naprawdę go kocham i wiem, że on też mnie kocha, ale zaczyna mnie męczyć mój własny strach, że go stracę, a tego nie chcę (ani go stracić, ani się tego obawiać). Oczywiście zamierzam z partnerem w najbliższych dniach porozmawiać o tym moim lęku, i żeby nie oczekiwał, że zmienię się z dnia na dzień itp. (obiecałam mu, że będę mu mówić o swoich zmartwieniach)... ale do do tego czasu...jak ja mam się ogarnąć? x) Pozdrawiam!
×