Skocz do zawartości
Nerwica.com

DontWorry

Użytkownik
  • Postów

    9
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez DontWorry

  1. Nie uważam,że musisz się z tego spowiadać. Spowiedź polega na wyjawieniu grzechów,które popełniasz ze świadomością. Choroba czy jej objawy nie są grzechem,zwłaszcza przy nerwicy myślowej,bo nie jesteś w stanie nic z tym zrobić. Miałam tak samo uwierz mi,ale kiedy zrozumiesz,że to twoja głowa płata Ci głiupie figle zrozumiesz,że ty tak naprawdę nicemu winna nie jesteś. Masz te same dylematy co ja miałam kilka lat temu. Półtorej roku w gabinecie psychologa i dwa lata spokoju. Myślałam,że już tu nie wrócę a jednak... Dosyć poważny związek i coraz częściej mój chłopak wspomina o dzieciach i co.. i znowu natręctwa na temat dzieci i znowu lęk,że może jednak jestem tym okropny człowiekiem na P, którego nazwy nawet brzydzę się wypowiedzieć. Ale jeszcze dwa tygodnie,ba tydzień temu było wszystko w porządku. Mogłam normalnie przejść obok dzieci,uśmiechać się do nich, brać na ręce i nic mi się nie działo. Mój chłopak zaczął wspominać o dzieciach i ja chyba się tego boję,zawsze się bałam,że psychicznie nie wytrzymam zwłaszcza jeżeli coś byłoby nie tak,jeśli byłoby np chore. Ale ta nerwica chyba na tym polega,że robimy w myślach rzeczy,które w rzeczywistości nas najbardziej brzydzą,że robimy krzywdę ludziom nam najbliższym... Wiem,że nie jestem tym człowiekiem z moich myśli,wiem,że też nim nie jesteś,ale rozumiem Twój lęk i obawy bo ja też je mam... ;( Ale może to nie tylko to,że on zaczął o tym wspominać,biorę Ditropan na problemy z pęcherzem,więm,że jednym z jego skutków ubocznych są stany lękowe,czy myślicie,że może on powodować nawrót mojej nerwicy,albo osłabia moją psychikę? Od stycznia chodzę często do toalety, wszystkie badania mam w normie,czy moze być to nie problem pęchera a jednak natręctw? Zaczeło się kiedy zaczełam się spotykać z moim fcetem i kiedy zaczęło być między nami poważnie...? On nie wie,że mam newicę (tak ciężko przychodzi mi wymówić to casie teraźniejszym,bo jeszcze tydzień temu mogłam śmiało powiedzieć miałam) mam mu zamiar o tym powiedzieć,ale boję się jego reakcji,że się przestraszy,że może to przejdzie na dzieci albo coś... Tyle mysli i obaw nic dziwnego,że to wraca ;(
  2. U mnie zaczęło się właśnie od tych bluźnierczych myśli (ok 9 lat temu:( ) z czasem jednak zmieniły swój kierunek i treść. Przeszły na dziadków,zmarłego wujka na mamę. Chodzę na terapie i niektórych się pozbyłam,niektóre odepchnęłam gdzieś na bok. Najgorzej jest kiedy dotykają mnie kolejne niepowodzenia wtedy te myśli do mnie wracają. Dzięki terapii nie ma już we mnie takiego strachu jaki był kiedy nie wiedziałam skąd akurat takie myśli mnie się uczepiły. Jednak okazuje się,ze to wszystko co nas gnębi ma swoje odzwierciedlenia w tych co do tej pory przeżyliśmy. Nie muszą to być traumatyczne przeżycia,mogą to być zwykłe komentarze typu "ty łamago znowu zbiłaś talerz" "co ty tuman jesteś,nauczyć się tego nie możesz" itp,wypowiadane przez najbliższe nam osoby. Kiedy usłyszysz coś takiego kilkakrotnie to podłapiesz w tym ocenę Twojej osoby. Ocenę tą stawia ci najbliższa w tamtym momencie osoba (mama/tata/babcia). Zasiewa w Tobie malutkie ziarenko,które przy każdym niepowodzeniu powolutku zaczyna kiełkować.Przy każdym niepowodzeniu zaczynasz myśleć a może rzeczywiście jestem łamaga i tuman. Po kilku latach jest już tak duże,że nieświadomie obwiniasz osobę,która to ziarno w tobie zasadziła. I tak bardzo jak byś chciała przestać tak trudno jest to zatrzymać. Najważniejsze to znaleźć problem,dokopać się pamięcią do sytuacji, rozliczyć się z nią, z osobami (oczywiście rozliczyć się w sobie,bo często jest tak,że osoby,które nam wyrządziły w jakiś sposób krzywdę,wcale nie miały takiego zamiaru,problem był w tym,ze my akurat tak to odebraliśmy a nie inaczej) wrzucić to wszystko do worka z napisem "przeszłości nie zmienisz na przyszłość masz jeszcze wpływ" i zrobić krok do przodu. Trudne wiem,ale wykonalne.Trzeba tylko "trochę" nad tym popracować... Natręctwa związane z religią też są symbolem czegoś. U mnie okazały się symbolem żalu do rodziców. Bóg jako ojciec itp. Męczyły mnie bardzo długo,teraz już prawie w ogóle znikły. Wiem jedno po tej terapii,chociaż jeszcze trudno mi się tego nauczyć. Kiedy jesteśmy na kogoś źli powiedzmy mu o tym,kiedy ktoś nas obraża-odpowiedzmy, kiedy jest nam smutno nie zamykajmy się w czterech ścianach ale znajdźmy sobie kogoś z kim będziemy mogli o tym porozmawiac,albo wspólnie pomilczeć. Nie chowajmy uczuć tylko dla siebie,okazujmy nie tylko miłość i szczęście okazujmy też smutek,żal,pozwólmy sobie czasem na słabość,nie bójmy się jej pokazać,okazujmy złość.Bierna agresja też jest dobrym uczuciem.To oczyszcza.Kiedy nie pozwalamy takim uczuciom wypływać,one zalegają do jakiegoś czasu a kiedy ciągle staramy się utrzymać je w ryzach one i tak wyjdą m,in w natręctwach. Rozliczmy się z naszymi uczuciami i idźmy na przód.
  3. zmęczona1, nie bój się iść do psychologa. Ja tez sie bałam. Widzę,że masz bardzo podobny problem do mojego.Też obawiałam się powiedzieć mojemu terapeucie o myślach pedofilskich. To była najbardziej wstydliwa rzecz jaka musiała przejść mi przez usta,ale wiedziałam,ze muszę to zrobić. Chociażby po to,żeby sie w końcu upewnić. Po kilku sesjach w końcu się odważyłam. Upewniłam się,że jest to po prostu kolejna natrętna myśl. Obok tych religijnych,niemoralnych,bluźnierczych, bok życzenia śmierci moim najbliższym,obok cieszenia sie ze smierci najbliższych. Psycholog przyjął to normalnie. Oczywiście padło pytanie czy byłam molestowana czy coś w tym rodzaju. Wydaje mi się,że musiało paść takie pytanie. Bo jakoś trzeba było ukierunkować "ścieżkę" do podłoża tego problemu.Kiedy moja odpowiedź był przecząca,pani Psycholog razem ze mną zaczęła"wędrówkę" w przeszłość. Myśli natrętne, jak mi prawie na każdej sesji tłumaczy,to uczucia,obawy,które wychodzą z nas właśnie w taki sposób jeśli nie potrafimy wypuścić ich w postaci takiej w jakiej wyjść powinny. Ja zawsze miałam mnóstwo empatii do tego,że dzieciom dzieje się krzywda, zawsze to jakoś przeżywałam. Oglądając wiadomości,filmy. Zawsze to mnie najbardziej ruszało. Obawiałam się tego dlatego mój umysł psikusa mi robi obracając mój strach przeciwko mnie. Mówisz,że oglądałaś film o lesbijkach. Ja oglądałam "Małe Dzieci" gdzie jednym z bohaterów był pedofil. Film mnie poruszył,obrzydził...mózg zapamiętał, zakodował to uczucie. Byłaś szczęśliwa,że masz heteroseksualną rodzinę. Oglądając film miałaś co do niego jakieś odczucia, mózg to zakodował i teraz to obraca przeciwko Tobie. Warto iść na terapię,bo pomimo tego,że wytłumaczenie jest na to dlaczego akurat takie myśli nam przychodzą do głowy,to jednak wszystko to ma głębsze dno. Np moje bluźniercze myśli na temat Jezusa,Boga. Wszystko to okazało się powiązane z moimi rodzicami. Z naszymi wspólnymi relacjami. Bóg Ojciec. Ojciec. Odniesienie do rodziców. Utożsamianie sobie go z nimi. Trochę może dziwne,ale od uświadomienia sobie tego takie myśli mnie już nie męczą. Po sobie widzę,że terapia bardzo mi pomogła. Myśli jeszcze są,ale nie ma strachu. Strachu,ze jestem osobą z tych myśli.
  4. To samo u mnie + tak jak założyciel tematu, przeprowadzam rozmowy/odgrywam "sceny",które już się wydarzyły na nowo,po swojemu ze swoimi dialogami itp. To kolejny mój problem,który przerabiam na terapii...ucieczka ze świata realnego w nierealny. Co prawda ta ucieczka nie jest zła jeśli nie jest zbyt częsta i intensywna. Tak jak większość łapałam się na tych swoich rozmowach z samą sobą dopiero po pewnym czasie,po pewnym czasie też uświadomiłam sobie,że to w ogóle robię. Tak jak większość z Was też to sprawiało mi przyjemność. Jednak u mnie jest to zaburzenie na tle lękowym. Niestety scenariusz,który pisze w myślach raczej nie wydarzy się w realnym świecie i to nie dlatego,że jest to niemożliwe,ale dlatego,że lęk przed takim obrotem spraw mnie hamuje. Hamuje przed tym żeby w realnym świecie być taką jak w swoim scenariuszu. Wyobraźnia kontrolowana przez nas jest dla nas bezpieczna,dlatego najczęściej tam robimy rzeczy,które chcielibyśmy móc zrobić w realu,bo mamy pewność,że w wyobraźni stanie się to co chcemy,żeby się stało. W rzeczywistości tej pewności nigdy nie ma.
  5. U mnie jest tak,że nie może być za cicho w ciągu dnia. Przeważnie tę ciszę zagłuszam muzyką. Co do filmów,to moją ucieczką jest właśnie oglądanie seriali,których oglądanie sprawia mi przyjemność. Może dlatego tak bardzo uciekłam w Koreę. Filmy stamtąd,seriale,muzyka...to wszystko tak lekkie,przyjemne i kolorowe sprawia,że te moje myśli odchodzą. Jednak to tylko chodzi o dzień,bo kiedy przychodzi noc,muszę mieć absolutną ciszę. Bez stoperów nie zasnę a nawet najmniejszy hałas od razu wywołuje we mnie złość. Niestety wczoraj na terapii razem z panią psycholog uznałyśmy,że zaburzenie snu to kolejny objaw mojej nerwicy Już czasem naprawdę myślę,że nie dam rady....
  6. DontWorry

    Filmy i seriale

    Ja ostatnio oglądam Twisted, Pretty Little Liars,Baby Daddy, 2 Broke Girls,Teen Wolf, Dexter ciagle czeka z ostatnim sezonem na mnie^^ a ja czekam na powrót Supernatural,Arrow,Vampire Diaries, 2 Half and Men i How I met your mother. Dosyć tego mało jak na mnie,ale nadrabiam za to serialami(czy jak to się u nich nazywa dramami) azjatyckimi.Głownie z Korei,Japonii i Tajwanu. Jakby ktoś był zainteresowany produkcjami z tych krajów to chętnie coś polecę :)
  7. Filmy potrafią wpłynąć na naszą psychikę i to bardzo mocno,zwłaszcza jak na to pozwolimy,jak chociażby zbyt emocjonalnie przeżywamy to co na ekranie. Ja swoje natręctwa mogę trochę powiązać z filmem "Małe dzieci" gdzie był wątek pedofilski. Rola tegoż pedofila,została tak napisana i zagrana,że po tylu latach od obejrzenia tego filmu ciągle mam przed oczami jego wygląd i zachowanie. Do tej pory żałuję,że w ogóle zdecydowałam się go obejrzeć. Nasz umysł chłonie bardzo dużo rzeczy z otaczającego nasz świata,niestety czasem nieświadomie przyjmujemy coś (albo interpretujemy tak a nie inaczej) co później może objawiać się właśnie natrętnymi myślami.
  8. Nie wiem,czy jest to możliwe,dla mnie nie było, ciągle w sumie nie jest.Dalej na terapię chodzę i jeszcze długa droga przede mną,aby pozamykać wszystkie "niezałatwione sprawy", poradzić sobie z nagromadzonymi kiedyś uczuciami,którym nie dawałam ujścia, przerwać wewnętrzny konflikt,który te nagromadzone uczucia we mnie wywołały.Zwłaszcza niewyrażana a wręcz tłumiona agresja i złość. W czasie terapii zdałam sobie sprawę jak bardzo byłam nieświadoma tego jak rzeczy,które ja uważałam za dobre,wydarzenia które mi się przytrafiły itp nieświadomie brałam do siebie i jak wielkie, niewidoczne wtedy jeszcze piętno odbiły na mojej psychice. Moja terapeutka ciągle powtarza,że musimy sprawić aby to co nieświadome stało się świadome,bo tylko wtedy będę mogła sama w sobie to wszystko poukładać i pozamykać. Terapia to ciężka praca. Moja pierwsza wizyta była straszna.Pierwsze spotkanie,nieznana osoba a Ty musisz mówić o rzeczach,które tak strasznie cię przerażają,że mówiąc o tym aż masz łzy w oczach,ale juz na tej wizycie,postawiono mi diagnozę i już po tej jednej rozmowie wyszłam z gabinetu pełna nadziei i z jaśniejszym umysłem... Czy dasz sobie radę bez terapeuty,trudno powiedzieć,jednak terapia to nie jest zła rzecz i jeśli te natręctwa ciągle Cię męczą to może warto iść :)
  9. Mam to samo... Od stycznia chodzę na psychoterapię,trudno powiedzieć czy widzę postępy..na pewno jest mi lżej,pani psycholog też dużo mi wytłumaczyła na temat tego co się ze mną dzieje i jakie mogą być tego przyczyny.Jednak zdaję sobie sprawę,że jeszcze bardzo dużo pracy przede mną... Z tego co zdążyłyśmy ustalić moje problemy zaczęły się już ponad 9 lat temu...pojawiły w postaci myśli bluźnierczych i seksualnych ze świętymi. Było to dla mnie straszne,kiedy jako osoba wierząca,uczęszczająca co niedziela do kościoła w czasie mszy miałam "wizje" seksualne z Jezusem w roli głównej.Myślałam wtedy,że coś mnie opętało,nie chciało mi sie chodzić do kościoła,żeby znowu tego nie przezywać,myślałam,że sama się może łudzę,że jednak w Boga nie wierzę,a to co się mi pojawia w głowie daje mi po prostu takie znaki.Jednak wiem,że w Boga wierzę,dlatego te myśli naprawdę napawały mnie lękiem... Moja natręctwa związane z kościołem szybko przychodziły i jeszcze szybciej odchodziły..później w ogóle zanikły więc zbagatelizowałam ten problem. Kilka lat później moi dziadkowie wyjeżdżali za granicę na kilka miesięcy,a ja w myślach zaraz przed wyjazdem zaczęłam im życzyć smierci...był to okres kiedy naprawdę się o nich martwiłam,bo oboje są schorowani a wyjeżdżali tak daleko na tak długo. Dlatego kiedy pojawiły się te myśli byłam w totalnym szoku,nie umiałam sobie poradzić,nie mogłam spojrzeć im w oczy.Zaczęłam się gorliwie modlić i jakoś ustąpiły.Potem był pogrzeb wujka , który zginął w wypadku...stojąc nad jego trumną nie mogłam uronić ani łzy,bo myśli które mnie wtedy nawiedziły zaprzątnęły mi cały umysł..nie wiedziałam co się ze mną dzieję,czemu żegnając osobę,która była mi tak bliska w myślach wyzywam,czemu myślę,że dobrze mu tak...nie mogłam nawet podejść do trumny i jako członek jego rodziny należycie się z nim pożegnać Pogrzeb minął ja wróciłam do domu i tam sie rozpłakałam..tak jakby te emocje ze mnie w końcu zeszły i wszystkie myśli odeszły w dal... Potem wyjechałam za granice jako opiekunka do dzieci..i tam własnie naszły mnie mysli pedofilskie...najgorsze co mogło mi się przytrafić .Mnie osobę,która zawsze była wyczulona na krzywdę dzieci,która dobrze się z nimi dogaduje,którą dzieci lubią. Pracującą wcześniej w przedszkolu,mającą do czynienia z dużą ilością dzieci,opiekującą się przez dłuższy czas siostrzenicą... Te mysli mnie brzydziły,ale wiem ze nigdy nie mogłabym nikomu zrobic krzywdy.Potem myśli te ucichły na jakiś czas na rzecz myśli związanych z moją mamą...myśli,które przekonały mnie do szukania pomocy,które wręcz sprawiły,że myślałam o samobójstwie. Wyzywanie swojej rodzicielki w myślach i myśli pedofilskie to to co teraz gnębi mnie najbardziej..głównie te drugie...bo myśli te pojawiają się wszedzie,jak tylko zobaczę jakieś dziecko,a nawet ubrania dziecięce. Nie ma we mnie chęci zrobienia tego co moje myśli mi w głowie pokazują,ale umysł jest tak przebiegły,że czasem ma się wrażenie jakby te chęci były. Np z koleżanką kiedyś mówiłyśmy o naszej wspólnej znajomej,która okazała się złodziejką. Jak to moja koleżanka powiedziała aż ją ręce swedzą,żeby to zrobić,żeby coś ukraść. Od tamtego momentu kiedy tylko mam myśli związane z dziećmi odczuwam jakby drętwienie ręki. Rozmawiając z panią psycholog na temat natręctw związanych z dziećmi powiedziała,ze "to tylko umysł,bo przecież nie ma w tobie chęci żeby to zrobić" Od tego momentu zaczęłam się "nieświadomie" intensywnie zastanawiać, a może to nie mój umysł,może to chęci..tak jakby moja psychika łapała wszystko co we mnie budzi lęk i kierowała to przeciwko mnie. Jest to dla mnie strasznie uciążliwe,bo przez to zaczęłam trochę unikać małych dzieci moich kuzynów,a naprawdę chci9aąłbym uczestniczyć w ich życiu... Boję się jednak,żę to mogą być chęci...chyba bym tego nie przeżyła :(... Ostatni tydzień był dla mnie naprawdę cięzki,stres w pracy i zmęczenie psychiczne i praca w której musiałam robić dobrą minę do słej gry,chamować swoją złość jeszcze się przy tym uśmiechając...tak jak to wszystko ustaliłyśmy z moją psycholog,te wszystko zatrzymane emocje znalazły ujście właśnie w myślach związanych z dziećmi. To lęk jaki wywołały sprawił,że płakałąm przez trzy dni...i to te łzy mnie trochę oczyściły i ustabilizowały. Jednak na ostatniej sesji zdecydowałam,że chcę wspomóc się lekami. Nie mam zamiaru rezygnować z psychoterapii, ale stwierdziłam,że chce jakoś w miarę normalnie funkcjonować... Możecie powiedzieć mi coś na temat leków,czy ktoś z was bierze i czy pomagają w takim stopniu,że przestanę się martwić,ze wszystko to co w moje głowie może przenieść się na rzeczywistość..?
×