Witajcie. Postanowiłam napisać o swoich lękach i streścić krótko swoje krótkie życie. Stresy i lęki...Bardzo ciężka sprawa. Męcząca....nie tylko mnie, ale i otoczenie. Towarzyszy mi wszędzie. Taki niechciany rzep czy ciągle rozwiązująca się sznurówka. Próbuje się pozbyć, staram się i walczę. Średnio wychodzi, bo brakuje sił. Jak? Chyba zależy od dnia i od czynności jakie mi towarzyszą.
Chyba największym lękiem jest sam fakt odrzucenia,przebywania w większej grupie ludzi gdzie wymagane jest być aktywnym. Nie chce by zwrócono na mnie uwagę i oceniono. Wiem,że to niemożliwe, ale co poradzić.... wszystko siedzi w głowie i nie chce wyjść.
Czynności robione przy kimś obcym. Stresujące. Mam trudności z samooceną. Niby wiem, że jestem w czymś dobra, ale wszystko wygasa. Przestaje w to wierzyć. Pomaga mi tylko nazwa uczelni,że byle kto się tam nie dostaje...trzeba pokazać umiejętności. Co z tego jak niezadowolenie zostaje. Dużo wymagam od siebie,a mało robię. Ciągłe myślenie i próba uporania się z tym jest uciążliwa.
Zastanawiam się co było przyczyną...szkoła początkowo wymagała, rodzice też. Gimnazjum było w moim przekonaniu walką o uwagę. Znajomi byli,ale chyba nie tacy jakich sobie wymarzyłam- a marze dużo. Zawsze szukałam czegoś wyjątkowego,kogoś z kim będę mogła zwalczać świat. Wiedziałam,że sama sobie nie poradzę...i tak zostało. Liceum...tam był klimat. Wiedziałam,że to to...rozwijałam zainteresowania,spotkałam osoby z którymi można było porozmawiać. Towarzystwo też wymagające, rozmowy na poziomie. Pasowało mi to,ale pamiętam, że wtedy lęki zaczęły się nasilać. Nie wiem dlaczego. Paranoje i brak akceptacji...a przecież nic nie wskazywało na to, że nie pasuje do otoczenia... pasować-pasowałam.tylko ciągle wskazówki, że jestem za głupiutka i że za mało się angażuje. Nie należę do zbyt otwartych osób i kontakt było ciężko złapać. Podobno sprawiałam wrażenie niezainteresowanej- a przecież byłam. Później przykra sytuacja, rozstanie z bliską osobą. Szukałam 'co znowu źle zrobiłam?', wyrzuty sumienia. Ostatnia klasa liceum. Wszystko na głowie. Nagle okazuje się,że mam problem z maturą- nie zdałam,ale przecież wiedziałam,że zdałam!!!!.....tylko brak koncentracji i jakiś przypadek rządził tym wszystkim. Źle przepisane na kartę odpowiedzi. Uwierzyłam w to,że nie umiem...rodzice też w to uwierzyli. samoocena spadła o wielokroć... później hmm no cóż, radziłam sobie z robotą, ale nie ze sobą. Wakacje skończyły się na nauce i ciągłym rozmyślaniu co teraz. chciałam iść na studia. nie mogłam zostać w swoim mieście. Ciągły natłok myśli. no ale cóż udało się... Jestem po pierwszym roku studiów. Nowe miasto, nowe otoczenie. Początki trudne. Trafiłam na kiepskich ludzi. Każdy każdym się interesuje, ploty i różne takie. Nagle jesteś obiektem zainteresowania, a wcale nie chcesz. Uspokoiło się,nie wykazywałam zainteresowania. Niby fajnie,ale jednak czasem trzeba się komuś wygadać... Rozmowy tylko przez internet z byłymi znajomymi. Na stancji- kontrola. trafiłam na osobę zupełnie inną- głośną, siejąca zamęt, zainteresowanie, lubiącą być w centrum uwagi. Wszędzie ploty, ciągła kontrola a później rozwalanie tego co jadłam,gdzie byłam itp... Charakter typowej gospodyni. ocenia nie po tym jaka jestem tylko czy zrobiłam sobie dobry obiadek,czy ładnie posprzątałam..sprawy które nie mają dla mnie żadnej wartości. Jeżeli coś poszło nie tak to pogarda najwyższego stopnia:) Nauczyłam się to olewać,ale było gdzieś w pamięci. Rok ciężki. Nabawiłam się choroby jelit- ze stresu. Teraz dom, wakacje i rutyna. Przyjechałam,spotykałam znajomych i usłyszałam,że stałam się zgorzkniała, nic mnie nie cieszy i jestem bardziej drętwa niż byłam. Koleżanka bierna. Raz nawet usłyszałam,że mogę być socjopatką haha. Boje się wszystkiego,wręcz czekam aż wydarzy się znowu coś przykrego. NO CHORE!!! Nie chce tak...co robić? Szczerze mówiąc nawet nie wiem gdzie mam szukać pomocy. Myślę,że jestem w stanie się sama wyleczyć,bo chcę! Chęci były zawsze,ale gorzej z działaniem. Niemoc, takie 'bo nie'. Ciężko wytłumaczyć. Czuje się jakbym była zamknięta w plastikowym przezroczystym pudełku. Jestem obecna,ale hamuje się i jestem ograniczona. Nie wiem czy ma to związek z jakąś fobią społeczną, depresją czy po prostu zaburzeniami osobowości... nic nie wiem